Aureola fikcji

Joanna M. Kociszewska

"Nie spotykamy ludzi tam, gdzie są najpełniej sobą, gdzie się swobodnie wypowiadają, gdzie doświadczają swych najbardziej rzeczywistych trudów i radości, gdzie napotykają prawdziwe problemy. Grozi nam, że będziemy żyli pośród nich odseparowani aureolą fikcji."

Aureola fikcji

Od kilku dni media szaleją. Papież robi rzeczy nietypowe. Jesteśmy świadkami rewolucji w Watykanie? Przewrót w Kościele? Niekoniecznie.

Co się tyczy postaw, trzeba zważać na to, jakie jest poczucie łączności z biskupami na pierwszym miejscu oraz z innymi grupami Ludu Bożego; jaki udział się wnosi w rzeczywiste budowanie wspólnoty i w jaki sposób podejmuje się z miłością troskę o biednych, chorych, wydziedziczonych, bezbronnych, uciśnionych i jak, odkrywając w nich oblicze Jezusa „ubogiego i cierpiącego […] im stara się ulżyć niedoli i w nich stara się służyć Chrystusowi” (KK 8). Nie oszukujmy się, zwykli prości wierni, jakby wiedzeni instynktem ewangelicznym, rozpoznają od razu, kiedy w Kościele służy się Ewangelii, a kiedy się ją zuboża i przytłumia przez inne sprawy.

Jan Paweł II, pierwsza pielgrzymka do Meksyku, przemówienie na otwarcie Konferencji Episkopatów Ameryki Łacińskiej. Warto przypomnieć, w ostatnich dniach z racji osoby nowego papieża, wiele słyszymy o Kościele ubogim i dla ubogich i o teologii wyzwolenia.

Czy Kościół jest konserwatywny? Czy w jego przesłaniu mieści się stabilizacja istniejących struktur? Posłuchajmy Jana Pawła II (październik 1979, Nowy Jork):

Sieć wszelkiego rodzaju placówek charytatywnych, którą Kościół zdołał tu stworzyć, jest cennym oparciem dla skutecznego podejmowania szlachetnych inicjatyw mających na celu spieszenie z pomocą we wciąż powstających trudnych sytuacjach zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Dokładajcie starań, aby ta forma pomocy zachowała niezastąpiony charakter braterskiego i osobistego spotkania z cierpiącymi. […]

Ale to nie wystarczy. […] Winniście również szukać przyczyn strukturalnych umożliwiających lub powodujących istnienie na świecie i w waszym kraju różnego rodzaju ubóstwa, tak aby móc zastosować właściwe środki zaradcze. Nie pozwólcie zastraszyć się lub zniechęcić uproszczonymi ideologicznymi raczej niż naukowymi wyjaśnieniami, które usiłują objaśnić złożone zło za pomocą jednej tylko przyczyny. Zarazem jednak nie cofajcie się przed głębokimi nawet reformami postaw i struktur, które mogą okazać się konieczne w procesie nieustannego odtwarzania warunków niezbędnych do tego, aby osoby pozbawione przywilejów mogły uzyskać nową szansę w trudnym przebijaniu się przez życie. Biedni w Stanach Zjednoczonych i na całym świecie są waszymi braćmi i siostrami w Chrystusie. Nie możecie nigdy zadowalać się pozostawieniem im jedynie okruchów z uczty.

Kościół nie tylko nie stawia przeszkód na drodze reformy struktur, ale do niej wzywa. Nie wystarczy pomoc charytatywna, która zresztą ma mieć wymiar braterskiego spotkania i szanować godność tych, którym się pomaga. Konieczna jest działalność na płaszczyźnie społecznej i politycznej – trzeba przemieniać istniejące uwarunkowania i struktury grzechu. Niemniej – co ważne – nie można się poddawać uproszczonym interpretacjom i wynikającym z nich rozwiązaniom. Konieczna zmiana struktur nie dokona się wyłącznie na drodze politycznej.

Każdy przejaw ubóstwa jest wyzwaniem dla chrześcijańskiego miłosierdzia każdego z nas. Jednakże miłosierdzie powinno wyrażać się także w działalności na płaszczyźnie społecznej i politycznej, ponieważ problem ubóstwa na świecie wynika z konkretnych uwarunkowań, które ludzie dobrej woli, budowniczowie cywilizacji miłości, winni przemieniać. Tych "struktur grzechu" nie można przezwyciężyć inaczej, jak tylko dzięki współpracy wszystkich i dzięki postawie, która każe "zatracić samego siebie" dla bliźniego, a nie wyzyskiwać go, "służyć mu", a nie uciskać. (Jan Paweł II, XIV Światowy Dzień Młodzieży w diecezjach, 6.01.1999).

