Nie: być, ale: przeżyć

Z ks. Dariuszem Wołczeckim rozmawia ks. Witold Lesner; GN 43/2012 Gorzów-Zielona Góra

publikacja 03.11.2012 07:00

W naszym życiu duchowym nie chodzi o to, by „być na Mszy”, ale by ją przeżyć jako głęboką relację z Chrystusem.

 Ks. Dariusz Wołczecki pochodzi z Międzyrzecza. Pięć lat studiuje w Rzymie teologię duchowości. 15 listopada będzie bronił pracy doktorskiej ks. Witold Lesner Ks. Dariusz Wołczecki pochodzi z Międzyrzecza. Pięć lat studiuje w Rzymie teologię duchowości. 15 listopada będzie bronił pracy doktorskiej

Ks. Witold Lesner: Pięć lat temu biskup posłał księdza na studia do Rzymu. Czego one dotyczyły?

Ks. Dariusz Wołczecki: – Studiowałem teologię duchowości na Papieskim Instytucie Duchowości Teresianum. Duchowość sama w sobie jest sposobem przeżywania przez człowieka relacji z Bogiem, a teologia duchowości próbuje zrozumieć to doświadczenie. Teologii duchowości nie studiuje się po to, by napisać książkę, ale by pomóc człowiekowi. Przygotowuje ona do praktycznych działań.

Jakiś przykład?

– Moja praca doktorska dotyczy mistagogii w Eucharystii. W tradycji Kościoła mistagogia jest ostatnim etapem w formacji chrześcijańskiej. Pierwszym jest ewangelizacja, po niej jest katecheza, a na końcu znajduje się mistagogia, którą rozumiemy jako wprowadzenie człowieka w spotkanie z Bogiem. W naszym życiu duchowym nie chodzi o to, by „być na Mszy”, ale by ją przeżyć jako głęboką relację z Chrystusem. Mistagogia ma praktycznie (im bardziej, tym lepiej) połączyć lekturę Pisma Świętego i udział w liturgii z codziennym życiem. Zadaniem kapłana jest nie tylko sprawować Eucharystię, ale uczestniczącym w niej pomóc spotkać żywego Boga. Może to robić przez np. króciutkie komentarze podczas liturgii, przez odpowiednie przygotowanie wystroju, śpiewów. Powinniśmy stworzyć odpowiednie warunki, by liturgia była piękna i pociągała do osobistego doświadczenia Chrystusa. Dla przykładu weźmy śpiew. Najczęściej śpiewamy w kościele tylko jedną zwrotkę, która tak naprawdę ma zapełnić wolny czas, a powinna budzić ducha. Skracamy też liturgię, bo ludzie patrzą na zegarki i się niecierpliwią. Jak ma to prowadzić do spotkania z Bogiem?

Więc co można zrobić?

– W czasie studiów miałem okazję bywać w różnych parafiach Włoch czy Hiszpanii. To, co odróżnia tamte parafie od naszych, to większa wspólnotowość tych, którzy je tworzą. Tam ludzie nie „przychodzą do kościoła na Mszę”, ale tworzą wspólnotę, budują atmosferę rodzinnej zażyłości. Nie są anonimowi. Świeccy sami angażują się w różne dzieła. Osoby z ławek chętnie czytają podczas liturgii, zbierają tacę, aktywnie uczestniczą we Mszy. U nas niemal za każdym razem jest to wciąż inicjatywa kapłana, który chodzi i prosi. Tam świeccy sami się mobilizują, proponują, szukają osób do pomocy i co najważniejsze – realizują zamierzenia. Nie wszystko jest oczywiście idealne, ale brakuje mi tego w Polsce. Inną rzeczą, którą można by wprowadzić u nas, jest wspólne odmawianie liturgii godzin, czyli brewiarza przez księdza i osoby świeckie.

W wielu kościoła Rzymu rano przed Mszą jest jutrznia, a wieczorem nieszpory. Rozpoczął się Rok Wiary. Szukajmy więc konkretnych sposobów pogłębiania relacji z Chrystusem, ponieważ w naszej duchowości chrześcijańskiej nie chodzi przede wszystkim o to, by o Bogu wszystko dokładnie wiedzieć, ale o to, by się z Nim spotykać. By modlitwa faktycznie była rozmową z Bogiem, a nie naszym monologiem.

Ale skąd wziąć wzór takiej modlitwy?

– Na studiach miałem m.in. wykłady o przeżywaniu relacji z Bogiem przez konkretnych świętych. Na ich przykładzie można zobaczyć, jak łaska Boża w nich działała i jak oni na nią odpowiadali. Każdy z nas może skorzystać z ich przykładu praktykowania głębokiej modlitwy. W perspektywie życia świętych obserwuję własne życie modlitwy i moje kapłaństwo oraz pogłębiam moje życie duchowe. To cenne dla mnie doświadczenie. Gorąco polecam.