Da się

ks. Artur Stopka

W kwestii in vitro trzeba sięgnąć po doświadczenia i metody, które Kościół i obrońcy życia zastosowali w sprawie aborcji.

Da się

Opublikowane wczoraj wyniki badania przeprowadzonego przez CBOS w kwestii nastawienia Polaków do ochrony życia dzieci w łonach ich matek dają wiele do myślenia. Pokazują, że możliwe są realne zmiany świadomości dużych grup społecznych w bardzo istotnych sprawach. Po prostu da się ludzi przekonać, że coś jest dobre, a co innego stanowi poważne zło.

Gazetowe tytuły są wymowne. „CBOS: Polacy bardziej pro-life” – donosi „Rzeczpospolita”. „Gazeta Wyborcza” publikuje tytuł podobny, ale wymowniejszy: „Polacy coraz bardziej pro-life”. Ten drugi tytuł niesie więcej treści, bo zwraca uwagę na tendencję, na kierunek, w jakim następują zmiany.

Jest powód do radości. Ale myślę, że ciesząc się z rosnącej świadomości rodaków w kwestii ochrony życia każdego człowieka od chwili poczęcia, nie należy osiadać na laurach, tylko zastanowić się, gdzie tkwią przyczyny tego ewidentnego sukcesu dobra i rozważyć możliwość sięgnięcia po podobne działania w innych istotnych sprawach.

Zastanowiło mnie, że w „Gazecie Wyborczej” jedynym komentarzem do tych niosących optymizm wiadomości okazał się fragment wywiadu z szefową CBOS sprzed miesiąca: „Poglądy Polaków przesuwają się ku orientacji pro-life. Ku poglądowi realistycznemu, że kobieta nie musi uciekać się do aborcji, by nie mieć dziecka. Żyjemy w XXI w., decyzję o tym, czy chcemy mieć dziecko, czy nie, można podjąć, zanim się zajdzie w ciążę. Aborcja jest traktowana jako środek ostateczny, czyli właśnie wtedy, kiedy chodzi o życie matki lub jej zdrowie”. Tylko to zadecydowało? Myślę, że nie tylko to.

W „Rzeczpospolitej” przynajmniej ustami jednego z posłów przyznano, że te wyniki nie wzięły się z przypadku i są rezultatem „edukacji ruchów pro-life i Kościoła”.

Jestem głęboko przekonany, że rzecz ma się dokładnie tak. Że zmiany świadomości społecznej nastąpiły w dużej mierze na skutek długotrwałej, intensywnej akcji edukacyjnej, uczącej i uświadamiającej, prowadzonej na polskiej ziemi przez Kościół katolicki i związane z nim ruchy obrony życia. To wynik między innymi zbudowania bardzo szerokiej i zróżnicowanej argumentacji, od radykalnie emocjonalnej aż po ściśle naukową.

Niedawno opublikowano wyniki sondaży dotyczących poglądów Polaków na sprawę sztucznego zapłodnienia in vitro. Moim zdaniem, są co najmniej zasmucające. I niepokojące. Zwłaszcza, jeśli chodzi o tendencję zmian.

Myślę, że w tej sprawie trzeba sięgnąć po doświadczenia i metody, które Kościół i obrońcy życia zastosowali w sprawie aborcji. Trzeba się zabrać za permanentną, bogato uargumentowaną edukację. W temacie in vitro również da się zmienić nastawienie Polaków. Tylko trzeba im dać szansę zrozumienia, w czym faktycznie leży problem. A niejednokrotnie przekonałem się, że wielu, mimo sporego wykształcenia i dużej dawki dobrej woli, po prostu tego nie pojmuje.