I tu jest podstawowy powód, dla którego Kościół negatywnie odniósł się do teologii wyzwolenia w formie, którą proponowano w Ameryce Łacińskiej. Reforma struktur – tak. Działanie na płaszczyźnie politycznej i społecznej – jak najbardziej. Ale sednem tego wszystkiego, drogą prowadzącą do zbawienia jest osobiste nawrócenie każdego człowieka. To sposób mało radykalny. Powolny. Często wydaje się mało skuteczny. Czy można skuteczniej? Taki sposób proponowała teologia wyzwolenia. Co ważne: słowo „wyzwolenie” oznacza w tym momencie zbawienie.

Teologia wyzwolenia odpowiada na nasze doświadczenia w sposób następujący – pisze kard. Ratzinger – ten stan [bieda, ucisk, bezprawie wszelkiego rodzaju, cierpienia sprawiedliwych i niewinnych – przyp.], którego nie da się tolerować, można przezwyciężyć jedynie przez radykalną zmianę struktur naszego świata, struktur grzechu i zła. Jeśli więc grzech sprawuje władzę nad strukturami i one niejako programują zubożenie, to pokonanie jest możliwe nie przez nawrócenie jednostek, lecz tylko na drodze walki ze strukturami bezprawia. Ta walka jednak musi być walką polityczną, ponieważ struktury są umacniane i podtrzymywane przez politykę. W ten sposób zbawienie nabiera charakteru procesu politycznego. […] Jest ono zadaniem, z którym ludzie sami mogą się uporać, a nawet muszą to zrobić. (Kard. Joseph Ratzinger: Wiara, prawda, tolerancja)

Tu leży punkt sprzeciwu wobec teologii wyzwolenia. Kiedy polityka chce być zbawieniem, obiecuje zbyt wiele. Jeśli chce czynić dzieła Boże, nie jest boska lecz demoniczna.

Kościół wskazuje inną drogę. Jest nią właśnie Kościół ubogich i dla ubogich.

Potrzebna jest dziś nowa «wyobraźnia miłosierdzia», której przejawem będzie nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ale zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka, solidaryzowania się z nim, tak aby gest pomocy nie był odczuwany jako poniżająca jałmużna, ale jako świadectwo braterskiej wspólnoty dóbr. Winniśmy postępować w taki sposób, aby w każdej chrześcijańskiej wspólnocie ubodzy czuli się «jak u siebie w domu». Czyż taki styl bycia nie stałby się największą i najbardziej skuteczną formą głoszenia dobrej nowiny o Królestwie Bożym? Bez tak rozumianej ewangelizacji, dokonującej się przez miłosierdzie i świadectwo chrześcijańskiego ubóstwa, głoszenie Ewangelii - będące przecież pierwszym nakazem miłosierdzia - może pozostać nie zrozumiane i utonąć w powodzi słów, którymi i tak jesteśmy nieustannie zalewani we współczesnym społeczeństwie przez środki przekazu. Miłosierdzie czynów nadaje nieodpartą moc miłosierdziu słów (Jan Paweł II, Novo millenio ineunte).

A konkretnie? Konkretnie oznacza to życie wśród ludzi, życie na ich poziomie materialnym. Spotykanie ich tam, gdzie są, gdzie żyją – i takich, jacy są.

Pewne formy prestiżu, pewne tytuły czy insygnia, pewne ceremoniały, pewne sposoby życia czy ubierania się, pewne pompatyczne i abstrakcyjne słownictwo, stanowią struktury izolacji tak samo, jak istnieją struktury spłaszczenia czy upodlenia – pisał dominikanin, Yves Congar - To, co niegdyś było przyjęte w świecie, który nie był w takim ruchu jak nasz świat i który był przepojony szacunkiem wobec ustanowionych godności, dzisiaj jest już tylko środkiem umacniającym izolację: jest ekranem – i właśnie dlatego tak nam leży na sercu nazwanie tego i odrzucenie. Istnieją formy budzenia szacunku, formy podtrzymywanej wokół nas atmosfery tajemnicy, które dzisiaj osiągają skutek odwrotny od zamierzonego. Nie tylko trzymają ludzi na dystans od nas, ale trzymają nas na dystans od ludzi, sprawiając że realny świat ich życia jest dla nas niedostępny duchowo. […] Dlatego już nie spotykamy ludzi tam, gdzie są najpełniej sobą, gdzie się swobodnie wypowiadają, gdzie doświadczają swych najbardziej rzeczywistych trudów i radości, gdzie napotykają prawdziwe problemy. Grozi nam, że będziemy żyli pośród nich odseparowani aureolą fikcji.

Książka o. Congara, z której pochodzi ten tekst („O Kościół służebny i ubogi”), ukazała się drukiem przed drugą sesją Soboru Watykańskiego II. Uzyskała imprimatur 15 czerwca 1963 roku. Pięćdziesiąt lat temu. Do tych inspiracji wraca dzisiaj papież Franciszek. Może tym bardziej warto ten tekst przypomnieć w Roku Wiary, zainaugurowanym w pięćdziesiątą rocznicę otwarcia Soboru Watykańskiego II.

Czasem słychać głosy o potrzebie trzeciego Soboru. Czytając te słowa nie mogę oprzeć się wrażeniu, że niewiele wiemy tak naprawdę o drugim...