Ziemia męczenników

Beata Zajączkowska

GN 01/2013 |

publikacja 03.01.2013 00:15

Stąd pochodzi 90 proc. hinduskiego złota i drewna sandałowego. Tu leży słynna Dolina Krzemowa, gdzie powstają najnowocześniejsze produkty światowych koncernów informatycznych i elektronicznych. Karnataka to też stan, w którym chrześcijanie są najbardziej prześladowani w Indiach, a ludzie umierają z głodu na ulicy...

 Bangalore – stolica stanu Karnataka, trzecie co do wielkości  miasto w Indiach.  Riksze to niezawodny  środek lokomocji  na zatłoczonych ulicach Beata Zajączkowska Bangalore – stolica stanu Karnataka, trzecie co do wielkości miasto w Indiach. Riksze to niezawodny środek lokomocji na zatłoczonych ulicach

Akty dyskryminacji są na porządku dziennym. W naszym kościele nieznani sprawcy kolejny raz porozbijali figury świętych – mówi moja przewodniczka, której nazwiska dla jej bezpieczeństwa nie mogę ujawnić. Misjonarze z Zachodu, a nawet pracownicy humanitarnych organizacji pozarządowych nie są mile widziani, dlatego nie wydaje się im wiz pobytowych. Blokuje to prowadzenie wielu projektów charytatywno-medyczno-edukacyjnych. By dalej móc pracować, trzeba wystąpić o przyznanie obywatelstwa Indii. Można je otrzymać po zdaniu egzaminu z lokalnego języka i… wyrzeczeniu się obywatelstwa kraju swego pochodzenia. Szczególnie trudna sytuacja jest w tych stanach, w których, tak jak w Karnatace, rządzi ultranacjonalistyczne ugrupowanie Bharatiya Janata Party, otwarcie głoszące dewizę: „Indie tylko dla wyznawców hinduizmu” i propagujące prawo zakazujące konwersji z hinduizmu na jakąkolwiek inną religię. Jego zbrojne ramię Sangh Parivar napada na kościoły i domy chrześcijan. Policja przeważnie dociera zbyt późno, a sprawców napadów praktycznie nigdy nie udaje się schwytać. – My, chrześcijanie, jesteśmy traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Odmawia nam się jakichkolwiek praw, choć konstytucja Indii zapewnia wszystkim równość i gwarantuje wolność kultu – mówi Sajan George, kierujący Ogólnoindyjską Radą Chrześcijan. Organizacja informuje, że w 2012 r. w Karnatace odnotowano 50 przypadków antychrześcijańskiej przemocy, najwięcej w całych Indiach.

