Bóg wkracza w historię

Andrzej Macura

publikacja 31.10.2012 07:00

Biblia to nie zapis wydumanej doktryny czy szalonej wizji. To historia spotykania się człowieka z Bogiem.

Uczniowie idący do Emaus Henryk Przondziono/GN Uczniowie idący do Emaus
Klasztor św. Franciszka w Stambule. Człowiek nie jest zdany na poszukiwanie po omacku. Bóg mu się objawił. I to nie raz...

Jak poznać Boga? Gdybyśmy zostali skazani na poznawanie Go na podstawie tylko Jego dzieła – stworzonego świata – szukalibyśmy mimo wszystko po omacku. W całym poszukiwaniu Boga nie chodzi tylko o to, by poznać, że On jest, ale też o to, by odkryć jaki jest. A patrząc na stworzony przez Niego świat oprócz Jego mądrości i inteligencji widzimy też rzeczy, które trudno nam jednoznacznie zinterpretować.

Na szczęście człowiek nie jest zdany jedynie na poznawanie Boga na podstawie jego dzieła. Prócz objawienia kosmicznego – jak je mądrze nazywają teologowie – mamy objawienie historyczne. Mówiąc prościej: Bóg nie jest tylko kimś znajdującym się w zaświatach. Wkraczał w historię człowieka. Dzięki temu jaki Bóg jest człowiek poznał na własnej skórze.  

Gdy wziąć do ręki Stary Testament, uderza, że nie jest on prostym wykładem doktryny. Nie jest zapisem objawienia danego temu czy innemu człowiekowi, czy wydumanych teorii na temat Boga. Można wierzyć w starotestamentalne historie lub nie, ale wszystkie one są relacją doświadczenia spotkania. Spotkania człowieka  z Bogiem. Abraham, owszem, wyruszył z Charanu na wezwanie Boga i nie wiemy, co go przekonało.  Ale ta jego decyzja nie była aktem ostatecznej wiary. Do wiary ciągle dojrzewał zmagając się z jej sensem w wielu chwilach swojego życia. I chyba tym, co najmocniej go z Bogiem związało, nie były wizje, ale cud narodzenia syna.  Sara, która z powodu wieku po ludzku nie mogła mieć dzieci, poczęła i urodziła. Podobnie, nieco nawet dramatyczniej, jest z wiarą wnuka Abrahama, Jakuba. Z początku Bóg jest tylko Bogiem jego ojca i dziada. Staje się jego Bogiem przez doświadczenie opieki w domu Labana. Apotem, w miarę kolejnych doświadczeń, pogłębia się coraz bardziej.  

Nie inaczej jest z wiarą Narodu Wybranego. To nie jest tak, że Izraelici uwierzyli na ślepo, bo ktoś im coś powiedział. Doświadczyli Bożej opieki podczas ucieczki z Egiptu, podczas wędrówki przez pustynię czy podczas zdobywania Kanaanu. Tak było przez całą historię ich państwowości, z uprowadzeniem do niewoli przez Babilończyków włącznie.  Nie znaczy to, że raz doznawszy Bożej opieki uwierzyli ostatecznie. Czas zaciera pierwsze wrażenia i związane z nimi decyzje. Zwłaszcza gdy łask doznali przodkowie. Musieli do tych i nowych doświadczeń ciągle na nowo wracać. Ale ich wiara zawsze wypływała z doświadczenia; z przeświadczenia, że jest Ten, który się nimi opiekuje; że On jest mocny i zależy Mu na ich powodzeniu.

Nie inaczej jest też w Nowym Testamencie. Można nie dowierzać historiom związanym z narodzeniem Jezusa. Tego jednak, co wydarzyło się w związku z publiczną działalnością Jezusa, na pewno nie można zepchnąć w sferę legend. Bo opowiedzieli o nich ci, którzy widzieli. Jak to napisał św. Jan (1J 1-1-2), świadek wydarzeń: „Co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce”, to wam oznajmiamy. Nie legendy, nie książkowe mądrości. To czego doświadczyli i dzięki czemu sami uwierzyli w Jezusa Chrystusa, a co zupełnie zmieniło ich życie.

