Malgasze w nowicjacie

Klaudia Cwołek; GN 4/2013 Gliwice

publikacja 02.02.2013 05:00

Martial i Brudo – Afrykanie z Madagaskaru – są od września mieszkańcami klasztoru kamilianów w Taciszowie. Przygotowują się tutaj do złożenia pierwszych ślubów zakonnych.

Nowicjusze z Madagaskaru z o. Romanem Zającem w DPS zakonu kamilianów w Zabrzu Nowicjusze z Madagaskaru z o. Romanem Zającem w DPS zakonu kamilianów w Zabrzu
Klaudia Cwołek

Razem z dwoma Polakami: Tomaszem z Kołobrzegu i Grzegorzem z Trzciany koło Bochni od 7 września ubiegłego roku odbywają roczny nowicjat. – W Fianarantsoa na Madagaskarze jest prowadzona polska misja kamiliańska. Tam poznaliśmy zakon i rozpoczęliśmy formację – tłumaczy Brudo. – To prowincjał o. Arkadiusz Nowak zadecydował, że mamy przyjechać do Polski, żeby lepiej poznać prowincję – dodaje Martial. – Na mapie widziałem, gdzie ten kraj jest, ale propozycja przełożonego była dla mnie niespodzianką, bo myślałem, że nowicjat będę odbywał w Burkina Faso. Miałem problem, czy nie będzie tu zbyt zimno, ale nasi ojcowie wspierali nas, mówiąc, że damy radę – opowiada.

„Damy radę”

to podstawowe hasło w taciszowskim nowicjacie – dopowiada o. Roman Zając, magister nowicjuszy. „Damy radę” – te dwa słowa młodzi zakonnicy powtarzają sobie nieraz, bo życie u kamilianów i to w międzynarodowym składzie jest wymagające. – Bałem się trochę innego klimatu i kultury. Myślałem, że to będzie trudne, i pogoda jest dla mnie problemem – uśmiecha się Brudo. – Gdy przylecieliśmy do Polski, nasi współbracia pomagali nam w różnych rzeczach.

Na początku wszystko, także jedzenie, było dla nas nowe, ale teraz już zaadaptowaliśmy się – dodaje. Martial mówi wprost: – Gdy w święta na wigilię było tyle ryby i sałaty, to nie bardzo mi to smakowało. U nas w tym dniu są ryż i indyk. Nie ma też wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych. Pijemy wino – śmieje się. Po wylądowaniu w Polsce Martial i Brudo zamieszkali najpierw w domu kleryckim w Burakowie koło Warszawy. Towarzyszył im Tomasz, który wtedy był w postulacie. Znając francuski, będący obok malgaskiego drugim językiem urzędowym na Madagaskarze, pomagał Afrykanom w pierwszym etapie pobytu w komunikacji. Przez pięć miesięcy Malgasze intensywnie uczyli się języka polskiego. Mieli swoją osobistą nauczycielkę, z którą poznawali różne miejsca stolicy, żeby jak najlepiej opanować żywe dialogi. – Bardzo szybko nauczyli się języka, który jest przecież jednym z trudniejszych. Są zdolni i wiele rzeczy szybko przyswajają – chwali kolegów Grzegorz.

Różnice są twórcze

– Wiara jest ta sama, ale ludzie w każdym kraju mają swój własny sposób jej wyznawania. U nas w kościele jest inaczej. Tutaj pieśni są bardzo spokojne, na Madagaskarze o wiele bardziej energiczne. To chyba od zależy od pogody – śmieje się Brudo. – W Polsce poznajemy inną kulturę i dzięki temu osobiście mam już szersze horyzonty, nie tylko nasz, afrykański. Jest to bogactwo nas wszystkich i to jest dobre. Każda kultura ma swoją wartość, żadna nie jest lepsza ani gorsza. Widzę, że ludzie w Polsce mają wiarę – uważa.

W Fianarantsoa kamilianie prowadzą misję, posługują w szpitalu publicznym, a wcześniej pracowali jeszcze wśród chorych na trąd.

– Od dziecka chodziłem, tak jak moi rodzice, na Msze św. do kaplicy w szpitalu, gdzie pracowali kamilianie. Już jako mały chłopak chciałem śpiewać w tamtejszym chórze. Gdy skończyłem gimnazjum, nawiązałem z nimi kontakty. Później jednak nie chciałem być kamilianinem i napisałem prośbę o przyjęcie do oblatów. Ponieważ jednak nie dostałem odpowiedzi, dalej śpiewałem w chórze i po maturze wstąpiłem jednak do kamilianów – opowiada Martial. Historia Brudo jest trochę inna, bo wcześniej w ogóle nie znał zakonu. – Najpierw chciałem być księdzem diecezjalnym. Gdy przygotowywałem dokumenty, ktoś powiedział mi, że są tacy kamilianie, którzy pracują w szpitalu. Od razu mnie to zainteresowało, bo nie do końca byłem przekonany o powołaniu do kapłaństwa w strukturach diecezjalnych – mówi Brudo.

Taniec i śpiew

W Polsce bracia Brudo i Martial zasłynęli już z muzycznego talentu. W każdej chwili potrafią przerwać zajęcia, zaśpiewać i zatańczyć. I to nie byle jak. – Liturgia w afrykańskich kościołach bardzo mi się podoba. Bracia opowiadali nam, jak dużo tańców mają podczas Eucharystii. W czasie ofiarowania darów, tańcząc, podchodzą do ołtarza, żeby je złożyć – opowiada Grzegorz. Martial podczas ostatniego Orszaku Trzech Króli w Katowicach odegrał kluczową rolę króla z Afryki. I choć nogi mu prawie zamarzły, radości było wiele. – Mamy sporo wspólnych akcji. Odkrywamy przy tym charyzmat do prowadzenia imprez – żartuje Tomasz. – Idziemy na przykład na spotkanie opłatkowe, a kończymy je tańcami, śpiewając wszystko – od kolęd po popularne piosenki. W tym widać, jacy jesteśmy naprawdę. Na co dzień, jak w każdej rodzinie, są momenty bardzo dobre i są takie, że może trzeba coś przemilczeć, a nawet popłakać w kaplicy. Ale to chyba nas oczyszcza i ma sens.

Dzień za dniem

Do pierwszych ślubów braciom nowicjuszom zostało ponad siedem miesięcy. Nie są więc jeszcze nawet na półmetku i nie mogą być pewni, że dotrwają. Zwłaszcza że zaczynali w piątkę, a jeden z nich już zrezygnował. Co robią przez ten rok? Mają dużą dawkę modlitwy, zajęć formacyjnych i pracy w klasztorze w Taciszowie, ale próbują pomagać też w duszpasterstwie na zewnątrz, a raz w tygodniu – w jednym z ośrodków prowadzonych przez kamilianów, obecnie w Domu Pomocy Społecznej w Zabrzu, gdzie podejmują różne posługi. W ten sposób uczą się życia we wspólnocie i z innymi. W tym także rozwiązywania konfliktów. – Jak w każdym zgromadzeniu zdarzają się zgrzyty, to jest nieuniknione. My mamy inną kulturę i mentalność, a Malgasze inną – przyznaje Grzegorz. – Gdyby nie było tych zgrzytów, to byłaby chora wspólnota – mówi Tomasz. – U nas jest bardzo konstruktywne rozwiązanie: za każdym razem, gdy mamy jakieś nieporozumienie, siadamy i o tym rozmawiamy. Tego uczy nas magister nowicjatu, żeby był dialog. Więc między sobą możemy się posprzeczać, jak w rodzeństwie, ale gdyby ktoś z boku chciał nas skłócić, to jeden za drugim stanie, mimo że różnica kulturowa jest wielka. To, że do tej pory razem funkcjonujemy, to jest cud! – podsumowuje Tomasz.•