Miasto ogrodów

Chaos panujący na ulicach Bangalore, stolicy Karnataki, trudno opisać. Czteropasmową ulicą przepychają się samochody i riksze, handlarze ciągną wózki z towarem, żebracy bez żenady prezentują swe okaleczone dłonie, a piesi ze stoickim spokojem próbują przejść na drugą stronę. Wśród tego wszystkiego spacerują krowy, a ich naprawdę świętego spokoju nikt nie próbuje zakłócić dźwiękiem klaksonu. Zwierzę wyjadające resztki z ulicznego straganu jest w stanie na długo przyblokować ruch. Mijamy kolejne hinduskie świątynie, meczety, świątynie buddystów i sikhów chowających pod barwnymi turbanami nieścinane od urodzenia włosy. Przewodniczka prowadzi nas do wciśniętej między przydrożne kramy świątyni bogini Kali, tuż obok katolicka kapliczka św. Antoniego. Kiedy pyta hinduskiego mnicha, skąd ta bliskość, ten z uśmiechem odpowiada, że przecież to… rodzeństwo. Dialog międzyreligijny miesza się z ignorancją. Na straganie mężczyzna ćwiartuje krowę – znak, że jesteśmy w dzielnicy muzułmańskiej. Wieprzowinę zakazaną przez islam kupić można kilka ulic dalej, na stoisku prowadzonym przez hinduistów. Kobiety w barwnych sari noszą z beczkowozów wodę w ogromnych stągwiach. Sieć wodociągowa ciągle szwankuje, często brakuje też energii elektrycznej. W tym sercu najnowszych technologii życie toczy się wówczas przy świecach i oliwnych lampach. Całe rodziny wylegają na ulicę, gdzie na ogniu gotują posiłek. Bangalore było kiedyś najsłynniejszym w Indiach miastem ogrodów. Dziś stało się miejscem wypoczynku dla bogatych i jest w nim dostępnych, po kupieniu biletu wstępu, tylko kilka parków. Rozwój Doliny Krzemowej i miasta sprawia, że ceny ziemi są bardzo wysokie. Prowadzone przez Kościół szkoły i szpitale nie mogą liczyć na subwencje państwowe przy kupowaniu ziemi czy materiałów budowlanych. Bez problemu dostają je placówki działające pod szyldem hinduistów. „Nie jest to sprawiedliwe, biorąc pod uwagę, że 90 proc. uczniów w naszej szkole to wyznawcy hinduizmu” – słyszę w jednej z katolickich placówek. Dzieci otrzymują tu doskonałe wykształcenie, nikt nikogo nie chrzci na siłę. Choć najczęściej powtarzane są właśnie oskarżenia o prozelityzm pod adresem chrześcijan w Karnatace. Dwa lata temu rząd stanowy wydał 17 mln rupii na opłacenie modlitwy o długo oczekiwany deszcz. Po 5 tys. otrzymała każda hinduistyczna świątynia w tym stanie. To równowartość dobrej pensji nauczyciela w stolicy. Za te pieniądze można by wybudować kilka doskonale wyposażonych szkół i szpitali…

Wśród ludzi dobrego serca

Na peryferiach Bangalore znajduje się centrum Sumanahalii, co w miejscowym języku kannada oznacza „Wioskę ludzi dobrego serca”. Pierwszy raz usłyszałam o tym ośrodku kilka miesięcy temu, kiedy władze centralne nakazały natychmiastowe opuszczenie Indii pracującej tam od 29 lat s. Jacqueline Jean McEwan. W Europie podniósł się medialny szum i w trosce o swój wizerunek rząd wycofał się z tej decyzji, dzięki czemu brytyjska misjonarka, nazywana „matką trędowatych”, może kontynuować pracę. Problemy jednak nie skończyły się. Obecnie podejmowane są próby przejęcia ziemi i 50 budynków leżących na terenie tego centrum, prowadzonego przez archidiecezję Bangalore i lokalną Caritas.

– 30 lat temu, kiedy powstał ośrodek, było tu szczere pole, teraz przyszło tu miasto i ceny ziemi są ogromne, stąd próby przejęcia naszego terenu – mówi kierujący centrum ks. George Kannanthanam. Przypomina, że to władze miasta prosiły Kościół o zajęcie się trędowatymi i ludźmi ulicy, a teraz chcą ich pozbawić dachu nad głową. Na 45 akrach mieszka tu 200 osób. Działają dom dla trędowatych i bezdomnych, szpital dla chorych na AIDS, szkoła dla dzieci ulicy i szwalnia, w której ludzie odrzuceni mogą zarobić na utrzymanie swych rodzin. Patrzę na przyklejane ręcznie etykietki. Kto wie, może kolorowe sukienki z tej szwalni trafią i do polskich sklepów, zamówienie przyszło bowiem od jednego z europejskich producentów, który w Indiach znalazł tańszą siłę roboczą. Dzięki takim zamówieniom Sumanahalii może finansować edukację prawie 300 dzieci oraz działalność szpitala. Z tych pieniędzy wybudowano także ponad 800 domów dla ludzi, którzy opuścili ośrodek i zaczęli samodzielne życie. Na korytarzu siedzi kilkunastu trędowatych. Okaleczonymi dłońmi składają ze starych gazet torebki na leki. To ich wkład w utrzymanie ośrodka, a także element rehabilitacji – w końcu czują się potrzebni. – Odebranie nam ziemi byłoby wielką stratą – mówi ks. Kannanthanam, dodając, że od dawna dochodziły sygnały, że władzom przeszkadza katolickość ośrodka. – By nie stwarzać dodatkowych trudności, nie wybudowaliśmy nawet kaplicy – mówi.

