Głębia nad Płaskim

Agnieszka Napiórkowska; GN 33/2012 Łowicz

publikacja 23.08.2012 07:00

Zamiast tortu był sękacz, a w miejsce piosenki „Sto lat” – dziękczynna adoracja Najświętszego Sakramentu. Podczas dwóch jubileuszowych obozów nie zabrakło tych, którzy 30 lat temu swoimi łzami podlewali tam drzewa.

Głębia nad Płaskim Michał Sujka/ GN Głównym prowadzącym i mózgiem rekolekcji jest ks. Mirosław Nowosielski (po prawej), którego wspomagają inni kapłani i świeccy.

Na słowo „Mikaszówka” wiele osób, które choć raz były tam na rekolekcjach, wyraźnie się ożywia. Wspomnienia wracają niczym bumerang. Przed oczami staje Jezioro Płaskie, które podczas poranków przytula się z mgłą, a wieczorami – sprowadzając słońce do snu – krwawi i płonie. Wraca też widok drzew, które przez 30 lat wydoroślały i zmężniały. Mrużąc oczy, bez trudu można zobaczyć także obozowisko z kaplicą, kilkudziesięcioma namiotami, studnią w środku lasu i kuchnią, z której dochodzą zapachy pysznych zup, pierogów i racuchów. Powracające obrazy przypominają, że jest to miejsce, które obozowiczom wiele lat temu wydzierżawił sam Bóg. Skąd taka pewność? Wielu Go tam spotkało, rozmawiało z Nim i prosiło o pomoc.

Bogu się nie odmawia

– Wracając do korzeni obozów organizowanych w Mikaszówce, trzeba powiedzieć, że punktem wyjścia było nasze doświadczenie związane z Odnową w Duchu Świętym – mówi Zygmunt Nowosielski, od 30 lat współprowadzący rekolekcje. – W podobnym czasie ja i mój brat Mirek, który był wtedy na IV roku seminarium, przeżywaliśmy swoje Rekolekcje Ewangelizacyjne Odnowy (REO). Obaj doświadczaliśmy zachwytu Panem Bogiem. Pamiętam, że jeździłem do niego co tydzień na furtę, by mu opowiedzieć o tym, jak Bóg jest dobry. Już wtedy wiedzieliśmy, że tym, czego doświadczyliśmy, chcemy dzielić się z ludźmi – wspomina Zygmunt. Pierwsze dwa turnusy rekolekcji w Mikaszówce odbyły się 30 lat temu. Uczestniczyły w nich dzieci z parafii oraz młodzież ze wspólnoty „Zwiastowanie” w Wesołej, w której ks. Mirek został wikariuszem. W następnym roku grono uczestników powiększyły osoby ze Skierniewic, ze wspólnoty „Apostoł”. Od tego czasu organizowano już co roku turnus rekolekcyjny dla dzieci oraz rekolekcje wzrostu dla osób z grup modlitewnych.

– Już na pierwszych wyjazdach jasno określiliśmy zasady panujące na naszych rekolekcjach – wyjaśnia ks. Mirosław Nowosielski. – Stawialiśmy na ewangelizację, konsekwencję i prawdę. W programie każdego dnia były Eucharystia, praca w małych grupach i różne formy odpoczynku. Jasno mówiliśmy, co trzeba, a czego nie wolno. Złamanie regulaminu zawsze kończyło się powrotem uczestnika do domu. By pomóc w spotkaniu z Bogiem, nie zgadzaliśmy się na posiadanie komórek, mp3 czy innego sprzętu do słuchania muzyki. Każdy kolejny rok miał swój temat. Mówiliśmy o chrzcie, Kościele, rodzinie. Pojawiły się też zagadnienia „Nowy człowiek”, „Nowa kultura”. Z czasem dostrzegliśmy potrzebę pracy z młodzieżą. Postanowiliśmy wówczas zorganizować rekolekcje, które określiliśmy mianem „P”, czyli dla początkujących. Już od kilku lat w każde wakacje organizujemy dwa turnusy: pierwszy z myślą o dzieciach, drugi – o młodzieży. W ostatnich latach przyświeca nam jeszcze jeden cel. Chcemy, aby nasze rekolekcje były dla kleryków praktyczną szkołą pracy z dziećmi i młodzieżą – mówi ks. Mirek.

– Co ciekawe, ostatni cel został rozeznany w czasie, w którym nosiliśmy się z zamiarem zakończenia organizacji obozów. Cóż było robić? Panu Bogu się nie odmawia – wtrąca Zygmunt, który podkreśla, że każdego roku zarówno temat, jak i zagadnienia są poddawane modlitwie i rozeznaniu. Dzięki temu program duchowy jest odpowiedzią na potrzeby uczestników, a nie pomysłem prowadzących.

