Mógłbym być wójtem

GN 51/52 Łowicz

publikacja 03.01.2013 06:10

O świecie bez Boga, natrętnych pytaniach, białych nocach i rachunku sumienia z bp. Józefem Zawitkowskim rozmawia Agnieszka Napiórkowska.

 Biskup Józef Zawitkowski nie ma wątpliwości, że Rok Wiary to czas stawiania sobie trudnych pytań Agnieszka Napiórkowska Biskup Józef Zawitkowski nie ma wątpliwości, że Rok Wiary to czas stawiania sobie trudnych pytań

Agnieszka Napiórkowska: W Roku Wiary odpytujemy różne osoby o ich relację z Bogiem. Biskupa chyba bez oporów można pytać o wiarę?

Bp Józef Zawitkowski: – Można, a nawet trzeba. Mam tylko tyle do powiedzenia: wierzę z całego serca, ze wszystkich sił, ze wszystkich myśli swoich. I każdy mój krok, i każdy mój oddech, całe moje życie niech będzie wyznawaniem wiary w Boga, Który Jest.

Wiem, że wiara Księdza Biskupa oparta jest na świadectwie świadków. Nieraz rozmawialiśmy o świętych rodzicach, dziadkach. Poza nimi byli jeszcze jacyś nauczyciele wiary?

– Ja wiem, że jestem szczęśliwcem. Mając takich rodziców, jakich ja miałem, można się wzruszać, można wspominać, można nie spać i ciągle o nich mówić. Oprócz nich i mojej rodziny, a także ks. proboszcza i sióstr nazaretanek, jest jeszcze kilka osób, które zaważyły na mojej wierze. Była to pani Pietrzakowa, moja nauczycielka. Ona pokazała nam komórkę tulipana pod mikroskopem. I mnie się wtedy w łepetynie zakręciło, że tam jest coś, czego ja nie widzę. Ale wtedy nauczyła mnie modlić się Asnykiem: „Za każdym krokiem w tajniki stworzenia coraz się ludzka dusza rozprzestrzenia. I większym staje się Bóg”. A drugą taką osobą, której zawierzyłem i która była dla mnie idolem, był Jerzy Lisiewicz, nauczyciel matematyki i fizyki. Zdawało się nam wszystkim, że on wszystko wie. Wtedy zaczynały być modne telewizory, mówiło się o sputnikach. I on się na tym znał. Ale i wiarę miał niesamowitą. To on potrafił śpiewać wielkanocny „Exultet” i to on potrafił mówić po hebrajsku „Magnificat”. Kiedy w Toruniu pokazał nam w obserwatorium astronomicznym kawałek nieba, wtedy umiałem się już modlić: „O, Ty Przedwieczny, który lat tysiące codziennie gasisz i zapalasz słońce. Boże, o Tobie jak ja myśleć lubię. Ciągle myślę i w myślach się gubię”. I tak się gubię do dziś.

Gdy Ksiądz wstępował do seminarium, jego wiara była już ugruntowana?

– Kiedy szedłem do seminarium, byłem bardzo przekonany. Chociaż miałem ogromną chęć iść do wojska. Chciałem być marynarzem. Jakoś Pan Bóg tak wszystkim pokierował, że zostałem w seminarium. Czy ja miałem wtedy wiarę? Miałem, i to ogromną! Byłem pewny, że idę po to, aby jacyś uczeni powiedzieli mi, że jest Bóg. Myślałem, że gdy dadzą mi sztywne dowody na Jego istnienie, to jak przyjadę do Łowicza i powiem kazanie, wszyscy poklękają. Zwątpienie przyszło po II roku seminarium. Nauczono mnie wtedy historii filozofii, poglądów klasyków marksizmu, dróg Tomasza i „Wyznań” Augustyna. Byłem mądry, ale to nie było to. I Tomasz nie wszystko powiedział, i Augustyn nie wszystko wyznał, a marksiści naplątali w głowie, że do dziś nie mogę sobie tego poprostować. Myślałem sobie: „Wrócę do domu. Będę orał i będzie wszystko z pożytkiem”. I wtedy ojciec duchowny powiedział mi: „Poczekaj. Jeszcze trochę poczytaj”. I wtedy doszedłem do tego, że niebo i ziemia przeminą, ale słowa Boga nie przeminą. Bóg jest wierny i to On złożył obietnicę i ją spełnił.

To z przekonania, że wiara jest tak ważna, podczas każdej Eucharystii pyta Ksiądz Biskup wiernych, czy jeszcze wierzą w Boga?

