Nowa ewangelizacja oznacza zmianę myślenia

KAI |

publikacja 03.07.2012 13:00

Z wielu wypowiedzi wynika, że termin nowa ewangelizacja stał się hitem. Dlatego musimy uważać, żeby nie przerodził się w hasło propagandowe – twierdzi w rozmowie z KAI kard. Kazimierz Nycz.

Nowa ewangelizacja oznacza zmianę myślenia Jacek Zawadzki /foto gość kard. Kazimierz Nycz

Jego zdaniem konieczne jest wzmocnienie odpowiedzialności – zarówno wśród księży jak świeckich – za tych, którzy z różnych przyczyn odeszli do Kościoła. Metropolita warszawski przypomina, że o nowej ewangelizacji mówił już w 1979 r. papież Jan Paweł II. Zapowiada też powstanie w archidiecezji warszawskiej Szkoły Liderów Nowej Ewangelizacji oraz mówi, jakie nadzieje wiąże z najbliższym Synodem Biskupów poświęconym nowej ewangelizacji. Publikujemy treść rozmowy:

KAI: Termin nowa ewangelizacja robi zawrotną karierę w Kościele i doczekał się kilku definicji. Która jest obowiązująca?

Kard. Kazimierz Nycz: – Rzeczywiście, z wielu wypowiedzi wynika, że termin nowa ewangelizacja stał się hitem. Dlatego musimy uważać, żeby nie przerodził się w hasło propagandowe. W moim odczuciu nie ma sensu się spierać o to, jaka jest najważniejsza, czy najbardziej poprawna definicja nowej ewangelizacji, bo zrobi to najbliższy synod poświęcony temu zagadnieniu.

Już wcześniej zdefiniował to pojęcie Jan Paweł II, a obecnie Benedykt XVI.

– Definicja Jana Pawła II i doprecyzowanie jej ze strony Benedykta XVI są bardzo czytelne: jest to fragment ewangelizacji adresowanej do ludzi, którzy zostali ochrzczeni, byli w Kościele, czasem formalnie, czasem nie tylko formalnie i z jakichś powodów z niego odeszli.

Czyli nowa ewangelizacja – doprecyzujmy – nie obejmuje tych, którzy nigdy nie byli w Kościele.

– Do nich odnoszą się misje ad gentes, albo ewangelizacja (bez przymiotnika). Benedykt XVI wyraźnie to przypomina, aby nie popełnić błędu i twierdzić, że wszystko jest nową ewangelizacją.
Wizjonerzy, a należał do nich bez wątpienia Karol Wojtyła, problem ten dostrzegli już dawno temu. Jako papież mówił on o nowej ewangelizacji w 1979 r. i to gdzie? – w pobożnej części Krakowa, w Nowej Hucie. Zauważył on mianowicie, że mimo iż Kościół w Polsce niemal w stu procentach doprowadza ludzi do pierwszych sakramentów, potem następuje znaczny ich odpływ. Potwierdzają to także moje osobiste doświadczenia z rodzinnej parafii, z pierwszej placówki duszpasterskiej, a potem pracy w Krakowie. Sporo ludzi odchodziło z Kościoła, poprzestawając na I Komunii albo bierzmowaniu. Myśmy się pocieszali, że starość, choroby, świadomość kresu ziemskiej drogi skłoni tych ludzi do powrotu. Takie myślenie jest dozwolone, ale nadto optymistyczne. Karol Wojtyła jako biskup pół wieku temu, a jako papież ponad 30 lat temu mówił, że do tych ludzi trzeba iść z nową ewangelizacją.

Nowa ewangelizacja wymaga przewartościowania dotychczasowego duszpasterstwa, nakierowanego na ewangelizację klasyczną. Benedykt XVI mówi, że trzeba szukać nowych dróg, by dotrzeć z Ewangelią do wszystkich ludzi. Jaki mają być te „nowe drogi?”.

