Spotkałem pięknych ludzi

Jarosław Jurkiewicz; GN 6/2013 Koszalin

publikacja 16.02.2013 06:09

Ojciec Rajmund Marszałkowski, franciszkanin, od lat pomaga Afrykanom. Nie wyobraża sobie życia poza Czarnym Lądem.

Afrykanie umieją odwzajemniać miłość – mówi o. Rajmund archiwum o. Rajmunda Marszałkowskiego Afrykanie umieją odwzajemniać miłość – mówi o. Rajmund

Zanim jednak wyjechał na afrykańską misję, pracował kilka lat w Koszalinie. – Namalował nam św. Franciszka podziwiającego przyrodę – uśmiecha się o. Hieronim Cyrański, wskazując obraz, który od 30 lat wisi w koszalińskim klasztorze. Teraz, po latach, misjonarz odwiedził koszalińskich parafian. Do niektórych wybrał się z wizytą duszpasterską.

Szkoła języka przy studni

Dzielił się z nimi opowieściami o swojej drugiej ojczyźnie, w której zamieszkał 19 lat temu. Najpierw była Kenia. Ojciec Rajmund pracował w różnych miejscach tego położonego w środkowej Afryce kraju, m.in. w Ruiri i Mitunguu. Od ponad dekady przebywa na misjach w sąsiedniej Tanzanii. Jest przekonany, że o Afrykanach krąży wiele krzywdzących opinii. Przede wszystkim, że są biedni, bo… są leniwi. – Tymczasem oni od świtu do zmroku uporczywie szukają pracy. Ale mogą tłuc motyką w skamieniałe pole cały dzień i niczego nie wykopią. Bo tam jest potworna susza! Jeśli brakuje wody do przygotowania posiłków, to skąd ją wziąć do pielęgnacji upraw? – pyta retorycznie.

Franciszkanie w Afryce katechizują, prowadzą drukarnię, w której przygotowują afrykańską wersję „Rycerza Niepokalanej” i drukują książki religijne w lokalnych językach. Organizują budowę kościołów. – Praca misjonarza na Czarnym Lądzie to przede wszystkim jednak bycie z ludźmi – podkreśla o. Rajmund. Przed wyjazdem na misje szlifował więc swój angielski. – Już w pierwszej placówce w Ruiri, w diecezji Meru, okazało się, że większość ludzi porozumiewa się jedynie w języku plemiennym. Ci, którzy mówili po angielsku, stali się więc naszymi przewodnikami – śmieje się.

W głębi Kenii nie było telefonów, dróg, elektryczności, no i oczywiście wody. Tam jednak, jak przekonuje, spotkał najpiękniejszych ludzi: prostych, skłonnych do pomocy, umiejących odwzajemniać miłość. – Biedni pomagają biednym. Dzielą się tym, co mają: odrobiną fasoli czy kukurydzy. A przy tym totalnie ufają Bogu – kiwa głową misjonarz. – Cały rok nie spadła kropla deszczu, a oni podnosili nas na duchu: „ojcze, nie martw się, Bóg nas nie opuści”. Kiedy rozdawaliśmy dzieciom chleb, nie jadły go od razu. Niosły do domu, żeby podzielić się z młodszym rodzeństwem.

Dzieci ulicy

Kenia i Tanzania nęcą turystów parkami narodowymi, pięknymi plażami nad oceanem, tropikalną roślinnością i egzotycznymi zwierzętami. Ale przybysze oglądają tylko najpiękniejsze zakątki. – Centrum Nairobi jest tak nowoczesne, że nie różni się od Frankfurtu czy Hamburga. Ale tam żyje milion ludzi, zaś kolejne trzy miliony mieszkają w slumsach, w strasznej nędzy – opowiada franciszkanin. – Ci ludzie cały dzień pracują w polu, często bez jedzenia i picia, a dostają za to 1000 szylingów. Tymczasem bochenek chleba kosztuje 1200 szylingów.

Przepaść dzieląca bogatych i biednych jest ogromna. W każdym, nawet najmniejszym miasteczku są dzieci ulicy. Tylko nieliczni szczęściarze mają szanse na znalezienie miejsca w domach dziecka. – Kradną i robią to nie dlatego, że lubią, ale po to, by przeżyć. Nie znają miłości. Ludzie przeganiają je, wzajemnie się przed nimi ostrzegają. Wystarczy jednak okazać im odrobinę dobroci, a są w stanie zrobić wszystko – opowiada zakonnik.

Ojciec Rajmund właśnie zaangażował się w budowę franciszkańskiego sanktuarium Miłosierdzia Bożego, które powstaje w miejscowości Mwanga. – Uznaliśmy, że w Tanzanii jest potrzebne wychowanie do miłości – wyjaśnia. Śmiertelne choroby, które dziesiątkują Afrykę, powodują, że jest tam tak dużo sierot. Największe żniwo zbiera malaria. Wielkim zagrożeniem jest AIDS. Ludzie umierają także na trąd, choć ta choroba jest już uleczalna. Komfortowe, nowoczesne szpitale są poza zasięgiem większości Tanzańczyków. Nawet do państwowych szpitali trudno się dostać bez pieniędzy. Pomagają misjonarze, których wspierają organizacje charytatywne. Ale pieniędzy wciąż brakuje.

Dlatego od lat franciszkanie prowadzą akcję „Adopcja na odległość”. Każdy może duchowo zaadoptować dziecko, modląc się w jego intencji, ale też wspierając materialne, przekazując pieniądze na kształcenie i utrzymanie. – Największym marzeniem dzieci w Kenii i Tanzanii jest pójście do szkoły. Kiedy wracam z Polski z wiadomością, że kolejne dziecko może zacząć się uczyć, bo jest rodzina, która za to zapłaci, radość jest niewyobrażalna – uśmiecha się o. Rajmund.

W niedzielę 17 lutego o. Rajmund Marszałkowski będzie głosił kazania na wszystkich Mszach św. w koszalińskim kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Będzie też prowadził zbiórkę na potrzeby misji w Afryce.

TAGI: