Nowy Kościół na Śląsku

Ks. Jerzy Myszor

publikacja 13.11.2012 13:16

W kręgach politycznych Warszawy i Berlina mówiono, że administrator apostolski w Katowicach to ktoś nieznany. W pierwszym momencie po ogłoszeniu nominacji zastanawiano się nawet w kołach rządowych w Warszawie, czy zna język polski.

Nowy Kościół na Śląsku   Reprodukcja: Narodowe Archiwum Cyfrowe Pielgrzymka do Rzymu w 1925 r. W centrum grupy stoi ks. August Hlond, administrator apostolski w Katowicach. 7 listopada 1922 roku ks. August Hlond, salezjanin, z rąk papieża Piusa XI otrzymał nominację na administratora apostolskiego dla tej części Gornego Śląska, ktora po plebiscycie w 1921 roku została przyznana Polsce. W kręgach politycznych Warszawy i Berlina mówiono, że administrator apostolski w Katowicach to ktoś nieznany, człowiek znikąd. W pierwszym momencie po ogłoszeniu nominacji zastanawiano się nawet w kołach rządowych w Warszawie, czy zna język polski.

Był duchownym „spoza układów” politycznych, natomiast z pewnością był znany w pewnych kręgach kościelnych. Poruszał się na innych płaszczyznach, częściej kościelnych niż politycznych; był przede wszystkim członkiem zgromadzenia księży salezjanów. Znany w Przemyślu, Oświęcimiu i Krakowie, ale także jako przełożony zakonny w Wiedniu i Rzymie. Po nominacji na administratora apostolskiego, a niebawem pierwszego biskupa katowickiego (1925) stał się osobą znaną i szybko bardzo poważaną na Śląsku. Otrzymał zadanie nie tylko tymczasowego zarządzania, ale i stworzenia fundamentów pod przyszłą diecezję śląską (katowicką). Początkowo obszar administracji apostolskiej tworzyła tylko ta część Górnego Śląska, która przypadła Polsce po plebiscycie. Dopiero w 1925 roku na mocy bulli „Vixdum Poloniae unitas” (28 X 1925) do istniejącej już administracji apostolskiej na Górnym Śląsku włączono Śląsk Cieszyński, który stanowiły dwa powiaty: bielski i cieszyński, a kościelnie dekanaty: bielski, strumieński, skoczowski i cieszyński.

Element stabilizacji

Odrodzona Rzeczpospolita potrzebowała stabilizacji zewnętrznej i wewnętrznej. Jednym z czynników stabilizujących było uznanie międzynarodowe państwa polskiego, w tym także ze strony Stolicy Apostolskiej. Kościołowi katolickiemu nowe władze niepodległej Rzeczypospolitej przekazały mocny sygnał, bardzo czytelny w treści konkordatu, że organizacja terytorialna Kościoła winna wzmacniać także granice polityczne państwa. Jeśli władze państwowe w nowej organizacji kościelnej szukały potwierdzenia i wzmocnienia struktur politycznych, to biskupom polskim towarzyszyła idea integracji Kościoła przez zatarcie podziałów w duszpasterstwie, jakie wniosły zabory.

Ksiądz August Hlond na początku swej misji zajął się zorganizowaniem kurii, ustanawiając grono konsultorów, które wspierało go swoją radą i współpracą. Do tego grona powołał doświadczonych księży proboszczów. Znaleźli się tam m.in. księża: Jan Kapica, Teofil Bromboszcz i Teodor Kubina oraz aż trzech księży niemieckich: Franciszek Strzyż, Franciszek Schnalke, Józef Kubis. Do grona najbliższych współpracowników zaliczał ks. Teofila Bromboszcza, którego ustanowił wikariuszem generalnym. Ks. Szramek został mianowany kanclerzem kurii, a oficjałem ks. Józef Kubis.

Nowy Kościół na Śląsku   Górny Śląsk potrzebował własnej diecezji. Plebiscyt i powstania wywołały po obu stronach konfliktu wiele szkód materialnych, ale przede wszystkim duchowych. Ocena strat, nie tylko materialnych, ale przede wszystkich moralnych, jakiej dokonał ks. August Hlond w liście pasterskim z marca 1924 roku, nie pozostawia wątpliwości, że Górny Śląsk potrzebował odrodzenia duchowego i stabilizacji. Pisał: „Rozbicie polityczne było tak głębokie, że wdarło się nawet do Kościoła, wprowadzając weń rozdwojenie i zamieszanie. Umysły, porwane gwałtowną ideą walki, oziębły znacznie dla wiary, której nieraz nadużywano do celów politycznych. Pewien odłam duchowieństwa wplątany został w niewłaściwy sposób w bieg wypadków, tracąc swe wpływy pasterskie. Życie parafialne było na ogół przytłumione, tu i tam chyliło się do upadku i nie działało dość silnie na dusze. Brak ojcowskiej powagi, dobrej szkoły i należytej opieki ze strony władz sprowadziły niebywałe zaniedbanie młodzieży. Nastąpiło rozluźnienie obyczajów. Wzrosło pijaństwo. Poczęła znikać miłość chrześcijańska i uczciwość, a natomiast szerzyły się kradzieże, krwawe rozboje. W obyczajach zaś pewnego odłamu młodszego pokolenia rozpanoszyło się takie zdziczenie, jakiego na Śląsku nie pamiętano, a które, występując bezwstydnie i bezkarnie na ulicach, w pociągu i lokalach, obniżyło poziom moralności, nadając krajowi naszemu wygląd dziki i odrażający, a na lud cały sprowadzając niesławę”.

Praca od podstaw

W takiej sytuacji duchowieństwo nowej diecezji czekała wręcz praca od podstaw; jednoczenie, a nie dzielenie. Na problemy natury moralnej nakładały się bowiem podziały narodowościowe. Niemieccy katolicy z dominującej siły nagle stali się mniejszością i musieli nauczyć się współpracy z polską administracją państwową oraz kościelną. By zapobiec sporom narodowościowym wśród przyszłych duszpasterzy, ks. August Hlond postanowił założyć seminarium duchowne nie w Katowicach, lecz w Krakowie. Administrator apostolski nie zapominał o diecezjanach niemieckich. Listy pasterskie i ważniejsze okólniki duszpasterskie pisał zarówno w języku polskim, jak i niemieckim. Nowo powołany do życia tygodnik „Gość Niedzielny” miał swój niemiecki odpowiednik „Sonntagbote”. W 69 parafiach diecezji regularnie, co tydzień lub co dwa, odprawiano Msze św. w języku niemieckim. Jedną z inicjatyw mających uczyć zgodnego współżycia Polaków i Niemców była budowa katedry. Miała ona stać się wspólnym dziełem wszystkich katolików, niezależnie od różnic społecznych, narodowościowych i politycznych.

Nowy Kościół na Śląsku   Reprodukcja: Narodowe Archiwum Cyfrowe Pielgrzymka do Rzymu w 1925 r. W centrum grupy stoi ks. August Hlond, administrator apostolski w Katowicach. Mniejszość niemiecka na Śląsku polskim nie ułatwiała życia nowej administracji kościelnej. Organizacje katolików niemieckich zbojkotowały udział w II Zjeździe Katolickim Śląskim, który odbył się w Królewskiej Hucie w 1923 roku, mimo że zostały zaproszone nie tylko do udziału, ale także do jego organizacji. Poważnym problemem stał się stosunek Związku Katolików Niemieckich w Polsce (Verband Deutscher Katholiken in Polen) do władz diecezjalnych, w tym samego ks. Augusta Hlonda, oraz innych organizacji katolickich na Śląsku. Verband Deutscher Katholiken in Polen miał ambicje bycia reprezentantem katolików niemieckich wobec władz kościelnych. Administrator apostolski cierpliwie przypominał, że reprezentantem katolików niemieckich jest ich proboszcz w parafii, a nie organizacja świecka.

Nowe ciężary

Ksiądz August Hlond kierował Kościołem na Śląsku tylko cztery lata (listopad 1922 – czerwiec 1926). Po ogłoszeniu nominacji na biskupa katowickiego z ust kard. Kakowskiego usłyszał prorocze słowa: „wzgląd na młode lata, na siły fizyczne i duchowe każe wnioskować, że siły Waszej pasterskiej Mości uniosą jeszcze większe ciężary jak te, które każdy biskup musi na swych barkach nosić”. 24 czerwca 1926 roku został mianowany przez Piusa XI arcybiskupem gnieźnieńskim i poznańskim – prymasem Polski. Stanął przed nowymi wyzwaniami i zadaniami, już nie w skali regionalnej, ale ogólnopolskiej. Ksiądz Józef Gawlina, bliski współpracownik bp. Augusta Hlonda, wspomina, że w stosunkach z duchowieństwem wyraźnie ocieplił wizerunek władzy kościelnej. Wrocławski styl sprawowania władzy był bowiem mocno sformalizowany i chłodny, z dużym dystansem do wiernych i księży. Nowy rządca był człowiekiem łagodnym, co nie znaczy naiwnym. Długo przekonywał do swojej racji, ale jeśli trzeba było, błyskawicznie podejmował decyzje. Wśród wiernych diecezji katowickiej zostawił pamięć kapłana o niespożytej energii duszpasterskiej, dużym takcie i sztuce dyplomacji, która zjednała mu sympatię i poważanie we wszystkich kręgach społecznych.