Trzęsienie ziemi

Wydawnictwo Niecałe/ Gość Niedzielny 2013.

publikacja 17.03.2013 07:50

Naprawdę wierzysz, że to płótno jest autentyczne i pochodzi z grobu Chrystusa? „Tak” – odpowiedział. Nic więcej. Ale taką odpowiedź dał po raz pierwszy w swoim długim życiu badacza. Fragment książki: Paul Badde „Twarzą w Twarz. Świadkowie koronni Zmartwychwstania”.

Trzęsienie ziemi Paul Badde, autor książki. Roman Koszowski/ Agencja GN

Było już ciemno, na ulicach w Jerozolimie zrobiło się spokojnie. Odwiedził nas naukowiec z protestanckimi korzeniami, niezwykle wykształcony i elegancko ubrany starszy dżentelmen z Europy. Studiował Całun Turyński bardziej intensywnie niż wszyscy inni, których spotkałem w moim życiu do tego czasu. Znałem go z Turynu. A teraz przyszedł do nas na ulicę Heleny Hamalki w odwiedziny na obiad.

Chleb i oliwa z oliwek leżały wciąż na stole, nalaliśmy więcej wina i opowiedzieliśmy mu o naszych badaniach w Ziemi Świętej, a on przedstawił historie ze swojego życia jako badacza i zaprezentował serię związanych z całunem odkryć z ostatnich lat. Okazało się, że właśnie znowu doszedł do nowych wniosków na temat struktury tkackiej starożytnych tkanin w Ziemi Świętej, które korespondują z lnianą tkaniną z Turynu.

Trzęsienie ziemi

Paul Badde: Twarzą w Twarz Wydawnictwo NIECAŁE/ Gość Niedzielny 2013

Jednak to, co uważał za szczególnie niezwykłe, to było coś, czego doświadczył nie tak dawno. Przy innym obiedzie inny uczony całkiem naiwnie zadał mu najistotniejsze pytanie dotyczące całunu – czy on naprawdę wierzył, że to płótno jest autentyczne i pochodzi z grobu Chrystusa. „Tak” – odpowiedział. Nic więcej. Ale taką odpowiedź dał po raz pierwszy w swoim długim życiu badacza. W tej samej chwili kryształowa lampka wina stojąca przed nim nagle rozbiła się na tysiące małych kawałków.

„Bez jakiegokolwiek wpływu z zewnątrz, rozumiesz? To się po prostu stało. Byłem okropnie przestraszony” – powiedział. „Ale nie wolno ci o tym powiedzieć nikomu więcej!” – dodał natychmiast, wyraźnie zmieszany. I zobaczyłem w nikłym świetle lampy, jak się zarumienił. Dlatego nie chcę też o tym mówić nikomu innemu. Ale co to udowadnia? Wstydliwość? Lęk przed utratą szacunku u ludzi i strach przed krzywymi spojrzeniami, uniesionymi brwiami wielu kolegów na uniwersytecie? Obawę, że przestaniemy być traktowani poważnie jako naukowcy? No cóż. Takie historie krążą wokół grobu cudownego zmartwychwstania Chrystusa jak motyle na wiosennej łące. I nic dziwnego, skoro pusty grób jest przede wszystkim „samym sercem Kościoła”, jak powiedział tutaj papież Benedykt XVI w piątek 15 maja 2009 roku.

Konkurs - wejdź!

Jednak, co trzeba zauważyć, Jan w swojej relacji z wizyty Piotra w tym miejscu nie mówił o pustym grobie. „Przybył także idący za nim Szymon Piotr – pisze zamiast tego jedyny naoczny świadek w decydującym momencie – i on wszedł do grobowca. Tam spostrzegł leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie” (J 20,6-7). Oczywiście jedna z tych lnianych tkanin czy chust była całunem czczonym dzisiaj w Turynie. Użyte przez ewangelistę słowo othónia w języku greckim znaczy: tkaniny. Grób był pusty o tyle, że nikogo tam nie było. Jednak nie był on całkowicie pusty. Tutaj jeszcze raz mamy różnicę, która robi różnicę, jak mówi Gregory Bateson. Marginesowy – zdawać by się mogło – zapisek, który równie dobrze mógłby być pominięty, nagle jest w centrum uwagi i staje się rzeczywistym kluczem do wszystkiego (jak w doskonałym morderstwie, w którym sprawca zostawia ślad DNA na wiecznym piórze). Oczywiście, to całkiem zrozumiałe, dlaczego fakt istnienia tych tkanin mógł umknąć ludziom w późniejszym czasie – ewangelista Łukasz napomyka o nich jednym słowem, jednak już Marek i Mateusz w ogóle nic na ten temat nie mówią. Ale przecież te tkaniny zostały wspomniane w kluczowym dla tej sprawy miejscu Biblii.

Ewangelie przedstawiające zmartwychwstanie są napisane skomplikowanym stylem, ucinają tekst w jednej scenie i przenoszą się do następnej – to technika znana z filmów. Ale pod żadnym względem nie mamy w nich do czynienia z prymitywnymi, linearnymi opowiadaniami z Nowej Gwinei, w których wieśniak mówi: „A potem to i potem tamto, a potem jeszcze coś innego”, i tak dalej. Ewangelie pokazują obrazy – cięcie! – a potem inne obrazy – cięcie! – i jeszcze inne obrazy... Jak każdy dobry film opowiadają również za pomocą obrazów, które pokazują historię całkowicie spójną, bardzo wiarygodną, sensowną. W tym procesie „ucinania” tkaniny przetrwały. Są one istotne, jeśli chodzi o wydarzenia tamtej nocy.

Jest jeszcze inny, podobnie wiarygodny powód, dla którego przez prawie dwa tysiące lat przechodziliśmy obok tych tkanin pospiesznie, jakbyśmy ich w ogóle nie zauważali. Dzisiejsze pobożne praktyki żydowskie i żydowskie zwyczaje z czasów Jezusa Chrystusa różnią się na wiele sposobów. Jest jednak w nich coś, co pozostało prawie niezmienne w czasie ostatnich dwóch tysięcy lat. To obowiązujące standardy utrzymania rytualnej czystości – ustanowiony kod przykazań i zakazów dotyczących gotowania, higieny i wszystkich dziedzin życia w ogóle. Księga Kapłańska w Biblii jak granat pełna jest ziaren i zawiera setki niezwykle precyzyjnych instrukcji, co robić, a czego unikać, aby prowadzić życie miłe Bogu. Temu samemu służy Miszna, księga ustnych tradycji. One obie pomagają wyjaśnić fenomen tego, że judaizm się zachował i przetrwał przez wszystkie momenty rozproszenia, pogromy i Holocaust. Było to możliwe, gdyż lud żydowski separował się od wszystkich innych nacji. Hetyci, Kanaanici, czy jakkolwiek inaczej wszystkie te ludy starożytne były nazywane, nie zdołali tego dokonać. Tak więc jedna rzecz była absolutnie spójna wśród pobożnych Żydów wtedy i jest do dzisiaj: rożne rodzaje żywności, przedmioty i miejsca były i są przez nich uważane za tabu. Żydzi mają w tej sferze specjalne słowo znane już w starożytności – „koszerne”. Istnieje nawet hierarchia koszerności – czystości. Panierowany kotlet wieprzowy z sosem śmietankowym, okraszony krewetkami na przykład już jest nieczysty. Ale najbardziej odrażające i najbardziej nieczyste rzeczy, które można sobie wyobrazić na tym świecie, to dla Żydów przedmioty z grobu, przedmioty, które miały kontakt z martwym ciałem.

„I co ty na to, drogi Adamie?” – napisałem więc w mejlu do mojego żydowskiego przyjaciela w Jerozolimie, który przyjął chrzest lata temu. „Czy te nakazy czystości ciągle mają dla ciebie tajemniczą siłę? Czy mimo chrztu ciągle czujesz się w jakikolwiek sposób przywiązany do podziału świata na koszerny i niekoszerny, czysty i nieczysty?” Adam jest radykałem, który zawsze chce osiągnąć 200 procent, niezależnie od tego, co postanowi zrobić. W taki też sposób został chrześcijaninem, co w Izraelu jest sprawą niebagatelną. W każdym razie celowo zerwał z żydowskim prawem. „Nie sądzę” – napisał w odpowiedzi dwa dni później. „Nie jem żab, ale ślimaki i wieprzowinę tak. Jednak unikam wszystkiego, co miało jakikolwiek kontakt ze zmarłym. Wtedy instynktownie się wycofuję i obawiam nieczystości”.

Wiem, że Adam nie boi się ani śmierci, ani zła. Jednak w tym przypadku jego dusza jest oporna, wciąż zachowuje tysiącletnie tabu, jakby utrwalone w bursztynie. Po zmartwychwstaniu Chrystus zostawił swój wizerunek na płótnie – popełnił wykroczenie pierwszego stopnia przeciwko żydowskiemu zakazowi tworzenia obrazów, ale to była tylko jedna rzecz. To, że utrwalił ten wizerunek na całunie, materiale do pochowku, było zupełnie nie do przyjęcia. Tkaniny do grzebania zmarłych należały do sfery absolutnego tabu. Już nawet o dotknięciu czegoś takiego nie mogło być mowy, a czczenie przedmiotów pochodzących z grobu było absolutnie nie do pomyślenia.

Płótnom do pochowku Chrystusa również – a może zwłaszcza im – nie można było oddawać czci publicznie, ale tylko w ukryciu, w prywatnych domach kontrowersyjnych zwolenników Jezusa. A gdyby i to wyszło na jaw, byłby to dobijający, ostateczny argument przeciw „nowej drodze”, którą apostołowie kroczyli po zmartwychwstaniu Chrystusa: I co? Uklękniesz przed łachmanem z grobu? Mógłbyś równie dobrze czcić świnię. Złoty cielec u stop góry Synaj był czystszy i milszy Bogu niż to, nawet jeśli Izraelici bałwochwalczo tańczyli wokół niego, w czasie gdy Mojżesz otrzymywał Dziesięć Przykazań na gorze. Pierwotna społeczność chrześcijańska nie przetrwałaby tygodnia po zmartwychwstaniu Chrystusa, musząc zmagać się z takimi hańbiącymi zarzutami, i to szczególnie w Jerozolimie, w sercu żydowskiego świata, gdzie sam Jezus z Nazaretu zawisł na krzyżu poprzedniego piątku. To po prostu nie miało szans się udać.

Poza tym w żydowskich miastach był motłoch, tak jak później był motłoch w chrześcijańskich miastach wzdłuż rzeki Ren, który szturmował żydowskie synagogi, kiedy krzyżowcy z regionu wyruszyli do Jerozolimy, aby uwolnić grób Chrystusa z rąk muzułmanów. Krotko mówiąc – ukrycie tkanin z pochowku Chrystusa w tym czasie było nie tylko rozważnym posunięciem. To była konieczność.

Ta wiedza o całunie, która nie mogła być podana do wiadomości publicznej, musiała być trzymana w sekrecie przez apostołów od samego początku. Tajemnice rodzinne nie powinny wychodzić poza progi domu. A tu rzeczywiście mieliśmy dom młodej, chrześcijańskiej społeczności i skrywany w nim pierwotny dokument o męce i zmartwychwstaniu jej Pana i Mistrza. Zatem czy można się jeszcze dziwić „cuchnącej, grobowej ciszy”, w której całun pozostał ukryty podczas pierwszych stuleci?