A widzieli Jezusa, wielkiego nauczyciela. Słuchali Jego nauki i widzieli cuda, jakich dokonywał. Sporo ich było. Za dużo, by wszystkie miały być sztuczkami. To nie były tylko uzdrowienia. Widzieli Go przemienionego na Taborze, widzieli chodzącego po jeziorze czy uciszającego burzę. I nie byli łatwowierni. Przecież uciekli od Niego, gdy został aresztowany. Zmiękli dopiero, kiedy ujrzeli Go Zmartwychwstałego. Pokonanie śmierci nie tylko potwierdziło słowa Mistrza, ale zmaterializowało szaloną nadzieję na życie wieczne. Kiedy dotknęli zmartwychwstałego Jezusa już nie bardzo mogli nie wierzyć. Doświadczali mocy obiecanego Ducha Świętego. Działy się wśród nich rzeczy niezwykłe, od zadziwiającego rozrostu ich wspólnoty począwszy, na uzdrawianiu i wskrzeszaniu w imię Jezusa skończywszy.

Kłamali? Kłamcy ustalają co mają zeznawać. Oni tymczasem zostawili Ewangelie w czterech, różniących się w szczegółach wersjach. Oszuści chcieliby zapewne przedstawić się jako wierne sługi swojego Pana. Oni piszą o swoim niezrozumieniu Jezusa, o swojej małości, o swoich upadkach i niedowierzaniu. No i w końcu prawie wszyscy za prawdę o Jezusie oddali życie. Dla kłamstwa można prowadzić wygodne życie. Ale za kłamstwo się nie umiera.

To nie była tylko piękna teoria. Słyszeli. Widzieli. Dotykali własnymi rękoma. Dlatego świadczyli. „Życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione ” (1J 1,1-2). Usłyszeli, zobaczyli i dotknęli prawdy, że Bóg w jakimś kosmicznym dramacie walki dobra ze złem opowiada się po stronie człowieka; usiłuje go wyciągnąć z bagna, w jakie przez pierworodny grzech wpadł; usłyszeli, zobaczyli i dotknęli prawdy, że Bóg jest miłością. I z tego ich spotkania z Bogiem w Jezusie Chrystusie wyrosło ich świadectwo.

Jeśli dziś stajemy przed możliwością powiedzenia Bogu „tak”, to nie tylko dlatego, że odnajdujemy ślady Boga w świecie. Nasza wiara rodzi się dzięki zaufaniu wiarygodnym świadkom. Nie sposób jednak nie zauważyć, że rodzi się ona nie tylko z ich słuchania. Zwłaszcza ci, którzy wiele już w życiu przeszli,  mogą powiedzieć, że po części wynika także z doświadczenia Boga, z doświadczenia Jego opieki i Jego mocy. Te nieuchwytne znaki, które skłaniały ich do powtarzania Bogu swojego „tak”, nigdy nie będą dla nikogo w żadnej dyspucie dowodami za istnieniem Boga. Ale  w wierzących są budzącym ufność znakiem, że nie uwierzyli na wyrost;  że co by się nie działo, są w Bożych rękach.

 

Modlitwa

Boże, dziękuję Ci, że nie zostawiłeś mnie w niepewności co do swoich intencji, ale objawiając się w dziejach człowieka pokazałeś, że chcesz dla nas, ludzi, wiecznego szczęścia. Dziękuję Ci, że mogłem spotykać Cię na drogach swojego życia. Wiem, że są ludzie, którzy chętnie wysłaliby mnie za to do psychiatry, ale myślę, że byłbym skończonym niewdzięcznikiem, gdybym mimo świadectw tylu wierzących i mimo doznanych tylu łask ciągle uważał, że objawiłeś mi się w sposób niewystarczający, do tego, bym uznał w Tobie swojego Pana i Dobrodzieja...

 

Przeczytaj też