Blisko Źródła

Agata Combik; GN 7/2013 Wrocław

publikacja 20.02.2013 09:30

Pasjonująca wspinaczka na górski szczyt, tajemniczy zamek, gdzie w labiryncie komnat mieszka Król, rozkwitające ogrody, trzymająca w napięciu opowieść o wielkiej miłości – to nie baśnie, ale „kadry” z dzieł doktorów Kościoła. We Wrocławiu przybywa ludzi odkrywających skarby chrześcijańskiej duchowości.

 Chrześcijaństwo to trzymająca w napięciu wędrówka na szczyt Agata Combik Chrześcijaństwo to trzymająca w napięciu wędrówka na szczyt

Zachęcające do nauki medytacji plakaty, jakich pełno na ulicach, zwykle nie prowadzą bynajmniej do którejś z parafii. Dlaczego podobne hasła kojarzą się głównie z religiami Dalekiego Wschodu? O tym, że modlitewna tradycja Kościoła jest o wiele głębsza niż dalekowschodnie czy relaksacyjne praktyki, i że nie ogranicza się bynajmniej do wyciszenia czy samej medytacji, przekonanych jest coraz więcej osób.

We Wrocławiu nie brak środowisk, gdzie na co dzień żyje się modlitwą odwołującą się do skarbów chrześcijańskiej duchowości – karmelitańskiej, ignacjańskiej czy innych. Wśród takich propozycji jest grupa modlitwy kontemplacyjnej przy parafii pw. św. Augustyna – jedna z tych, które zrodziły się w kręgu ludzi sympatyzujących z rodziną Przyjaciół Miłości Miłosiernej. Być może wkrótce powstaną kolejne. Drogę modlitwy, którą proponują, można poznać choćby w czasie dnia skupienia, jaki wkrótce w parafii pw. NMP Bolesnej na Strachocinie poprowadzi Marcin Gajda – lekarz, teolog, psychoterapeuta, ojciec czwórki dzieci. Razem z żoną Moniką prowadzi działalność terapeutyczną i rekolekcyjną.

Niebo już teraz

– Zdumiewające jest to, jak bardzo płytko wielu chrześcijan rozumie duchowość – mówi Marcin Gajda. – Przypominamy ludzi, którzy wyruszyli w drogę, a zapomnieli o celu. Zwykle cel życia duchowego wyobrażamy sobie gdzieś w „przestrzeni” po śmierci, na zasadzie wierszyka „do kościoła chodzić trzeba, żeby dostać się do nieba”. Nie znamy całego skarbca Tradycji Kościoła, nauczania ojców, doktorów, którzy ukazują nam szczyt – zjednoczenie z Bogiem, przebóstwienie – rozumiane jako udział w życiu samego Boga. Chrześcijaństwo ma być doświadczeniem spotkania z Nim już tu, teraz. Już na ziemi mamy w pewien sposób doświadczyć nieba. W drodze do tej rzeczywistości kluczowa jest modlitwa – i to taka niezatrzymująca się na słowach, rozważaniach, ale zmierzająca do kontemplacji, prostego, pełnego miłości bycia przed Bogiem. M. Gajda podkreśla, jak bardzo ważne jest dla niego i żony mocne zakotwiczenie w Kościele katolickim, jego Tradycji. Stąd czerpanie z dzieł doktorów Kościoła – zwłaszcza św. Jana od Krzyża, św. Teresy z Avila, św. Teresy od Dzieciątka Jezus.

Gajdowie dzielą się swoim doświadczeniem modlitwy m.in. pośród Przyjaciół Miłości Miłosiernej. – To nie jest wspólnota, raczej rodzina duchowa – tłumaczy Marcin. – Razem z żoną odkryliśmy – choć w rzeczywistości nie jest to nic nowego – „duchowość pustych rąk”: prostoty, zaufania wobec Boga, modlitwy „ubogiej”, dążącej ku kontemplacji. Pojawiła się grupa osób, która odnalazła się w tym nurcie, uznała go za owocny w swoim życiu. I tak powstali Przyjaciele Miłości Miłosiernej, którzy spotykają się na rekolekcjach, sesjach. Jedna z takich sesji zaowocowała powstaniem w różnych częściach Polski grup modlitwy kontemplacyjnej, ułatwiających przeżywanie jej na co dzień.

Cisza i miłość

– Dwa lata temu uczestniczyliśmy z żoną, Anią, w Warszawie w rekolekcjach z udziałem Gajdów, ks. Wacława Grądalskiego, a także ks. Carla Arico ze Stanów Zjednoczonych, współzałożyciela stowarzyszenia propagującego modlitwę kontemplacyjną w Kościele katolickim – mówi Bartek Jurkiewicz. Uczestniczyła w nich również m.in. Monika z Wrocławia. Po powrocie zawiązała się przy parafii pw. św. Augustyna jedna z grup modlitwy kontemplacyjnej. – Spotkania odbywają się w soboty o 10.00 i mają charakter otwarty. Nie istnieje jakiś cykl formacyjny; część osób przychodzi regularnie, niektórzy raz na jakiś czas. Mamy kapłana, który jest naszym opiekunem – w tym roku jest nim o. Piotr Ferfecki OFMCap – opowiadają.