Gwoździe i świadectwo Przemka

Jak wspominają weterani rekolekcji, w czasie 30-letniej historii nie brakowało wydarzeń i doświadczeń, których nie da się zapomnieć do końca życia. Wielu uczestników z sentymentem powraca do chwil, w których rodziły się ich uczucia, w których rozeznawali swoje powołanie i podejmowali decyzje, by swoje życie budować na prawdzie. – Dla mnie Mikaszówka jest miejscem spotkania z Bogiem, człowiekiem i samą sobą. Tu poznałam swojego męża, tu przygotowywałam się do sakramentu małżeństwa i tu uczyłam się odpowiedzialności – wyznaje Lucyna Sujka. – Jak wielu innych, kilka razy otwierałam swoją puszkę Pandory. Wtedy też niejedno z tych drzew podlewałam swoimi łzami. Na moich oczach rosły nie tylko sosny, ale i wiara uczestników, wśród których były też moje dzieci. Jednym z najmocniejszych przeżyć było świadectwo Przemka, który przyjechał tu ze swoją rodziną. Mówił o Mikaszówce, z której – z powodu nieprzestrzegania regulaminu – musiał wyjechać, a także o pobycie w więzieniu, gdzie wiele razy powracał do chwil spędzonych nad Jeziorem Płaskim. Odsiadując wyrok, nie miał wątpliwości, że Mikaszówka była jedynym miejscem, gdzie doświadczył miłości. Dzięki niej stanął na nogi i założył rodzinę – wspomina Lucyna.

Również Marek Kozłowski, który w Mikaszówce był kilkanaście razy, chętnie powraca do wspomnień. Pamięta rekolekcje, w których na ogniska przychodził pewien mężczyzna z UB, a potem pisał donosy. Po latach przyznał się do tego i poprosił o wybaczenie. – Przed oczami mam też pewną kobietę z pobliskiej wsi. Były to czasy komuny. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, zobaczyliśmy, że nie ma tam naszego krzyża, który zawsze nosiliśmy w czasie Drogi Krzyżowej. Co się z nim stało, opowiedziała nam wspomniana kobieta. Niedługo po zakończeniu poprzedniego obozu na ryby przyjechali tu jacyś ówcześni dygnitarze, którzy z naszego krzyża zrobili sobie ognisko. Mówiąc to, przekazała nam gwoździe, które co roku w niego wbijaliśmy. Wiedziała o tym, bo razem z nami się kiedyś modliła, dlatego gdy dygnitarze odjechali, pozbierała je i nam oddała– opowiada Marek.

Z życzliwością i zaangażowaniem miejscowych organizatorzy rekolekcji spotykali się na każdym kroku. Specjalnie na ich potrzeby tamtejsi rolnicy sadzili warzywa i hodowali zwierzęta, które potem były zabijane i porcjowane. Wielu z nich w swoich piwnicach i stodołach przechowywało obozowe rzeczy.

Formacja bez wyjątków

Mówiąc o turnusach nad Płaskim, trzeba wspomnieć, że ich specyfiką od lat – poza surowymi warunkami i jasno określonymi zasadami – jest także formacja, którą objęci są nie tylko uczestnicy. Swoje grupki dzielenia i zadania duchowe mają też prowadzący, animatorzy, kierowcy, panie z kuchni i techniczni. Bez względu na pełnioną funkcję i wiek, każdy uczestniczy w programie duchowym. – Ja na przykład do wspólnoty dostałam się od kuchni – żartuje pani Kazimiera. – Tak przyjęte zasady pozwalają nie tylko budować wspólnotę, ale także dbać o rozwój duchowy każdego, kto tam przyjeżdża – mówi ks. Andrzej Sałkowski, od lat wspomagający głównego organizatora. – Gdy tam jadę, moim zadaniem jest nie tylko głoszenie, ale także uczestnictwo. Nie jestem ponad innymi. Tym, czego sam doświadczam, dzielę się i mogę liczyć na wsparcie. Zabierając na rekolekcje swoich parafian, z którymi jestem 24 godziny na dobę, poznaję ich i uczę się tworzyć z nimi wspólnotę. Podobnie jak uczestnicy, wiele czerpię też ze spotkań z zaproszonymi gośćmi – dodaje ks. Andrzej.

Co ciekawe, trwające rekolekcje zarówno dla wielu uczestników, jak i posługujących nie kończą się wraz z wyjazdem z Puszczy Augustowskiej. Przyszli animatorzy uczestniczą w specjalnej formacji (szkole animatora), która uczy ich prowadzenia grupek i odpowiedzialności za inne osoby. Samym sobie nie są pozostawieni także uczestnicy, których problemy zostały zauważone podczas rekolekcji. Ksiądz Nowosielski często spotyka się z ich bliskimi i służy radą w poradni rodzinnej, działającej przy Caritas w Łowiczu. – Od lat podziwiam go za taką postawę. Jego zaangażowanie, które nie słabnie, jest dla mnie wzorem, jak należy troszczyć się o człowieka – chwali Marek Kozłowski, który – podobnie, jak Lucyna Sujka – księdzu Mirkowi jest wdzięczny za jeszcze jedną rzecz. Jaką? Za to, że przy jego boku w wierze mogły wzrastać także jego dzieci, które dziś są już oboźnymi i animatorami.

Podsumowując 30-lecie, nie sposób opisać wszystkiego, co dokonało się tam zarówno w sferze duchowej, społecznej, jak i psychologicznej. Patrząc na owoce, nie można zaprzeczyć, że Tym, który daje natchnienie i troszczy się o rozwój, jest Bóg. Nic więc dziwnego, że podczas jubileuszowych rekolekcji, zamiast wielkiej imprezy z zaproszonymi gośćmi, były Eucharystia i adoracja.