– Byliśmy i jesteśmy w Kościele w Polsce bardzo mocno nastawieni na duszpasterstwo. A ono, łącznie z katechezą, jest adresowane do ludzi wierzących. W tym jesteśmy dobrzy i porównując się z innymi krajami naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Również polskie seminaria dobrze przygotowują przyszłych kapłanów do duszpasterstwa. Natomiast gorzej to wygląda, jeśli idzie o przygotowanie do ewangelizacji, czyli dotarcia do człowieka, który zgubił wiarę.

W jaki sposób do takiego człowieka dotrzeć?

– To nie tylko kwestia dotarcia, ale uświadomienia sobie, co takiemu człowiekowi możemy dać. Nie ma ewangelizacji, także nowej ewangelizacji, bez tego co się nazywa spotkaniem ze wspólnotą żywego Kościoła. Pytanie trzeba postawić w ten sposób: jak dotrzeć do człowieka, aby mógł on przeżyć doświadczenie wspólnoty i zasmakować w głoszeniu Ewangelii? Żeby temu sprostać, potrzebne są szkoły nowej ewangelizacji, gdzie uczy się przyszłych liderów jak tworzyć wspólnoty ewangelizujące. Dlatego, od nowego roku duszpasterskiego i akademickiego, przy pomocy Papieskiego Wydziału Teologicznego, tworzymy Szkołę Liderów Nowej Ewangelizacji. Jej istotą, jak przypomina Papież, są nie tyle metody, co treść. Dlatego szkoła ma dać liderom wiedzę o Piśmie Świętym, o Kościele, o tym w jaki sposób mówić o Bogu i jak przepowiadać. Ci ludzie mają być heroldami, którzy przepowiadają i wzywają do wiary. I mają być zdolni do dawania świadectwa.

Gdzie będą oni działać?

– Miejscem, skąd będą wychodzić ewangelizatorzy i do którego będą przyprowadzać ewangelizowanych, których znajdą w swoich środowiskach, mają być parafie. Powinny się one na to otworzyć. Trzeba zmienić sposób myślenia, powrócić do Ewangelii i powiedzieć jak Pan Jezus: dobry pasterz zostawia 99 owiec i idzie szukać tej jednej, która się zgubiła. Podczas dyskusji z kapłanami słyszę nieraz: „No tak, Księże Kardynale, ale jeśli się nastawimy na szukanie tej jednej owcy, to czy to nie będzie krzywda dla tych 99?”. Ja na to odpowiadam: „Czy to nam się podoba, czy nie, to jest istota Ewangelii. Pan Jezus nakazał szukać tej jednej owcy”. A przecież wiemy, że dzisiaj to nie jest już jedna – to tylko pewien symbol – takich owiec, które się zagubiły, jest bardzo dużo. U podstaw nowej ewangelizacji musi być praca nad zmianą myślenia.


Jak przekonać proboszczów, by poczuli się odpowiedzialni nie tylko za tych, którzy przychodzą na niedzielne msze, ale za wszystkich, którzy mieszkają na terenie ich parafii, także tych, którzy od Kościoła odeszli?

– Dotychczasowe doświadczenia napawają optymizmem. W tegorocznym Wielkim Poście, z inicjatywy abp. Rino Fisichelli, przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji, wzięliśmy udział w „Misji miasta”. Zaangażowało się kilkanaście ruchów i kilkadziesiąt parafii archidiecezji warszawskiej. Misja szczególnie udała się w środowiskach akademickich, gdzie spotkania o tematyce z pogranicza nauki i wiary przyciągały duże grono uczestników. Powodzeniem cieszyły się też akcje ewangelizacyjne. Gdy pierwszego dnia o godz. 21.00 zatrzymałem się przy grupie ewangelizacyjnej na Krakowskim Przedmieściu, było kilkadziesiąt osób, z których część dołączyła zapewne z ciekawości. I kiedy w niedzielę, na zakończenie „Misji miasta” jechałem do kościoła św. Anny myśląc, że jak uda się tam zebrać pięćset osób, to będą bardzo zadowolony, ku mojemu zdziwieniu okazało, że ludzi jest tyle, co na Bożym Ciele. Wysłuchali koncertu i świadectw, potem, na adoracji, ta liczba się zmniejszyła. Nic dziwnego, ta forma modlitwy jest jeszcze za wysokim C dla tych, którzy dopiero szukają swego miejsca w Kościele.

