Siła wiary

Rozmawiał Wojciech Baran, Wyższe Seminarium Duchowne w Krakowie

www.wsd.diecezja.krakow.pl |

publikacja 20.11.2012 07:00

O wiele bardziej niepokojącą tendencją od rosnącej popularności religii wschodnich jest powiększanie się tej grupy ludzi, którzy już przestali szukać. O nowej ewangelizacji, synodzie i świadectwie mówi ks. Krzysztof Marcjanowicz z Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji

Siła wiary Henryk Przondziono/ Agencja GN Siła wiary nie jest siłą wyrażaną statystycznie, a dynamika Zmartwychwstania przerasta nasze wyobrażenia. Naszym zadaniem jest zmiana tej rzeczywistość na lepszą we współpracy z łaską Boga.

Tekst publikujemy dzięki uprzejmości administratorów strony Seminarium.

Dlaczego jest coraz więcej osób, które są obojętne religijnie, których pytanie o Boga w ogóle nie interesuje?

Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Fenomen sekularyzacji, dechrystianizacji i życia w taki sposób, jakby Boga nie było, jest efektem wielu czynników, które znajdują się zarówno w Kościele, jak i poza nim. Niewątpliwie początki znajdują się w epoce Oświecenia z jej filozofią przeciwstawiającą racjonalność wierze. Katalizatorem stają filozofie Nietzschego i Marksa wprost negujące sens istnienia religii. Do tego dołączają się dynamiczne przemiany społeczne: od Rewolucji Przemysłowej zaczynając, poprzez industrializację, urbanizację, migracje i przeprofilowanie rodziny wielopokoleniowej, a kończąc na globalizacji z królującym hedonizmem i materializmem. Trzeba również uderzyć się w piersi i z realizmem popatrzeć na to, że ewangeliczna sól, w niektórych częściach świata, utraciła swój smak, a nakaz „idźcie i głoście” został zredukowany do instytucjonalnego oczekiwania w kancelarii na petenta.

Czy to dlatego religie wschodnie cieszą się coraz większą popularnością? Czyżby nasza liturgia przegrywała w konfrontacji z rytami religii Dalekiego Wschodu?

Człowiek szuka czegoś transcendentalnego, czegoś, co go przekracza i nadaje sens jego egzystencji. Świetnie ilustruje to św. Augustyn w swoich „Wyznaniach”: Stworzyłeś nas Boże bowiem jako skierowanych ku Tobie i niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie. W tych poszukiwaniach próbuje różnych dróg. Religie wschodu, wrzucone w kontekst kultury zachodniej, pociągają swoim orientalnym kolorytem, odmienną muzyką, nowością, otwartą wspólnotą. Warto byłoby się zastanowić, czy w naszych wspólnotach parafialnych nie dałoby się poprawić niektórych aspektów, szczególnie w dziedzinie celebracji i przeżywania liturgii. I bynajmniej nie chodzi mi o to, żebyśmy zaczęli ubierać się na pomarańczowo i uderzać w bębenki. Wręcz przeciwnie! – skorzystajmy z tego skarbca, który od wieków stanowi liturgia, łącząc go rozważnie i umiejętnie ze współczesną kulturą.

O wiele bardziej niepokojącą tendencją od rosnącej popularności religii wschodnich jest powiększanie się tej grupy ludzi, którzy już przestali szukać…

Czyżbyśmy znajdowali się na równi pochyłej?

Lepiej nie zakładajmy ani czarnych, ani różowych okularów. Taki stan rzeczy powinniśmy potraktować jako realne wyzwanie, przed którym znajduje się Kościół w XXI wieku. Warto pamiętać, że ok. 30 roku był taki miesiąc, w którym jeden z Dwunastu się powiesił, Mistrz został zabity na krzyżu (i tylko jeden z Dwunastu miał odwagę mu towarzyszyć!) a dziesięciu Apostołów schowało się w Wieczerniku... A mimo to zanieśli Ewangelię aż na krańce ówczesnego świata. Siła wiary nie jest siłą wyrażaną statystycznie, a dynamika Zmartwychwstania przerasta nasze wyobrażenia. Naszym zadaniem jest zmiana tej rzeczywistość na lepszą we współpracy z łaską Boga.

Wygląda na to, że nowa ewangelizacja jest właśnie taką próbą zmierzenia się z rzeczywistością. Czy ruchy charyzmatyczne są odpowiedzią Kościoła na zdechrystianizowany świat?