Ale czy naprawdę nie ma żadnych wzmianek o całunie z wczesnego okresu apostolskiego? Może jednak istnieją. W rozdziale 10 Dziejów Apostolskich na przykład św. Łukasz opowiada o nadzwyczajnej wizji apostoła Piotra w mieście portowym Joppa (dzisiaj Jafa niedaleko Tel Awiwu): Piotr wszedł na taras domu, aby się modlić. Było to około południa. Odczuwał jednak głód i chciał coś zjeść. W czasie gdy przygotowywano mu posiłek, miał widzenie. Zobaczył otwarte niebo i coś jakby wielkie płótno czterema końcami opadające ku ziemi. Znajdowały się na nim wszystkie czworonożne zwierzęta, płazy oraz ptaki. Usłyszał także słowa: „Podejdź, Piotrze, zabijaj i zjedz!”. Piotr odpowiedział: „Nie zrobię tego, Panie, gdyż nigdy nie jadłem nic skażonego ani nieczystego”. Wtedy po raz drugi usłyszał: „Nie uważaj za skażone tego, co Bóg oczyścił”. Powtórzyło się to trzy razy, a potem ten przedmiot uniósł się do nieba. Kiedy Piotr zastanawiał się nad znaczeniem tego, co widział, zobaczył wysłanników Korneliusza (Dz 10,9-17).

Czyż to „wielkie płotno” w jego widzeniu, nieczyste przez kontakt z nieczystym jedzeniem, ktore było na nim podane, nie nasuwa przypadkiem skojarzeń z inną długą, rownież nieczystą tkaniną, ktora już wtedy była przechowywana w pierwotnej społeczności chrześcijańskiej? Czy to właśnie przyszło Piotrowi do głowy, kiedy szukał znaczenia swojej wizji? Czy była w niej zakodowana wiadomość o ukrytym całunie Chrystusa? Tak, to możliwe. Choć to oczywiście czysta spekulacja – nie da się tego potwierdzić.

Z drugiej strony nikt nie może wątpić w to, co Jezus powtarzał całe życie o starym żydowskim pojmowaniu czystości i nieczystości. Tak czytamy na ten temat u ewangelisty Marka, ktory notował w rozdziale 7: [Jezus] potem znowu przywołał do siebie tłum i powiedział: „Słuchajcie Mnie wszyscy i zrozumiejcie! Nic, co wchodzi do człowieka z zewnątrz, nie może go splamić; lecz co wychodzi z człowieka, to go plami”. Kiedy opuścił tłum i wszedł do domu, Jego uczniowie pytali Go o znaczenie tych słów. Odpowiedział im: „To i wy nie rozumiecie? Nie dostrzegacie, że wszystko, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może go splamić; gdyż nie wchodzi do jego serca, ale do żołądka i wydalane jest na zewnątrz”. W ten sposób uznał wszystkie pokarmy za czyste. I mówił dalej: „Co wychodzi z człowieka, to właśnie go plami. Z wnętrza, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, rozpusta, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zawiść, bluźnierstwo, pycha, głupota. Całe to zło wychodzi na zewnątrz i plami człowieka (Mk 7,14-23).

To był przełom. Rytualna czystość wciąż powracała jako kwestia sporna w debatach Jezusa z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie. Ten konflikt przewija się przez wszystkie cztery Ewangelie. Jezus ciągle był oskarżany o to, że miał do czynienia z ludźmi „nieczystymi” i marginesem żydowskiego społeczeństwa, z poborcami podatkowymi, prostytutkami i innymi grzesznikami. Ale jeśli chodziło stosunek do tkanin z grobu – w tej kwestii żydowską naukę o czystości i podejście „nowego Izraela”, jak pojmował swoje istnienie pierwotny Kościół, dzieliła już absolutnie bezkresna przepaść. Sprawa płócien z grobu, bardziej niż cokolwiek innego, doprowadziła do momentu krytycznego w żydowskiej historii. My jednak, jakiekolwiek moglibyśmy mieć o tym pojęcie, i tak nie poczujemy powagi sytuacji. Jak żadne inne przykazanie radykalny jest u Żydów podział na to, co czyste i co nieczyste, co wewnętrzne i zewnętrze; na „kogoś z nas” i „jednego z nich”; na to, co „w środku” i co „na zewnątrz”. Dobry i grzeszny, samozwaniec i inni grzesznicy, jeden lud a inny, jedna rasa czy inna... Nakazy czystości były (i są) najwyższym murem dzielącym naród żydowski i pogan. Musiał on jednak runąć, aby mógł powstać nowy Kościół apostolski, w którym dzięki tkaninom z grobu Chrystusa bariera czystości przestała być problemem, znikła na zawsze. Od tego czasu nic nie jest już więcej nieczyste dla chrześcijanina: ani trędowaty, ani żywność, ani uryna, ani zasklepione rany, ani żadne choroby zakaźne. Od tego czasu dla chrześcijan nie ma żadnych „obszarów zakazanych”.

