Łóżko zamiast pasa zieleni

Ks. Rafał Kowalski; GN 50/2012 Wrocław

publikacja 29.12.2012 07:00

Nad Reginą znęcali się rodzice i starsze rodzeństwo. Była bita i poniżana, a jedną z konsekwencji jest choroba kompulsywnego wyrywania włosów. Wyjeżdżając do Manili, nawet nie marzyła, że pomoc znajdzie dzięki zgromadzeniu sióstr założonemu we Wrocławiu.

 Nie wszyscy mają tyle szczęścia, co Regina i jej koleżanki ks. Rafał Kowalski Nie wszyscy mają tyle szczęścia, co Regina i jej koleżanki

Duch Święty działa, posługując się ludźmi. Kiedy w XIX w. prosty, pochodzący z ubogiej rodziny kapłan mówił o konieczności troski o kobiety przybywające do dużych miast w poszukiwaniu pracy, byli tacy, którzy pukali się w czoło, wskazując na rzekomo bardziej palące problemy. Nie posłuchał ich i dziś mówimy o nim jako o pionierze walki o los młodych dziewcząt, dla których Wrocław i inne metropolie miały być ziemią obiecaną. Opuszczały dla niej swoje rodziny, wioski i miasteczka, licząc na zatrudnienie w nowo powstających fabrykach. Nie wszystkie pracę znajdowały. Nie wszystkie były przygotowane do jej podjęcia. Bywało, że kończyły na ulicy. Ks. Jan Schneider jako pierwszy starał się w miarę możliwości obejmować te kobiety opieką i je ochraniać. W tym celu powołał do życia fundację pomagającą znaleźć pracę lub przygotowującą panie do funkcjonowania w nowym środowisku i założył Zgromadzenie Sióstr Maryi Niepokalanej.

Na dobry start

– Dziś na Filipinach sytuacja jest podobna do tej sprzed 200 lat w Europie – mówi s. Sybilla, niegdyś prowadząca wrocławskie Duszpasterstwo Akademickie „Przystań”. – Stolica kraju jest skupiskiem ludzi ze wszystkich prowincji. Ciągną tutaj w poszukiwaniu lepszego życia – dodaje, podkreślając, że wśród imigrantów jest spora grupa dziewcząt i kobiet zupełnie niewykształconych, nieprzygotowanych do funkcjonowania w tak ogromnym mieście i nieświadomych tego, jak wygląda życie w metropolii. – Myślą, że to mekka szczęścia i dobrobytu, ale czar pryska z chwilą przybycia tutaj – nie mają gdzie mieszkać, nie mają co jeść, trudno im znaleźć pracę – wylicza. – Często można je spotkać wieczorami, gdy na pasie zieleni rozdzielającym dwie jezdnie rozkładają kartony i koce, karmią dzieci i przygotowują się do snu – dopowiada s. Vianneya, przełożona nowej placówki Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej w Manili.

– W Europie musimy szukać, jak odczytywać charyzmat na nowo, bo czasy się zmieniły i sytuacja nie jest taka sama. Tutaj niczego nie trzeba zmieniać. Wystarczy wprowadzać w życie to, co sugerował ks. Schneider – tak przełożona tłumaczy sens otwarcia domu na Filipinach, w którym schronienie mogą znaleźć młode kobiety przyjeżdżające do Manili. Zwraca przy tym uwagę, że kiedy siostry 30 lat temu podejmowały decyzję o założeniu placówki w Tanzanii, sceptycy pytali: „Po co wyjeżdżać do Afryki, skoro w Polsce brakuje powołań?”. – Dziś, kiedy na miejscu posługuje prawie 100 czarnoskórych zakonnic, nikt nie ma wątpliwości, że to była dobra decyzja – zaznacza.