Już w Instrumentum Laboris, czyli pozycji, która jest punktem wyjścia do dyskusji synodalnej, zwrócono uwagę na „znak nadziei”, jakim są szeroko rozumiane ruchy odnowy w Kościele, które pokazują realną możliwość życia ewangelią w dzisiejszych czasach. O ile dobrze pamiętam, to mówi się tam o uznaniu i uwadze, z jaką Kościoły lokalne patrzą na młodych ludzi, którzy z entuzjazmem i ze świeżymi siłami tenże Kościół ożywiają. Podobne słowa znajdują się w przesłaniu końcowym synodu (punkt 8), w którym Biskupi zachęcają, aby przyjąć dary Ducha Świętego obecne wśród świeckich oraz wśród grup kościelnych.

Jak ta zachętę należałoby zastosować w polskiej rzeczywistości?

Niewątpliwie jest to zadanie, które stoi dziś przed Kościołem w Polsce. Kard. Ryłko przypominał na synodzie, aby dowartościować obecność świeckich i ruchów odnowy w Kościele podkreślając, że są to zasoby, z których Kościół jeszcze nie w pełni korzysta. Nazbyt często grupy świeckich są traktowane w naszych parafiach jako zbyteczny dodatek lub problem, którego należy jak najszybciej się pozbyć bądź to rozwiązując daną grupę, bądź też w ogóle jej nie zakładając. Taka negatywna mentalność wymaga jak najszybszej zmiany. Tylko w ostatnim miesiącu rozmawiałem z dwoma księżmi, którym proboszczowie wprost zabronili zakładania jakiejkolwiek grupy przy parafii. Dodam, że znam te parafie i są to miejsca, w których nie ma dosłownie żadnej aktywności duszpasterskiej. Nie może się tak zdarzać, że są grupy osób świeckich, które proszą o otoczenie ich opieką duszpasterską, a otrzymują odpowiedź negatywną.

Księża często mówią, że mają już tak wiele obowiązków (katecheza w szkole, przygotowanie do bierzmowania, kancelaria, przygotowanie do chrztu, do ślubu, itd.), iż nie starcza im czasu na inne grupy.

To prawda, że na tle innych krajów europejskich, księża w Polsce mają naprawdę dużo obowiązków, szczególnie biorąc pod uwagę katechizację w szkole. Skoro księża nie są w stanie sami prowadzić wszystkich grup, to może częściej należałoby właśnie świeckim powierzać funkcję liderów wspólnoty? Przecież rokrocznie setkami opuszczają oni wydziały katolickich uczelni? Ilu z takich ludzi orbituje później bezużytecznie wokół parafii?

Poza tym, problem pewnej niechęci wobec świeckich na parafii jest o wiele bardziej złożony. Kard. Zenon Grocholewski, podczas swojej wypowiedzi na Synodzie, zadał pytanie: jak to się dzieje, że rośnie liczba katolickich instytucji edukacyjnych, a jednocześnie zwiększa się kryzys wiary? Czy nie jest tak, że uczymy się o Bogu, ale tak naprawdę Go nie poznajemy i Nim nie żyjemy?

Czy ta polska sytuacja znalazła swój wyraz na synodzie? Czym charakteryzowały się wypowiedzi członków naszej delegacji?

Każdy z obecnych na synodzie zwrócił uwagę na różne aspekty i możliwości Nowej Ewangelizacji w Polsce i na świecie. Kard. Stanisław Dziwisz mówił o sile, która bierze swe źródło w Bożym miłosierdziu, a która to siła pozwala człowiekowi wyzwolić się z pustyni duchowej. Kard. Kazimierz Nycz przypomniał, że Kościół nie powinien kształcić pomocników duszpasterskich czy katechetów, a ewangelizatorów, czyli ludzi, którzy żyją wiara, a nie tylko jej uczą. Abp Michalik zwrócił uwagę na to, że jeśli mowa jest o słabej wierze i nieinteresującym przekazie Ewangelii, to winnych powinniśmy szukać przede wszystkim w nas samych. Abp Gądecki ukazał niebezpieczeństwa czyhające na młodych ludzi, szczególnie wszechobecny indywidualizm i zaapelował o adekwatną odpowiedź na ten problem, podając przykład dorosłych katechetów, którzy powinni stać się świadkami wiary.

Stosunkowo łatwo można dotrzeć z Ewangelią do tych ludzi, którzy są w kościele. Jak natomiast księża mają dotrzeć do tych osób, którzy w kościele są nieobecni?

Przypomina mi się sytuacja, gdy latem tego roku pojechaliśmy z abp. Fisichellą na Przystanek Jezus, podczas którego ksiądz arcybiskup wygłosił konferencję do młodzieży. W pewnym momencie zaczął mówić o odpowiedzialności wszystkich ochrzczonych za głoszenie Ewangelii w różnych miejscach i podał przykład, mówiąc: ja nie mógłbym iść na dyskotekę. W tym momencie odezwał się głos jednego z uczestników: a właściwie, dlaczego nie? Wszyscy zaczęli się śmiać. Oczywiście, to zdarzenie w żartobliwy sposób pokazuje, że są takie miejsca i tacy ludzie, do których duchownym jest niewątpliwie trudniej się dostać, natomiast o wiele szybciej i skuteczniej docierają tam świeccy. Zadaniem duchownych jest zatem takie uwrażliwienie wierzących, żeby mieli świadomość, iż oni też są odpowiedzialni za niesienie Chrystusa współczesnemu światu – szczególnie tam, gdzie duchowni nie są w stanie dotrzeć.

Są takie sytuacje, w których rozmowa o Bogu jest bardzo trudna. Co by Ksiądz powiedział człowiekowi, który chce na nowo ewangelizować członków rodziny, którzy nie chodzą do kościoła?

Raczej trudno mi jest występować w roli „wujka dobrej rady”. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że żaden prorok nie jest mile widziany w swojej krainie. Z drugiej strony, przecież w jakiś sposób trzeba zareagować...

Świetnym przykładem nawracania w rodzinie jest św. Monika, która przez wiele lat jeździła za synem, modląc się o jego nawrócenie. Zmiana życia nie dokonuje się przecież siłą moich słów, choć Bóg również nimi może się posłużyć. Wiara jest darem, o który trzeba prosić. Z drugiej strony, nie można usprawiedliwiać swoich zaniechań tym, że ja się modlę i to wystarczy. Mając kogoś w rodzinie, kto odszedł od wiary, ja bym się modlił ale i czekał na odpowiedni moment, aby zadziałać. Trzeba przy tym pamiętać, iż będąc członkiem rodziny, przy rozmowie o wierze uruchamiają się bardzo specyficzne relacje emocjonalne, które mogą tak pomóc, jak i dramatycznie przeszkodzić w procesie ewangelizacji.

Dzisiejszy człowiek nie chce słuchać. Wiara zaczyna być tematem tabu, a „nowoczesnemu” człowiekowi nie wypada rozmawiać w towarzystwie o Zmartwychwstałym Chrystusie. Co w takiej sytuacji robić? Czy Kościół ma jakąś strategię?

Genialnie odpowiada na te pytania fragment Instrumentum Laboris 158, który przywołuje jednocześnie słowa Papieża Pawła VI z Evangelii nuntiandi: (…) aby ewangelizować Kościół nie potrzebuje jedynie odnowić swoje strategie, ale musi raczej poprawić jakość swego świadectwa; problem ewangelizacji nie jest kwestią przede wszystkim organizacyjną czy strategiczną, lecz raczej duchową. „Człowiek naszych czasów chętniej słucha świadków, aniżeli nauczycieli; a jeśli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami”.

Skąd wziąć siły do takiego świadectwa?

Zwykle wszyscy księża świetnie znają pierwsze zdanie z numeru 10 Konstytucji o Liturgii Świętej, które brzmi: Liturgia jednak jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i jednocześnie jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc. Niemniej ważne jest kolejne, już mniej cytowane zdanie: Albowiem prace apostolskie to mają na celu, aby wszyscy stawszy się dziećmi Bożymi przez wiarę i chrzest, schodzili się razem, wielbili Boga pośród Kościoła, uczestniczyli w Ofierze i pożywali Wieczerzę Pańską. Nowa ewangelizacja zaczyna się na i w Eucharystii, i do Eucharystii ma prowadzić. W przeciwnym wypadku staje się prowadzeniem ślepego przez ślepego – obydwaj w dół wpadną. Tylko spotkanie z Bogiem żywym we wspólnocie eucharystycznej rozpocznie skuteczną, nową ewangelizację.