– Tak, bo tak sam czuję. Jak mi przyjdzie recytować „Wierzę w Boga Ojca Wzechmogącego...”, to przy pomocy pobożnych jakoś powiem. Ale jak ktoś zapyta mnie tak, jak ty zapytałaś na początku: „Słuchaj, biskup, czy ty jeszcze wierzysz w Boga?”, to, wiesz, wszystka krew mi na chwilę stanie. Rozum się odblokuje i ja muszę powiedzieć prawdę. I mówię: „Wierzę”. Dlatego chcę, aby wszyscy, zarówno przy ołtarzu, jak i pod chórem, otworzyli się i żeby raz w życiu odpowiedzieli, czy wierzą w Boga. A to bardzo trudne.

Czy kapłanom, biskupom i osobom konsekrowanym nie grozi, że mogą stać się osobami „wierzącymi zawodowo”? Jak się Ksiądz Biskup przed tym broni?

– Dziękuje ci za to pytanie. To jest bardzo trudne. Jeden biskup na początku mojego biskupstwa życzył mi, abym nie zbiskupiał. I o tym bardzo pamiętam. Wiem, że można się stać zawodowcem. Boję się, że będę wszystko umiał, że będę chciał, aby wszyscy uwierzyli tak jak ja. O, nie daj Boże! Pan Bóg jest taki bogaty. Każdemu daje swoją drogę i każdego za rękę prowadzi. Każdego kocha jak ojciec. Boję się, bym czasem słowem nie przesłonił komuś Chrystusa. Każde kazanie jest dla mnie okazją, żeby się przed tym bronić. Kiedy chcę komuś zwrócić uwagę, bo mnie zdenerwował swoim argumentem, muszę się złapać i powiedzieć: „Uspokój się! Masz cukrzycę. Widocznie to jest jego droga. On też zrozumie i uwierzy”.

Czy mimo wszystko zdarzyło się Księdzu czasem wątpić?

– Nieraz przychodziło zwątpienie. Dlatego bardzo potrzebna jest mi Ewangelia o Chrystusie idącym po morzu. I o Piotrze, który woła: „Jeśli to Ty jesteś, to zawołaj mnie do siebie”. I Piotr poszedł. Główkując jednak, zaczął tonąć. Ja też mam podobne przeżycia, bo zdaje mi się, że powiedziałem ładne kazanie, że pokazałem Chrystusa, jak tylko umiałem, a tymczasem oni przychodzą do ślubu bezbożni, grzeszni. Na pogrzebach nie tylko, że nie płaczą, ale już się nie modlą. I wszystkie inne rzeczy stają się bezbożne. I wtedy myślę: „Przecież mógłbym być sołtysem, wójtem. I bym to robił dobrze. Po coś mnie wybrał?”. Wtedy Pan Jezus przychodzi w refleksji w konfesjonale.

A jak się Ksiądz Biskup modli, kiedy zostaje sam?

– Z wami jest mi łatwiej. Niektóre modlitwy mam napisane w mszale i tak sobie ładnie czytam. Wtedy się bardzo często przyłapuję i mówię do siebie: „Słuchaj, ty całkiem ładnie czytasz, ale ty się nie modlisz. Nabożeństwo się skończyło, a ty się nie pomodliłeś”. Ale przychodzą takie białe noce, w których długo się modlę. Robię to też przed Mszą świętą, przed Księżną Łowicką, przed Ukrzyżowanym, przed Najświętszym Sakramentem. I wtedy człowiek nie ma chęci mówić. Cokolwiek zacznę, wiem, że On wszystko wie. Dobrze jest wtedy słuchać. Niby nic, wydaje się, że Bóg jest milczący i śpiący. Ale to wtedy wszystko się staje. W takich chwilach rodzą się też kazania.

Czy w Roku Wiary podjął Ksiądz Biskup jakieś postanowienia?

– Bardzo mnie zastanowiło, co papieżowi przyszło do głowy, żeby ogłosić Rok Wiary. Bo że Pawła, Piotra, wszystko w porządku. Ale Rok Wiary? Kiedy przeczytałem jego dokument, nie mam wątpliwości, że to jest taki czas, w którym w kościele, albo pod jego drzwiami, albo na ulicy, albo w polu muszę uklęknąć, zamknąć oczy, otworzyć sumienie i zadać sobie pytanie: „Boże, czy ja wierzę w Ciebie?”. A potem drugie: „Czy tak żyjąc, będę zbawiony?”. Inaczej ten rok nic nie znaczy. To wołanie o głęboki rachunek sumienia. I papież to robi, biskupi i kapłani powinni też to zrobić. I każdy z nas. A potem wyspowiadać się z tego, czy ja wierzę w Boga, czy już tylko świętuję.