W czasach ks. Schneidera najlepszą pracą dla kobiety była posada służącej w bogatym domu. – Wtedy taka dziewczyna mogła się utrzymać i jakoś układać sobie życie – tłumaczy s. Oliwia, trzecia z wrocławskich sióstr posługujących w stolicy Filipin. – Tutaj służba to jest minimum, jakie można dać naszym podopiecznym, bo – powiedzmy sobie szczerze – przyjeżdżając z prowincji, nie są zdolne nawet do podjęcia takiej pracy, jednak pensja służącej jest naprawdę mała. To ok. 2000 peso, czyli 40 euro miesięcznie. Wprawdzie wystarczy, żeby tu przeżyć, jednak taka dziewczyna nie może opuszczać domu, w którym pracuje. Praktycznie może zapomnieć o założeniu rodziny czy dalszej edukacji – mówi, zwracając uwagę, że siostry rozpoczynają od tego, by nauczyć podopieczne prowadzenia domu, jednak chcą pójść dalej i dać im także możliwość kształcenia się oraz zdobycia zawodu, który pozwoli na dobry start w dorosłe życie.

Dar od Boga

Aktualnie z pomocy sióstr korzystają cztery dziewczyny w wieku od 17 do 24 lat. Jak same mówią, załapały Boga za nogi – w końcu znalazły dom. – Wracamy ze szkoły i ktoś interesuje się tym, co przeżyłyśmy, co się wydarzyło, jak nam idzie nauka – wspominają. Rozmawiają z zakonnicami, zwierzają się. Początki jednak nie były takie proste. – Pamiętam ich pierwsze reakcje – były wystraszone i nieufne – opowiada s. Vianneya, dodając, że jedna z podopiecznych np. nie chciała spać w łóżku. Zebrała kartony po lodówce, rozłożyła je na podłodze i tak przygotowała sobie miejsce do spania. Długo trwało, zanim przekonała się, że łóżko jest wygodniejsze.

Inna trafiła do marianek z chorobą kompulsywnego wyrywania sobie włosów. – W domu była bita i poniżana – opowiadają siostry. – Nikt nie myślał o jej wykształceniu. Sama znalazła szkołę, oddaloną o 7 km od domu. Nie miała pieniędzy na dojazd, więc drogę pokonywała piechotą. Gdy szła na zajęcia, nie dostawała także jedzenia. Cały dzień musiała znosić głód, a gdy spóźniła się ze szkoły, klęczała za karę przed domem z podniesionymi rękami. W końcu znalazła się w Manili, a siostry przyjęły ją pod swój dach. – Przychodząc do nas, bardzo chciała odciąć się od dawnego życia, wejść w nowe środowisko i jakby rozpocząć wszystko na nowo – mówi s. Oliwia, podkreślając, że dziewczyna wytrwale pracuje nad sobą. – Żeby zająć czymś ręce, nauczyła się wyszywać i w każdej wolnej chwili oddaje się temu zajęciu. Coraz rzadziej nosi perukę i cieszy się ze swojej fryzury. Marianki opowiadają, że wszystkie dziewczyny są bardzo otwarte. Dziękują za każdą radę. Chętnie uczą się pieczenia ciasta, gotowania, szycia na maszynie. – A zaczynałyśmy od tak prozaicznych czynności, jak jedzenie sztućcami – mówią siostry, podkreślając, że w kulturze filipińskiej trudno jest się przebić osobie z ubogiego domu. – Nawet ciemniejsza skóra może być powodem przykrości i trudności życiowych – tłumaczą. – Dzięki temu jednak, co nasze podopieczne osiągają, w czasie pobytu u nas budują poczucie własnej wartości, są pewniejsze siebie i wierzymy, że pomimo trudnej historii nie pozwolą się więcej krzywdzić.

Miejscowa ludność bardzo szybko przekonała się do sąsiedztwa zakonnic z Polski. Ludzie często powtarzają, że są one darem od Boga, i podkreślają, że to zgromadzenie nie chce zarabiać na swojej działalności, ale pomaga potrzebującym całkowicie bezinteresownie. Dom jest już przygotowany na przyjęcie nawet kilkunastu dziewczyn. Przeszkodą są ograniczone finanse. Być może już za kilka tygodni uda się uruchomić program duchowej adopcji wychowanek sióstr Maryi Niepokalanej. Tymczasem wspólnie z dziewczynami zakonnice przygotowują się do przeżycia świąt Bożego Narodzenia. Z kraju dostały już opłatek i... przyprawę do piernika. Kto wie – może to ciasto będzie kolejnym dziełem dziewcząt, które złapały Pana Boga za nogi.

TAGI: