Dom wdów

Grażyna Starzak; GN 38/2012 Kraków

publikacja 03.10.2012 07:00

Namalowana na kawałku drewna, jest tu już od pięciu wieków. Tylko Ona pozostała nienaruszona po pożarze, który strawił kościół i plebanię w XVII wieku. U Jej stóp modlili się uczestnicy pielgrzymki wdów i wdowców.

We wszystkich nabożeństwach w trakcie odpustu w Płokach uczestniczył tłum wiernych Tadeusz Warczak We wszystkich nabożeństwach w trakcie odpustu w Płokach uczestniczył tłum wiernych

Czwartek 6 września, godz. 17. Przed sanktuarium Matki Bożej w Płokach podjeżdżają samochody osobowe i autobusy. Wysiadają z nich ludzie w słusznym wieku. Głównie kobiety. Ubrane na czarno. Zanim wejdą do położonej na wzgórzu świątyni, muszą pokonać kilkadziesiąt schodów. Schody są nowe, szerokie, wygodne. Kobiety w czerni idą wolno. Często przystają. Są zamyślone, skupione. Niełatwo namówić je na rozmowę. Do Płok przyjechały nie po to, żeby szukać pociechy ze strony innych ludzi. Ukojenie ma im dać modlitwa. Pociechę – litania do Maryi.

Są w różnym wieku

Największą grupę stanowią, co zrozumiałe, osoby po sześćdziesiątce, ale jest też sporo młodszych. Kazimiera Rogoż z Jaworzna ma niecałe 48 lat. Rok temu odszedł, nagle, jej mąż. – Dla mnie, dzieci, całej mojej rodziny to był szok. Janusz nigdy na nic się nie skarżył. Pracował w kopalni. Co roku przechodził obowiązkowe badania lekarskie. Wyniki były w porządku. A tu nagle taka tragedia. Miał zawał serca. Był wtedy na działce. Nie mogę sobie darować, że nie pojechałam razem z nim. W zasadzie wszystkie wolne od pracy chwile spędzaliśmy, będąc blisko siebie. Ten jeden raz mnie przy nim nie było. Ciężko mi na duszy. Dlatego przyjechałam do Płok. Razem z mamą, która namówiła mnie na tę pielgrzymkę – zwierza się pani Kazimiera. Idąca obok pani Stasia, mieszkanka Płok, ubrana w czarny kostium z popielatą apaszką pod szyją, żałobę nosi po siostrze. Męża straciła 19 lat temu. Zmarł z powodu „tego, co do tyłu chodzi” – mówi obrazowo. Jak sobie radzi? – Nie najgorzej – odpowiada. Przy życiu trzymają ją dzieci i wnuki. Od trzech lat, co roku, bierze udział w pielgrzymce wdów i wdowców. Zauważyła, że jest ich coraz więcej i są coraz młodsi.

Rana wciąż świeża

Józef Matul, jeden z niewielu wdowców w pielgrzymkowym gronie, ubolewa, że coraz częściej – zamiast na wesela i chrzciny – chodzi na pogrzeby. – Jak to jest? – zastanawia się na głos. – W gazetach piszą, że żyjemy dłużej, ale z moich obserwacji wynika, że umierają coraz młodsi ludzie. O, proszę spojrzeć – wskazuje palcem na młodego mężczyznę w czarnym prochowcu, który podczas Mszy św. siedział w pierwszej ławce. – Przecież ten człowiek ma najwyżej trzydzieści kilka lat! Tyle samo musiała mieć jego żona... W gronie wdów i wdowców, którzy przybyli z pielgrzymką do Płok, jest też Janina Stelmach, mieszkanka Szczecina. Pani Janina ma rodzinę w Byczynie, miejscowości położonej niedaleko Trzebini. Krewnych z południa Polski odwiedza co roku, w pierwszej połowie września. Do Płok przywiózł ją syn kuzynki. Niechętnie mówi o swoim wdowieństwie, bo „nie chce się obnosić z żałobą”. A poza tym, chociaż od śmierci męża minął rok z okładem, dla niej to „wciąż świeża rana”. Mówi, że pod powiekami ma obraz cierpiącego małżonka (był chory na raka krtani), który – nie mogąc mówić – wydawał tylko ciche jęki. Janina Stelmach przyznaje, że udział w Mszy św. w Płokach, wspólna modlitwa z innymi wdowami i wdowcami są dla niej krzepiące. W czasie pielgrzymki do sanktuarium podjęła decyzję, że po powrocie do Szczecina rozpocznie przygotowania do złożenia ślubów czystości. Mówi, że w Szczecinie jest licząca prawie 60 osób Wspólnota Wdów Konsekrowanych. Z tego miasta pochodzi m.in. Lidia Cholewa – pierwsza polska wdowa, która w 1996 r. złożyła wieczysty ślub czystości, poświęcając swoje dalsze życie modlitwie i służbie Kościołowi. Za jej przykładem poszły wdowy w innych diecezjach. W całej Polsce jest ich już 170.

Rozłąka i przygotowanie

Grupy wdów konsekrowanych pod opieką kapłanów poprzez comiesięczne spotkania, dni skupienia oraz rekolekcje przechodzą formację duchową. Jak mówi bp Kazimierz Gurda, przewodniczący Komisji KEP ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, dzięki stałej formacji wdowy nie czują się osamotnione, gdyż odnajdują na nowo nadzieję. Poza tym pogłębiają swoją więź z mężem, a tym samym zbliżają się do Boga. Warto wspomnieć, że to publiczne oddanie swojego wdowieństwa Chrystusowi odbywa się zwykle w święto maryjne, gdyż dla konsekrowanych wdów Matka Boska jest wzorem wszystkich cnót kobiety zdążającej do świętości. Czwartek 6 września, godz. 18. W Sanktuarium Matki Bożej Patronki Rodzin Robotniczych w Płokach rozpoczyna się Msza św. Ks. kan. Piotr Miszczyk przypomina pielgrzymom, że Bóg, który powołuje mężów, żony do siebie, nie zostawia współmałżonków samych, ale otwiera przed nimi nowe możliwości. Wyjaśnia, że miłość małżeńską mogą teraz przeżywać w nowej perspektywie.

Bo jeśli z ludzkiego punktu widzenia wdowieństwo jest rozłąką, to z chrześcijańskiego jest ono przygotowaniem do nowego spotkania. Pielgrzymka wdów i wdowców do sanktuarium w Płokach odbywa się już po raz trzeci. Zawsze w pierwszym tygodniu września, w ramach słynnego na całą południową Polskę odpustu, który w Płokach trwa 7 dni. Najważniejszym dniem jest zwykle niedziela po 8 września, czyli po uroczystości Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, ale w tym roku najważniejsza była sobota. Wtedy kard. Stanisław Dziwisz przewodniczył Sumie odpustowej z procesją i poświęcił nowe schody prowadzące do kościoła w Płokach. Niedziela też była ważna. W tym dniu Sumie odpustowej przewodniczył bp Józef Guzdek, biskup polowy WP, który 30 lat temu, będąc wikarym w Trzebini, był przy koronacji cudownego obrazu Matki Bożej Płockiej. W obu nabożeństwach – sobotnim i niedzielnym – uczestniczył tłum wiernych. Odpust w Płokach ma bowiem długą tradycję. Przed II wojną światową przybywało tu na początku września nawet 70 tys. osób. Świadczą o tym zapiski przechowywane w archiwum sanktuarium. Dzisiaj odpustowych gości bywa mniej, ale za to coraz częściej przyjeżdżają nawet z odległych zakątków Polski.

Miejscowa tradycja

Informacje o odpuście, a zwłaszcza o pielgrzymce wdów i wdowców, która powoli staje się miejscową tradycją, można znaleźć na stronach internetowych wielu parafii i diecezji. – W czasie pierwszej pielgrzymki, dwa lata temu, ludzie podchodzili do nas, księży, dziękując za tę pionierską – jak mówili – inicjatywę. Nam też się wydaje, że jest to inicjatywa trafiona, bo wdów i wdowców przybywa. W naszej parafii – tak zresztą jak w innych regionach Polski – więcej osób umiera, niż się rodzi. Na około 30 pogrzebów rocznie przypada zaledwie 5–6 chrztów – mówi ks. Miszczyk. Wyjaśnia, że przygotowując się do pierwszej pielgrzymki wdów i wdowców, założyli sobie trzy cele. Pierwszy – żeby ci ludzie mogli się razem spotkać i wspólnie pomodlić. Drugi – żeby mogli połączyć się duchowo ze współmałżonkami, którzy odeszli do domu Pana, mając nadzieję ponownego spotkania. A żeby to spotkanie mogło nastąpić, trzeba się do tego powolutku przygotowywać i w jakiś sposób nawiązywać tę więź. I trzeci cel – zapoznanie się, co owocuje nawiązaniem przyjaźni, a nieraz nawet zawarciem ponownego małżeństwa.

Niezwykła ikona

Czwartek 6 września, godz. 19. Kończy się Msza św. w intencji zmarłych małżonków uczestników pielgrzymki wdów i wdowców. Większość, zanim wyjdzie ze świątyni, jeszcze raz przyklęka przed wizerunkiem Matki Boskiej Płockiej. Ks. Miszczyk przed rozpoczęciem Eucharystii opowiedział nam historię tej ikony. Obraz pochodzi z XV wieku. Jest namalowany czy też pisany – jak mówią specjaliści – na zwykłej desce. Płockiej świątyni, wówczas drewnianej, został podarowany przez ród Tenczyńskich. Niemal od pierwszych miesięcy, gdy się tam pojawił, zaczął słynąć jako ten, przy którym wierni upraszają różne łaski. W XVII wieku na wzgórzu, gdzie stał kościółek w Płokach, wybuchł pożar. Wszystko doszczętnie spłonęło – świątynia i plebania. Jedyne, co ocalało, to ten obraz. Wierni do dzisiaj czczą go, ufając, że Pani z Płok pomoże im rozwiązać trudne sprawy. Dowodem na to – zdaniem kustosza sanktuarium w Płokach – są zamawiane u niego Msze św. dziękczynne. – Może nie zawsze chodzi tu o jakąś spektakularną sprawę, jak np. cudowne uzdrowienie ze śmiertelnej choroby, ale wiele jest nawróceń, przykładów pokonania własnych słabości, wyjścia z uzależnienia itd. – wylicza kustosz. Czwartek 6 września, godz. 19.30. Przed kościołem w Płokach wdowy i wdowcy rozmawiają w małych grupkach. Janina Stelmach ze Szczecina namawia nowo poznanych znajomych, żeby w przyszłym roku w marcu wybrali się do Płocka, na przeznaczone specjalnie dla nich rekolekcje. Opowiada o tegorocznych, które odbywały się w tamtejszej katedrze. Cytuje rekolekcjonistę, który przypomniał, że „Kościół jest domem wdów i wdowców”. Tak nauczał Jan Paweł II. Błogosławiony dziś Papież Polak w „Liście do (...) braci i sióstr, ludzi w podeszłym wieku” prosił, aby wdowy i wdowcy obecne lata swojego życia przeżywali w postawie „ufnego zawierzenia Bogu – szczodremu i miłosiernemu Ojcu”, aby był to czas twórczo spożytkowany na dążeniu do „pogłębienia życia duchowego przez usilniejszą modlitwę i gorliwą służbę braciom w miłości”.