Kłopot ze stworzeniem

Andrzej Macura

publikacja 12.02.2013 00:14

Wierzę w Boga Ojca, Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych.... Niby proste. Bóg jest Stwórcą wszystkiego. Co tu filozofować?

Kłopot ze stworzeniem Józef Wolny/GN Aby uprawiał go i doglądał...

Schody zaczynają się, gdy przychodzi w praktyce określić co znaczy to „wszystko”.Ot, np. gdy mowa o nieczystych duchach czy – jak wolą inni – demonach. Nieraz mówi się o nich tak,  jakby były równoważną przeciwwagą dla Boga. Chyba nawet w świadomości wielu chrześcijan – choć  gnostycki dualizm został już dawno przezwyciężony – Bóg jest Bogiem dobra, a szatan – bogiem zła. A niby wiadomo, że i demony i sam szatan to tylko zbuntowane anioły. Czyli też stworzenia. Skąd więc nagle owa nieumiejętność skojarzenia faktów?

Podobne problemy pojawiają się gdy mowa o świecie materialnym. Są tacy, którzy w Bogu widzą nie Stwórcę, a demiurga. Dziwią się, gdy mówić im, że świat nie powstał z odwiecznie istniejącej materii, ale że ona też została ona powołana do istnienia stwórczym aktem Boga. Czyli On nie tylko wziął glinę i ulepił sobie co chciał. On najpierw jeszcze z niczego tę glinę stworzył.

Największe problemy stwarza chyba jednak dziś to, że wyznając wiarę w Stwórcę wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych wyznajemy także, że Bóg jest Stwórcą wszystkich praw rządzących przyrodą. Często się o tym zapomina. Przynajmniej gdy chodzi o prawa związane z ewolucją.

Jak wielu tej prawdy nie rozumie świadczy zaciętość, z jaką mimo upływu lat toczy się dyskusja, w której ewolucję przeciwstawia się stworzeniu. Tymczasem jeśli Bóg jest stwórcą wszystkiego, to także praw rządzących ewolucją. Twierdzenie, że coś jest naturalnym procesem, więc Bóg nie jest Stwórcą,  świadczy tylko o niezrozumieniu, co znaczy być Stwórcą. Niestety, wiedzy tej nie mają też wierzący. Z uporem godnym ważniejszych spraw bronią literalnego rozumienia biblijnych opowieści o stworzeniu i powielają naiwny obraz Boga, Wielkiego Budowniczego i Architekta Wnętrz.

Naiwny, bo niezgodny z tym, co wiemy dziś o świecie. Wedle zwolenników owego uproszczonego kreacjonizmu raz na zawsze stworzony świat nie ma prawa się zmieniać. Co najwyżej może podlegać drobnym korektom. Wszystkie zaś dowody świadczące o zmienności świata to „Boże falsyfikaty”, mające wypróbować naszą wiarę. Czy taki obraz Boga, gdy już znanych jest wiele procesów ewolucji, nie ubliża przypadkiem Jego mądrości?

Bo to, że świat jest zmienny, widać gołym okiem. Wszechświat ewoluuje – mówią nam astronomowie opowiadając o śmierci gwiazd  w wybuchach supernowych czy o formowaniu się planet. Ziemia ewoluuje – mówią geolodzy i uczą o o prakontynentach czy erozji, która zmywa na dno mórz górskie szczyty. To jeszcze mało komu kłóci się z wiarą. Nie sprawiają też specjalnie kłopotów wykopaliska świadczące o zmienności gatunków roślin czy wymieraniu i powstawaniu nowych gatunków zwierząt. Problemem za to jest przypuszczenie – poparte dziś mocnymi argumentami z dziedziny biochemii (chemiczne pokrewieństwo gatunków, podobna budowa tworzących organizmy żywe cząstek) – że  będący koroną Bożego stworzenia człowiek też podlegał tym samym co przyroda prawom ewolucji.

Więc nie wierzyć Biblii? Bez przesady. Trzeba tylko nie czytać jej naiwnie. Wbrew intencjom Autora (autorów). Już sam fakt, że mamy w Biblii dwa, różniące się w ważnych elementach przekazy o stworzeniu świata i człowieka (Rdz 1-2) powinien czytelnikom podpowiedzieć, że nie można ich rozumieć dosłownie. A jak?

Pierwszy to hymn ku czci Boga Stwórcy. Skomponowany w rytm siedmiu dni tygodnia pokazuje Boga jako tego, który najpierw powołuje świat do istnienia (na początku), potem ten świat porządkuje (trzy pierwsze dni) a potem wypełnia różnymi stworzeniami (trzy kolejne dni), w tym – na samym końcu – człowiekiem. Niesie ze sobą ważne przesłanie: Początek wszelkiemu istnieniu dał Bóg powołując je do istnienia z nicości mocą swojego słowa; mocą swojego „chcę”. Ten stworzony przez Boga świat jest dobry (jak mantra powtarzane po każdym dniu stwarzania), a człowiek, powołany do istnienia na samym końcu na „obraz i podobieństwo” samego Boga, ma panować nad światem.

Drugi tekst o stworzeniu świata to opowieść mądrościowa. Taka jedna wielka alegoria. Kolejność powstawania stworzeń jest w nim zupełnie inna niż w hymnie ku czci Boga Stwórcy. Najpierw mężczyzna, potem cały świat, potem kobieta. Niesie ów tekst ze sobą przede wszystkim głęboką refleksję o człowieku. Człowiek jest cząstką przyrody – co symbolizuje ulepienie mężczyzny z „prochu ziemi”. Człowiek jest cząstką świata duchowego – co widać w scenie „pocałunku Boga”, czyli tchnięciu w ludzkie nozdrza tchnienia życia. Człowiek ma świat uprawiać i doglądać czyli być bardziej niż panem, gospodarzem, Bożym zarządcą w świecie. Opowieść ta ukazuje też prawdę, że człowiek do szczęścia potrzebuje drugiego człowieka a także to, że mężczyzna i kobieta mają takie samo prawo być nazywani „człowiekiem (stworzenie kobiety nie z gliny, ale z żebra Adama).

Gdy tak spojrzeć na biblijne przesłanie teoria ewolucji nie tylko nie przeciwstawia się prawdzie o Bogu – Stwórcy, ale uwydatnia Jego mądrość. Wcale nie kłóci się to z ewolucją. Jeśli człowiek jest cząstką przyrody – jak chce Biblia – to nic dziwnego, ze razem z nią ewoluuje. Dla teologów to nie problem. Dużo większym jest sprawa grzechu pierworodnego i jego dziedziczenia. Jeśli w pewnym momencie historii Bóg jakąś grupę przedludzkich istot obdarzył nieśmiertelną duszą, to w niczym nie umniejsza to ani ludzkiego podobieństwa do Boga, ani Bożej wielkości. Tak jak nie umniejsza jej fakt, że deszcze padają wskutek krążenia w atmosferze wody, a nie dlatego, że Bóg przechadza się po niebie z konewką.

Świat jest pełen śladów Boga. Każda rzecz zawiera Jego myśl. Chcąc lepiej poznać Boga warto nastawić ucha i szeroko otworzyć oczy. Ale najbardziej zdumiewającym stworzeniem i tak pozostaje człowiek. Ten, który w przedziwny sposób łączy ze sobą świat materialny i duchowy. Naprawdę nie tylko z tego świata jesteśmy....