Nie oznacza to oczywiście, że nie było momentów, gdy zapominano, jak być powinno. Wciąż na nowo rodziły się pokusy, by powrócić do zasady czystości w taki czy inny sposób. Czysty w języku greckim to katharos. Od tego słowa pochodzi nazwa średniowiecznych katarów z południowej Francji, w Niemczech nazywanych heretykami – ketzer. Byli oni samozwańczymi „czystymi”, którzy już w średniowieczu funkcjonowali jako prekursorzy późniejszych systemów totalitarnych. Chrześcijaństwo w Europie walczyło przeciwko nim radykalnie, kiedy jeszcze miało siły to zrobić. To jednak pokazuje, że bez tej rewolucji na początku matka Teresa w slumsach Kalkuty byłaby nie do pomyślenia – to, jak pochylała się nad umierającymi, aby ich oczyścić i umyć ten ostatni raz...

Powróćmy jednak do Jezusa z Nazaretu. Czyż nie widać przebłysku humoru Jego Ojca w fakcie, że Święty Izraela zostawił swoim żydowskim uczniom po swej śmierci cenny skarb na niebywale nieczystym materiale jako pierwszą relikwię. W każdym razie od zmartwychwstania Chrystusa minęło jakieś 20 lat do momentu, kiedy ostatnia rada apostolska w Jerozolimie około roku 50 zdecydowała znieść obrzezanie dla nowo ochrzczonych chrześcijan i odstąpiła od nauczania młodej społeczności chrześcijańskiej żydowskich nakazów czystości. W kwestii traktowania tkanin do pochowku takiej decyzji spodziewano się już podczas pierwszej Wielkanocnej nocy. Jeśli o nie chodzi, można by przypuszczać, że podział na chrześcijan i Żydów też został przeprowadzony tej nocy.

Ale tu stało się coś innego, co trzeba wyrazić bardziej precyzyjnie – to nie był podział, to było scalenie. Fuzja, połączenie czystych Żydów i nieczystych pogan w jedną grupę – nowych ludzi. Mieliśmy wywrotowe zgromadzenie tych, którzy krotko potem w wielkim mieście Antiochia nad rzeką Orontes zostali nazywani chrześcijanami po raz pierwszy, ponieważ wierzyli, że Jezus był „Chrystusem”, „Mesjaszem”, „Namaszczonym przez Boga”, w którym (Syn) Najwyższego stał się człowiekiem i pokazał swoją twarz. Słowo Boga – Tora z 248 nakazami (i 365 zakazami) – przybrało formę i ciało z 248 kośćmi. Jan też to zapisał. Od tego czasu wierzący musiał tylko naśladować Jezusa, aby pójść do nieba i osiągnąć życie wieczne. Odtąd nie było już więcej pytania o czystość czy nieczystość.

Żaden inny dokument we wczesnym świecie chrześcijan nie wyraża tego jaśniej niż całun. W nim słyszymy, o ile można tak powiedzieć, jak stara zasłona w starej świątyni rozdziera się od gory do dołu, zasłona między Świętym i nieświętym. Odtąd wiemy, że wszyscy, owszem, jesteśmy nieczyści i że jesteśmy grzesznikami, ale w świecie, który cały jest święty i ukochany przez Boga.

Aż poczerwieniałem na twarzy, mówiąc o tym wszystkim w drodze powrotnej z Turynu do Rzymu. „Ale zaczekaj moment” – powiedziała Ellen za stacją kolejową w Genui, właśnie w chwili, kiedy wyjeżdżaliśmy z jednego z tysiąca tuneli w stronę jasnego, świetlistego nieba w Ligurii. „Cały czas mówisz o starym podziale na to, co czyste i nieczyste, co wewnątrz i na zewnątrz, co nasze i ich. Mówisz o czymś „w środku” i „poza nim”, o dobrych i nikczemnych, prawych i grzesznych, o jednym ludzie czy innym, o tej czy innej rasie lub o rożnych klasach, o murze między Żydami i poganami itd. A jednak czy nie powinniśmy w dyskusji nad tym grobem rozmawiać najpierw o rozłamie między życiem i śmiercią, który został tutaj zniesiony? Czy Bóg przez zmartwychwstanie Jezusa po śmierci nie przemienił tego nieczystego grobu w święte i czyste tabernakulum, w nową Arkę Przymierza, gdzie został zachowany Chrystus, wcielone Słowo – umęczone ciało Syna, uosobienie nowego prawa miłości, które jest Jego przez wszystkie wieki? Uosobienie miłości wrogów?!”

Nie mogłem złapać oddechu. Nowy lek ostatnio bardzo rozrzedził moją krew, ale nie to było powodem mojego stanu, tylko ta uwaga Ellen. Oczywiście, przecież to o to chodziło: pierwotny podział, o którym najpierw mówią te tkaniny do pochowku! Przetarłem oczy i poczułem, jak spadają z nich łuski. Cóż innego pokazuje nam ten czuły majestat w obliczu na Całunie z Turynu, jak nie tę łagodną twarz oczekującą nas, również po śmierci? A w tym spotkaniu – sąd, podczas którego to my sami zdajemy sobie sprawę z naszych grzechów i sami osądzamy siebie na podstawie tego, co robimy i co zrobiliśmy na ziemi. Tutaj, na całunie, Bóg staje przed nami jako człowiek, w centrum naszej wiary. Tutaj widzimy, że nie musimy się obawiać śmierci. Powinniśmy raczej martwić się o świat i ludzi, którzy nie obawiają się żadnego osądu ani nie wierzą w życie po śmierci – niezależnie od tego, czy są bankowcami, dowódcami czy naszymi sąsiadami.

„Ale czy jest jakaś wskazówka w Biblii, że te tkaniny były naprawdę zachowane?” – zapytała Ellen. Tak, ale nie bezpośrednio. Jeśli chodzi o pośredni dowód – to jest inna sprawa. Około 20 stron po Janowym opisie zmartwychwstania znajdujemy w Piśmie Świętym fragment przedstawiający zaskakujący epizod z początku życia Kościoła. W Dziejach Apostolskich w rozdziale 19 w 11 wersie czytamy, że „za pośrednictwem Pawła Bóg czynił też niezwykłe cuda. Nawet jego chusty i przepaski kładziono na chorych, a oni odzyskiwali zdrowie i opuszczały ich złe duchy”.

Konkluzja nasuwa się sama: skoro fragmenty odzienia zupełnie marginesowo potraktowane przez apostoła Pawła już w czasie jego życia zdobyły tak wielkie uznanie we wczesnej społeczności chrześcijańskiej, to czyż tkaniny z pustego grobu, jakże znacząco wspomniane przez Jana, nie powinny być dużo wyżej cenione? To niemożliwe, aby pozbyto się ich jako śmieci, wrzucając je do oddzielnego pojemnika. Nieprawdopodobne też, by zostały zapomniane, pozostawione w grobie czy wyrzucone. Czy nie były one, mówiąc metaforycznie, pierwszymi stronami Dobrej Nowiny o męce i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa? Ależ oczywiście, że były! Nie ma zatem wątpliwości, że te tkaniny musiały być strzeżone od samego początku przez Matkę Chrystusa i apostołów jako cenny skarb – nawet jeśli nie tylko ich pochodzenie, ale samo istnienie musiało być absolutnie natychmiast ukryte i zamaskowane, gdyż, jak powiedzieliśmy, te pierwsze dokumenty Ewangelii o Jezusie Chrystusie zostały wypisane na najbardziej nieczystym dla wyznawców judaizmu materiale, jaki można sobie było wyobrazić.