Męczennicy

„Katechistę z naszej wioski zakopano żywcem. Miało to odstraszyć osoby pragnące przyjąć chrzest” – słyszę wiele podobnych opowieści. – Chrześcijanie są tu świadomi, że przyznanie się do wiary w Chrystusa może oznaczać wielkie trudności, a nawet męczeństwo – mówi Sajan George. – A wyroki sądów zachęcają do antychrześcijańskiej przemocy. Komisja Sprawiedliwości np. uniewinniła wszystkich sprawców pogromu, który przetoczył się przez Karnatakę w tym samym czasie, gdy ginęli chrześcijanie w Orisie – dodaje przewodniczący Ogólnoindyjskiej Rady Chrześcijan. – Ostatnio hinduistyczni fundamentaliści napadli na zbór, w którym modliło się kilkudziesięciu chrześcijan. Część Biblii spalili, to, co pozostało, podarli na kawałki, a wiernych dotkliwie pobili. Pastora rozebrali do naga i gonili po całej wiosce, czemu biernie przyglądała się policja – opowiada. W sąsiedniej wiosce Kammasahalii w miejscu głównego ołtarza w kościele hinduiści ustawili figurkę swego boga Ganesza i zaczęli tam sprawować swą ofiarę, zwaną pooja. Wezwani na miejsce policjanci aresztowali księdza i wiernych, domagając się, by przedstawili dokumenty świadczące o tym, że świątynię wzniesiono legalnie… Kolejne osoby zakładają na figurkę Dzieciątka Jezus malę, czyli sznur barwnych kwiatów, oznaczający w hinduskiej tradycji zarówno symbol powitania, jak i wdzięczności. Wierni po kolei dotykają dłonią figurki, przykładają do niej czoło. Dotyk w azjatyckiej kulturze oznacza bliskość, także tę człowieka z Bogiem i świętymi. W pobliskim kościele tłum ludzi przystępuje do Komunii. Z głośników słychać komunikat, żeby Eucharystię przyjmowali tylko katolicy. W wieloreligijnym społeczeństwie zdarza się, że przychodzący na liturgię chcą wziąć sobie Hostię na pamiątkę. Stoję przed najstarszą w Bangalore bazyliką Matki Bożej. Dzieci obsypują kolorowymi kwiatami Pietę, starsi zbierają do pudełek leżącą u ich stóp poświęconą sól – symbol błogosławieństwa. Z bocznej kaplicy dobiega głos modlitwy różańcowej. Figura Matki Bożej codziennie ubierana jest w inne barwne sari, tak charakterystyczne dla hinduskiej kultury. Młoda kobieta prosi, by jej dwuletnią córeczkę położyć u stóp Matki Boskiej. Mój wzrok przykuwa zasłaniająca jej twarz burka. Maryja z Shivajinagar czczona jest także przez muzułmanów. W kaplicy klęczą ramię w ramię z chrześcijanami – każdy modli się w swoich intencjach. – Codziennie doświadczamy różnego rodzaju dyskryminacji, jednak staramy się pozostać wierni Chrystusowi – mówi ks. Errol Fernandes. Hinduski jezuita przyznaje, że Karnataka jest ziemią męczenników. Ziemią wielu bezimiennych świętych, którzy pokazali światu, że żadne prześladowania nie są w stanie zniszczyć wiary w Chrystusa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.