Pieniądze to tylko środek

GN 51-52/2012 Świdnica

publikacja 26.12.2012 07:00

O starej i nowej Polonii, o użyteczności Skype’a i celu życia mówi bp Ignacy Dec.


Bp Ignacy podczas uroczystości bierzmowania 
w parafii w Witoszowie 19.10.2012 r. Bp Ignacy podczas uroczystości bierzmowania 
w parafii w Witoszowie 19.10.2012 r.
ks. roman tomaszczuk

Ks. Roman Tomaszczuk: Po raz kolejny odwiedził Ksiądz Biskup Polonię w Anglii. 


Bp Ignacy Dec: – Tym razem nie były to rekolekcje (jak za pierwszym razem), ale udzielenie sakramentu bierzmowania. W miejscowości Melton Mowbray proboszczem jest ks. Stanisław Tylka, kolega z mojego roku święceń. Podczas rekolekcji poruszałem tematy podstawowe, takie jak: nasze powołanie, nasza wiara, nasza modlitwa, Eucharystia i jej wartość w naszym życiu, nasze świadectwo o Chrystusie w codzienności, ostatnio motywy homilii podsunęła liturgia i uroczystość bierzmowania.


Stara Polonia potrzebuje pewnie czegoś innego od Kościoła niż młodzi? 


– Przede wszystkim stara Polonia jest bardzo mocno przywiązana do Kościoła. Są to Polacy, którzy  znaleźli się w Anglii w czasie II wojny światowej i tam już pozostali. Po prostu, gdy zorientowali się, że Polska po wojnie pozostanie pod wpływem Związku Sowieckiego i będzie komunistyczna, do takiej Polski nie chcieli wracać , i właśnie tam, w Anglii, pozostali. Podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, tak i w Wielkiej Brytanii Polacy wybudowali wiele kościołów, które do dzisiaj służą Polonii do sprawowania Eucharystii oraz do innych nabożeństw i spotkań religijnych (jeden z tych kościołów znajduje się właśnie w Melton). Dla starej Polonii parafia jest namiastką ojczyzny, a katolicyzm jest fundamentem tożsamości narodowej, dlatego np. świątynia w Melton jest pw. MB Częstochowskiej, na obrazach i w witrażach są sylwetki świętych polskich, obok kościoła znajduje się dość duży dom, w którym spotykają się Polacy przeważnie w niedzielę po Mszy św. W domu tym działa Polska Szkoła, w której dzieci z polskich rodzin uczą się języka ojczystego.


Dzisiaj młodzi są coraz bardziej Europejczykami, czyli… kosmopolitami. 


– Nowa emigracja ma nieco luźniejszy związek z Kościołem. Są to rodacy, którzy do Anglii przybyli w ostatnich latach, głównie w celach zarobkowych. Dla nich ojczyzna jest krajem, który nie potrafił im zapewnić godziwych warunków życia. Wyjeżdżali z Polski zawiedzeni, ponieważ nie mieli szansy spełnić swych zawodowych i życiowych ambicji. Wielu ma nawet pretensje, że warunki społeczne zmusiły ich do przeprowadzki z całą rodziną na obczyznę. Ta grupa jest bliżej Kościoła. Ale są i tacy, którzy odnajdują się w innej kulturze bardzo dobrze, czują się tam swobodnie i szybko przyjmują nowy styl życia. Im wszystko jedno, gdzie mieszkają, byle warunki socjalne były na odpowiednim poziomie. U tych wykorzenienie, a co za tym idzie laicyzacja niestety bardzo często postępują błyskawicznie. 


Z Polski wyjeżdża się dzisiaj przede wszystkim za chlebem…


– I to determinuje styl życia na emigracji. Polacy często pracują w niedziele i w związku z tym nieregularnie uczestniczą w niedzielnej Mszy św. Troska o zdobycie pieniędzy jest często przeszkodą w pielęgnowaniu życia religijnego. Polonijni duszpasterze robią, co mogą, by tę najnowszą emigrację przyciągnąć do Kościoła i zmobilizować ją do systematycznego spełniania praktyk religijnych.  
Ciekawe i pocieszające jest to, że w Anglii młode Polki rodzą więcej dzieci niż u nas w kraju, mało tego – rodzą one najwięcej dzieci spośród kobiet emigrantek. Wiąże się to z tym, że matki z dziećmi i młode małżeństwa mają lepsze świadczenia socjalne niż w Polsce – i to zachęca do powiększania rodziny. Chrzest tych dzieci to okazja do stawiania pytań o żywotność wiary rodziców.


Wielu Polaków odwiedza w tych dniach ojczyznę. Co im można dać w duchowym darze?


– W rozmowach z młodymi zauważyłem u nich tęsknotę za krajem ojczystym. Do Polski przyjeżdżają nie tylko na wakacje, urlopy czy na święta, ale także na uroczystości rodzinne, takie jak Pierwsza Komunia św., chrzest dzieci w rodzinie, śluby kościelne czy pogrzeby. Często zdarza się, że w Anglii młodzi przygotowują się do zawarcia sakramentu małżeństwa, a ślub odbywa się w Polsce, w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół. Te wizyty to okazja, żeby przypomnieć im, że dobrobyt materialny nie zapewnia szczęścia, że bez życia duchowego codzienność staje się jałowa, a miłość zamienia się w układ handlowy.


Ale czy jest jakiś sposób, żeby troszczyć się o wiarę dzieci czy wnuków na odległość?


– Nie jest to łatwe. W starszym pokoleniu widać wielką troskę o formację religijną dzieci i wnuków. Często rodzice pomagają swoim dzieciom, opiekują się wnukami. Bywa też tak, że dialog dziadków z wnukami utrudniony jest przez język, bo dzieci szybko uczą się języka angielskiego, a starsi mówią po angielsku niechętnie i niepoprawnie. W polskich domach rzadko porusza się tematy wiary. Warto to zmieniać. Przecież rozdzielone rodziny utrzymują kontakt: telefoniczny czy przez komunikatory, dlaczego nie omawiać wtedy spraw związanych z wiarą? Czemu interesuje nas tylko praca, szkoła i ostatnia wycieczka, a nie ma tematów głębszych? Tutaj w Polsce laicyzacja, choć postępuje, nie ma jeszcze takiego wymiaru jak na Zachodzie, więc klimat religijny jest czymś naturalnym. Inaczej jest w krajach, gdzie Polaków jest najwięcej, dlatego trzeba im przypominać o wartościach, o sensie życia i pięknie wiary. Rok Wiary zobowiązuje nas do dawania świadectwa. Kto miałby być lepszym jego adresatem niż dziecko czy wnuk?


Zatem: pytać, przestrzegać, rozliczać?


– Zacząć od tego, co ludzkie: niech pobyt dzieci w ojczyźnie będzie czasem radości i umacniania lub odbudowywania rodzinnych więzi. Na tym gruncie można powalczyć także o ich więź z Panem Bogiem. Warto im zwrócić uwagę, że nawet, gdy dostęp do Kościoła w protestanckim kraju jest ograniczony, to dzisiaj, w dobie internetu, wolności prasy i publikacji można z łatwością samemu pielęgnować wiarę. Warto ich zachęcać do słuchania Radia Maryja i oglądania Telewizji Trwam, bo te media mają zasięg na terenie całej Wielkiej Brytanii. Trzeba też zachęcić ich do odszukania polskiej misji katolickiej w swej okolicy albo zmobilizować do zaangażowania w tamtejsze katolickie wspólnoty.