Nie było więc żadnego innego wyjścia, jak tylko bezzwłocznie je schować. Mając świadomość tych okoliczności, od razu dużo łatwiej zrozumieć kilka sprzeczności krążących wokół wieści o zmartwychwstaniu, jak również samo to, że tkaniny z grobu Chrystusa są w ogóle szczątkowo wspomniane przez innych ewangelistów. Po prostu były ku temu bardzo istotne powody.

U Łukasza znowu pojawiają się „płótna”, mamy też Piotra zdumionego ich widokiem. Łukasz nie notuje, że apostoł przyszedł, aby uwierzyć. Zamiast tego wspomina o „dwóch mężczyznach w lśniących szatach”. Nie o Piotrze i Janie. Mowa była o aniołach, a aniołowie to wysłannicy z nieba. Ale wieść z nieba była teraz także wypisana na płótnie. Pokrwawiony całun stał się czysty – „lśniące szaty”. Przesłanie było jasne. Żaden anioł nie mógł tego ogłosić i wyjawić bardziej klarownie. „Nie ma Go tutaj! Zmartwychwstał, jak zapowiedział. Podejdźcie i zobaczcie miejsce, gdzie Go położono”. Wszystkie te tkaniny do pochowku, o których mówił Jan, powiedziały tę samą rzecz.

Trzęsienie ziemi?

No cóż, zmartwychwstanie Chrystusa było samo w sobie wydarzeniem sejsmicznym takiego rodzaju, jakiego ziemia nigdy wcześniej nie doświadczyła. Ale fakt, że te nowe, niesamowite wieści były napisane na najbardziej nieczystym materiale, prawdopodobnie wstrząsnął światem żydowskim u podstaw. Jednak to „wielkie trzęsienie ziemi” u Mateusza (28,2) nie było tylko metaforą czy wyszukanym kodem. Wszyscy ewangeliści mieli powód, aby mówić i pisać tak, jak to zrobili, o trzęsieniu ziemi, posłaniach, aniołach i tkaninach. Wzięte razem i czytane jako całość Ewangelie sprawiają, że ta jedna ostatnia rzecz staje się jasna.

Już wcześniej wspominałem o nowoczesnej, filmowej technice budowy Ewangelii. To tak jakby ciąć jedną scenę i przenosić się do innej, zostawiając pewne obrazy, które są integralną częścią tego filmu, właściwie niepokazane. Dlatego też jeśliby przewinąć fragmenty Ewangelii w zwolnionym tempie, każdy szczegół nabierze znaczenia. Najpierw historia o strażnikach przy grobie, którzy upadli na ziemię „niczym umarli”, a następnie pobiegli do miasta i powiadomili wyższych kapłanów „o wszystkim, co się wydarzyło (Mt 28,11). Przewińmy film nieco do przodu. Widzimy Piotra i Jana znajdujących tkaniny do pochowku w pustym grobie. Jan, który pierwszy przybył do grobu, zatrzymał się, aby zajrzeć do środka, jak pisze, i zobaczył leżące płótna. Nie wszedł jednak do środka. Przybył także idący za nim Szymon Piotr i on wszedł do grobowca. Tam spostrzegł leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie. Nie leżała ona razem z tamtymi płótnami, lecz zwinięta osobno w innym miejscu (J 20,5-7).