Spotkania grup odwołują się do prastarej tradycji Kościoła, stąd mają formę lectio divina – czytania Bożego, na które składają się: lectio (czytanie), meditatio (rozważanie), oratio (spontaniczna odpowiedź) i contemplatio (kontemplacja). Ten ostatni punkt to stworzenie przestrzeni ciszy, wiary, skupienia serca, „uważności”, „miłosnej uwagi”. – To nie jest czas rozważania, odsuwamy nasze myśli, nie chodzi tu też jednak o stan jakiejś nirwany, „bezmyślenia”, wyłączenia intelektu, tak jak np. w buddyzmie – wyjaśnia Marcin Gajda. – Korzystamy z pewnej metody, by stworzyć przestrzeń dla Bożej łaski, ale w chrześcijaństwie modlitwa to nie jest sprawa techniki. Tu chodzi o spotkanie w miłości dwóch osób, spotkanie na poziomie głębszym niż rozważanie czy wyobraźnia. Jeśli człowiek jest wierny modlitwie, doświadczy takiej rzeczywistości.

Jak konkretnie wyglądają spotkania u św. Augustyna? Wszyscy gromadzą się o 10.00, modlitwa zaczyna się po kwadransie. – Zaczynamy je od znaku krzyża, krótkiego rachunku sumienia, przekazania sobie znaku pokoju – tłumaczy Bartek. – We Wrocławiu spotykamy się w sobotę, więc na początku czytamy Ewangelię z następnej niedzieli, a obecnie także fragment Katechizmu Kościoła Katolickiego (przedtem, na rozpoczęcie Roku Wiary, „przerabialiśmy” list apostolski „Porta fidei”). Potem następuje dzielenie się i modlitwa spontaniczna; po niej jest czas na contemplatio – 20-minutową modlitwę w ciszy. Staramy się wtedy po prostu trwać przed Bogiem. Być całym sobą dla Niego. Wygodnie siadamy, staramy się wyprostować, zamykamy oczy (choć to indywidualna sprawa). To jest bardzo prosty i bardzo bogaty czas.

Wrocławianie tłumaczą, że wobec rozproszeń, umykającej uwagi, pomocą jest „modlitewne słowo”, które każdy sam sobie wybiera, na przykład imię Jezusa. – To jest takie słowo-kotwica – wyjaśnia Michał, od roku uczestniczący w spotkaniach. – Ma nas zakotwiczyć w trwaniu w obecności Boga. Pomóc powrócić do niej. Cicha modlitwa kończy się odmówieniem „Ojcze nasz” i znakiem krzyża – a gdy obecny jest kapłan, błogosławieństwem. Na koniec są jeszcze ciasteczka i herbatka.

Skarby pod nosem

– Chodzi o to, by taką modlitwę codziennie samemu odprawiać, w miarę możliwości dwa razy dziennie. Te spotkania mają w tym umocnić. Mogą też pomóc w dowiedzeniu się czegoś na ten temat, nauczyć – mówi Michał.

– Modlitwa kontemplacyjna, którą ja na swój użytek wolę określać modlitwą obecności, nie jest przypisana tylko do Przyjaciół Miłości Miłosiernej – wyjaśnia Monika. – Ja na przykład do nich nie należę, choć jestem ich sympatykiem. Na nasze spotkania przychodzą ludzie w różnym wieku, przedstawiciele różnych stanów, zawodów. Można tu nie tylko dowiedzieć się czegoś o takiej formie modlitwy, ale i jej doświadczyć, spotkać osoby, które też tak się modlą. Odkryć bogactwo, które jest w Kościele. Mamy je pod nosem, nie musimy szukać gdzie indziej...

Tylko część uczestników grupy należy do Przyjaciół – jak Bartek z żoną Anią. Tłumaczy, że ta duchowa rodzina funkcjonuje trochę na zasadzie szwedzkiego stołu – każdy korzysta z oferty, na ile chce i może. Wiele osób z grona Przyjaciół Miłości Miłosiernej należy do innych wspólnot, do Kręgów Rodzin (jak Jurkiewiczowie) czy do Odnowy w Duchu Świętym. Wspominają o dorocznych sesjach i tzw. rekolekcjach pustych rąk. Choć przynależność do grona Przyjaciół Miłości Miłosiernej nie wiąże się z żadnymi zobowiązaniami, często owocuje w życiu wiernym podjęciem modlitwy osobistej.

Wrocławscy członkowie grupy wspominają znajomych, ludzi bardzo zaangażowanych w życie Kościoła, dla których jednak taka forma modlitwy była zaskakującym odkryciem. Wielu stwierdza: czegoś takiego szukałem... W Kościele rozkwitają radosne, żywiołowe modlitwy uwielbiania, ale rośnie też zarazem potrzeba tworzenia przestrzeni ciszy. – Jeśli ktoś regularnie się modli, w pewnym momencie zatęskni za pójściem dalej, za prostym trwaniem w milczeniu wobec Boga – mówi Monika Zimecka, zaangażowana w organizację lutowego dnia skupienia.

– Uczestniczyliśmy w podobnej sesji u św. Augustyna; pojawiła się myśl, żeby i w naszej parafii na Strachocinie zorganizować takie spotkanie. Może i tu powstanie grupa modlitewna? Zobaczymy.