Tę walkę można wygrać

Anne-Marie Le Roux: Jak wygrywać walki duchowe

www.wydawnictwo.pl |

publikacja 02.03.2013 06:30

Idea jest jedna: to Chrystus zawsze ma zwyciężać swych nieprzyjaciół – tak w nas, jak i poza nami.

Tę walkę można wygrać Wydawnictwo PROMIC Anne-Marie Le Roux: Jak wygrywać walki duchowe

Walka duchowa może rozgrywać się na dwóch płaszczyznach:

  • na płaszczyźnie „wewnętrznej”: w tym przypadku pole walki stanowi dusza, a toczy się ona przeciwko grzechowi. Jest to walka między ciałem i duchem, jaką przedstawia św. Paweł. Może być to również walka cnót z wadami;
  • na płaszczyźnie „zewnętrznej”: tutaj sam chrześcijanin walczy przeciwko napadającym na niego wrogom lub przychodzącym z zewnątrz pokusom.

Każdy autor piszący na temat duchowości będzie kładł nacisk na jeden lub drugi z wymienionych aspektów, lecz idea jest ta sama: to Chrystus zawsze ma zwyciężać swych nieprzyjaciół – tak w nas, jak i poza nami.

Punkt centralny: nasze współdziałanie

To zrozumiałe, że punktem newralgicznym walki duchowej jest nasze przyzwolenie. Jeśli dopuszczam się grzechu, to znaczy, że zezwalam na jakieś zło. Prawie zawsze grzeszymy po to, by uzyskać jakąś przyjemność, gdyż owoc jest ponętny. „Zerwanie owocu” wciąż powtarza się w naszym życiu.

Gdy pojawia się pokusa, mogę się jej oprzeć. W takim przypadku przyzwolenie nie wchodzi w grę. Jednak, gdy poddaję się sugestii choćby tylko w myślach (delektuję się), zaczynam flirtować ze złem. Jest to ten rodzaj współdziałania, którego Nieprzyjaciel od nas oczekuje. Zawsze będzie stał na czatach i wypatrywał w nas szczelin.

Jednocześnie dzięki temu możemy zdać sobie sprawę z rozmiarów naszej wolności: diabeł nie jest w stanie niczego w nas zdziałać, jeśli się na to nie zgadzamy. Ma nad nami władzę o tyle, o ile jesteśmy w zmowie ze złem. Św. Antoni Pustelnik porównuje go do siekiery, która może ściąć drzewo tylko wtedy, jeśli ma trzonek. Trzonek zaś to nasza wolność!

Świadectwa zwycięstwa

Świadectwa dotyczące tej dziedziny mają ekstremalny charakter, jednak dobrze pokazują, jak możemy pozwolić Chrystusowi odnieść zwycięstwo. W książce Ukryte Dzieciątko z Medjugorie s. Emmanuel Maillard opowiada, jak podczas swego pobytu w Indiach (miała wtedy 24 lata) poszła przez ciekawość i niewiedzę na konsultacje do hinduskiego astrologa. Kilka słów wystarczyło, by zamknęła się w nieszczęściu, które w niewysłowiony sposób przytłoczy ją na wiele kolejnych lat. Jej cierpienie duchowe staje się do tego stopnia nie do zniesienia, że pewnego dnia postanawia, iż w ciągu kilku godzin skończy z życiem. To właśnie wtedy ocalenie niesione przez Chrystusa objawi się w szczególnie widoczny sposób po modlitwie wstawienniczej, będącej odpowiedzią na prośbę, którą Emmanuel skierowała wcześniej do Boga.

To jeszcze jeden dowód na to, że Chrystus ma moc wypędzać ciemności: Nigdy nie zapomnę tej chwili, w której wstałam z ławki. W czasie modlitwy nie odczuwałam niczego szczególnego, żadnych wyraźnych emocji, nic. Ale w chwili, gdy stanęłam na nogi, zdałam sobie sprawę, że cierpienie zniknęło. Śmiertelna trwoga mnie opuściła. Kładłam i zdejmowałam rękę z serca, jak ktoś, kto maca marynarkę, szukając okularów czy portfela. Zniknął ciężar. Zostałam uwolniona. Jezus rzeczywiście przyszedł... Okazał się Zbawicielem, darował mi życie.[1]

Jesteśmy powołani, by to ocalenie przekazywać dalej i w ten sposób działać w imię „ocalenia powszechnego”. Oznacza to zarówno opiekę nad bliźnim, jak i przestrzeganie innych przed praktykami okultystycznymi.

Świadectwo o. Jeana-Christophe’a jest w równym stopniu wymowne. Jean-Christophe opowiada o tym, jak pewnego razu, gdy był studentem i działał w lidze komunistycznej, dostał za zadanie „spenetrować” duszpasterstwo akademickie: zostaje wysłany, by „»rozbić katoli« – nie jednym ciosem, lecz z finezją, przez infiltrację i argumenty...”

Jego celem staje się pewien chłopak, jeden z przełożonych, zaangażowany w harcerstwo. Jean-Christophe jest przekonany, że uda mu się sprawić, by ów chłopak przestał wierzyć. Jednak przez wszystkie spotkania tamten trzyma się twardo i potwierdza swą wiarę.

Pewnego wieczoru, podczas obozu, na Jeana-Christophe’a spływa nagle łaska: 17 lipca 1979 r. nie wiem właściwie dlaczego, ale zostałem na wieczornej modlitwie. Jest 22.30. Pamiętam, jak pomyślałem: »Mam dość bycia więźniem duchów!« A potem: »Jest jakieś dobro i spokój u tych chrześcijan«. I oto spostrzegłem, że klęczę. Ta szczelina w murze bez wątpienia wystarczyła Duchowi Świętemu, gdyż runął tam i włożył swój »pakunek«: spędziłem na kolanach dwie godziny! Kiedy się podniosłem, żyła we mnie wiara, byłem chrześcijaninem, katolikiem, wierzyłem we wszystko, co wyznaje Kościół, a moje serce przepełniała radość!”[2]

Jean-Christophe skapitulował po części pod wpływem wiary owego harcerza, który działał w studenckim, katolickim duszpasterstwie akademickim, a po części ustąpił dzięki wspólnemu świadectwu młodych chrześcijan. Łaska i moc Ducha Świętego dokonały reszty.

Jakie to wielkie zwycięstwo, zwycięstwo znajdujące się w zasięgu naszych rąk! Obleczmy się w tę moc, by pozwolić Chrystusowi odnosić dalsze zwycięstwa: w nas, przez nas, dla innych i, w rezultacie, dla ludzkości.

Nowy człowiek

Gdy św. Paweł mówi o misterium zła, mówi jednocześnie o sile, która powstrzymuje dzieło Nieprzyjaciela i staje na przeszkodzie Jego zwycięstwu. Apostoł doświadczył mocy Bożej łaski i działania Ducha Świętego.

Stawką w owej walce są dla niego narodziny nowego człowieka przez śmierć starego. Zmagania te są podjęciem na nowo walki, którą Chrystus wypowiedział Szatanowi, walki łaski z grzechem.

Jesteśmy podobni do marmurowych bloków, które muszą zostać pocięte, a czasami i ociosane dłutem rzeźbiarza, by z biegiem lat pojawiło się dzieło, które artysta miał przed oczami, patrząc na surowy kawałek marmuru. Tym artystą jest Bóg. Lecz tu porównanie się urywa, gdyż nie zostaliśmy stworzeni po to, by w owym działaniu odgrywać wyłącznie rolę kamienia!

Psalm 18 (17),2-4

„Miłuję Cię, Panie, Mocy moja,
Panie, ostojo moja i twierdzo, mój wybawicielu,
Boże mój, skało moja, na którą się chronię,
tarczo moja, mocy zbawienia mego i moja obrono!
Wzywam Pana, godnego chwały,
i jestem wolny od moich nieprzyjaciół”.

Grzech

Podczas gdy wina jest pojęciem moralnym całkowicie uniwersalnym, dostępnym rozumowi ludzkiemu, pojęcie grzechu należy do specyfiki biblijnej. Bóg powołuje wszystkich ludzi do doskonałości, ta zaś przybiera formę przymierza. Bóg zawsze pozostaje wierny swym obietnicom, lecz człowiek może się zmęczyć przymierzem, zdradzić je i szukać zbawienia u innych bogów (por. Wj 32,1 nn.). Grzech należy więc zdefiniować jako dobrowolne zerwanie – przez cały lud lub pojedynczego człowieka – przymierza ofiarowanego przez Pana. Oprócz tego, że jest przekroczeniem reguły, staje się odmową współpracy i miłości, dotykającą nawet samego Boga. Choć grzech wydaje się nie dosięgać Boga w Jego osobie, to rozpętuje nienawiść, która mierzy w wolę Boga zbawienia wszystkich ludzi[3].

Przyzwolenie

„Przyzwolenie stanowi pewien etap przygotowawczy czynu ludzkiego. Po namyśle wola doznaje poruszenia, które pociąga ją ku temu, co się jej wydaje dobre. (...) Przyzwolenie jest tym momentem czynu ludzkiego, w którym wola przylega do rezultatu namysłu i zgadza się na niego”.

[1] E. Maillard, Ukryte Dzieciątko z Medjugorie: świadectwo łask, przeł. D. Szczerba, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 2007, s. 42.
[2] Jean-Louis Bruguès, Dictionnaire de Morale catholique, CLD, Chambray 1996.
[3] W celu uzupełnienia wiadomości, przeczytaj art. 397-412 oraz 1730 i dalsze z KKK.