Teraz przeskoczmy do Mateusza, aby zobaczyć przestraszone kobiety w drodze z grobu do jedenastu apostołów. Mateusz pisze dalej: Gdy [kobiety] były jeszcze w drodze, niektórzy strażnicy przyszli do miasta i powiadomili wyższych kapłanów o wszystkim, co się wydarzyło. Oni zebrali się ze starszymi i po naradzie dali żołnierzom dużo pieniędzy, nakazując: „Mówcie tak: Nocą, kiedy zasnęliśmy, przyszli Jego uczniowie i wykradli Go. A jeżeli dowie się o tym namiestnik, wyjaśnimy mu to, żebyście nie mieli kłopotów”. Oni wzięli pieniądze i zrobili tak, jak ich pouczono. I rozeszła się ta wieść wśród Żydów i jest powtarzana aż do dnia dzisiejszego (Mt 28,11-15).

Epizod ten prowadzi tylko do jednego wniosku. Strażnicy musieli przyjść do grobu później niż apostołowie i naprawdę musieli znaleźć go całkowicie pustym. Kiedy przybyli, płótna już tam nie leżały tak, jak opisuje je Jan. Przed przybyciem straży Piotr i Jan – w porządku wydarzeń naszego nienagranego filmu – musieli zabrać te płótna ze sobą. Szybko, w pośpiechu, natychmiast! Inaczej oskarżenia arcykapłanów i twierdzenie strażników byłyby absurdem: nikt nie kradnie ciała i nie pozbawia go płócien przed wyniesieniem. Strażnicy musieli zastać już pusty grób, zanim poszli do arcykapłanów. W przeciwnym razie czy nie zabraliby tych płócien ze sobą? Prawdopodobnie tak.

Ale gdzie były straże wcześniej, o świcie, kiedy Maria Magdalena, a potem Piotr i Jan, biegnąc, przybyli do grobu? Nie wiemy. To raczej chaotyczna scena, którą oglądamy jak podczas trzęsienia ziemi – kiedy grunt usuwa się nam spod nóg i każdego obchodzi tylko jego własne bezpieczeństwo. W takiej sytuacji nawet legendarni, zdyscyplinowani rzymscy legioniści mieli prawo trząść się ze strachu i paść na ziemię jak nieżywi. W każdym razie zanim się rozjaśniło i strażnicy wrócili do grobu, Piotr i Jan musieli szybko zebrać wszystkie płótna razem i przenieść je w bezpieczne miejsce; inaczej zarzuty arcykapłanów nigdy nie mogłyby być uzasadnione. Jedynie całkowicie pusty grób mógł być dowodem na wykradzenie ciała.

Ten argument stosowali też ojcowie Kościoła. Nikt nie potrafiłby mówić możliwie wiarygodnie o kradzieży ciała, gdyby te płótna ciągle tam leżały. A zatem strażnicy musieli widzieć zupełnie pusty grób.

A jeśli jednak nie tak to wyglądało? Przecież poza wszystkim, nawet pomijając sprawę ukrytych scen w naszym filmie – nie było nas tam! Sami nie mogliśmy być świadkami tych wydarzeń! Dobrze, ale przecież prawdą jest także, że każde dziecko, będąc jeszcze w łonie matki, słyszy jej głos, a jeśli ma szczęście, słyszy też ojca głos, ale gdy tylko otwiera oczy po raz pierwszy, prawdopodobnie pierwszą rzeczą, która widzi, jest pochylona nad nim twarz matki, tak okrągłą jak księżyc w pełni. Nie od razu, nie na samym początku, ale jednak bardzo, bardzo wcześnie, wizualna percepcja zajmuje ważne miejsce w życiu każdej ludzkiej istoty, która nie rodzi się niewidoma. I tak też właśnie jest z wiarą chrześcijan. Na początku było Słowo. Jednak szybko obraz także staje się istotny. Zresztą możemy wyobrazić sobie obraz czegoś, co jeszcze nie istnieje, czego nikt jeszcze wcześniej nie widział.

Przez swoje wcielenie Bóg sam ostatecznie stał się Wizerunkiem, również w miłościwym uosobieniu jego Syna, a w zmartwychwstaniu Chrystusa pozostawił pierwszy jego ślad w płótnach z grobu, w niezniszczalnej Twarzy Chrystusa, której do dziś ani śmierć, ani proces rozkładu nie były w stanie zniszczyć.