Czy nie należałoby takich akcji organizować częściej?

– Akcje mogą tylko wspierać pewien kierunek działania. Mnie się wydaje, że najważniejszą kwestią jest praca nad zmianą mentalności, przestawienie grup działających w parafii na to, żeby nie ograniczali się do tych, którzy już są we wspólnocie Kościoła, ale czerpali największa radość z tego, że znaleźli kogoś, kogo trzeba przyprowadzić do Pana Jezusa.

Są też przeszkody zewnętrzne. Uważam, że nową ewangelizację utrudnia kreowanie w mediach fałszywego obrazu Kościoła, który ma się nijak do tego, co dzieje się w parafiach. Media skupiają się na tym, że biskupi „targują się” z rządem o wysokość podatku kościelnego, że jakiś biskup czy ksiądz powiedział coś, ich zdaniem, nieodpowiedniego. Tymczasem w parafiach prowadzone jest porządne duszpasterstwo i działalność charytatywna, działa mnóstwo grup i stowarzyszeń, gdzie ludzie są formowani do dojrzałego chrześcijaństwa. To jest prawdziwy obraz Kościoła, zupełnie nieobecny w mediach, lansuje się natomiast wizerunek, który od niego odpycha. Znam ludzi, którzy odeszli do Kościoła dlatego, że biskupi – ich zdaniem – „gadają głupoty”.

– Dotykamy problemu bardzo istotnego. Zgadzam się z tym, że Kościół przeżywany w parafiach i w innych wspólnotach, a jest ich przecież bardzo dużo, ma się nijak do tego, o którym się mówi, czy pokazuje w niektórych mediach. Zapewne niewiele – poza chrześcijańskim świadectwem – możemy zrobić, aby to zmienić. Po prostu trzeba robić swoje, tam gdzie jesteśmy posłani. Duże znaczenie mają tu do spełnienia media katolickie. Powinniśmy być święcie przekonani, że wszyscy jesteśmy Kościołem i nie ma w Kościele podziału na czynnych i biernych, na tych co dają i biorą, na szafarzy i na odbiorców. Wszyscy jesteśmy powołani, żeby dać świadectwo Ewangelii, bo po to jest potrzebny Chrystusowi Kościół, żeby ludzi prowadził drogą Ewangelii do zbawienia. Osobiście staram się, kiedy mi przyjdzie wypowiadać się na trudne tematy, np. Funduszu Kościelnego, nie robić z tego wielkiego problemu, który w gruncie rzeczy jest nieistotny z punktu widzenia całej misji Kościoła. Nie można tego typu problemów przedstawiać tak, jakby walił się nam cały świat. Muszę jednak zaznaczyć, że jest szereg mediów, np. radio publiczne, czy niektóre programy telewizyjne, które starają się pokazywać Kościół z właściwej strony.

Czy nie istnieje niebezpieczeństwo, że angażując się w nową ewangelizację zaniedbamy przychodzących systematycznie do kościoła, którzy także potrzebują pogłębienia wiary?

– Zbyt długo w Polsce żyliśmy świadomością Kościoła, w którym rzekomo nie było odchodzących. Wszyscy prowadzili dzieci do I Komunii, utwierdzała nas w tym także katechizacja w szkole. Jeżeli w Polsce przeciętna dzieci uczestniczących w katechizacji wynosi 90% i nawet w Warszawie 90% rodziców doprowadza dzieci do I Komunii, to może uspokajać. Wtedy nie zwraca się uwagi na tych, którzy są na zewnątrz, gdyż koncentrujemy się na tych, których mamy. Tu nie ma złej woli ze strony księży czy świeckich. To kwestia panującego od dziesiątków lat przekonania, że w Polsce jest pod tym względem dobrze. Tymczasem opublikowane niedawno przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego wyniki badań świadczą o „pełzającej laicyzacji”. Wskaźnik „dominicantes” w ostatnich dwudziestu kilku latach oscyluje wokół 40 proc. Ale nawet jeśli weźmiemy pod uwagę przodującą pod tym względem archidiecezję przemyską, gdzie wskaźnik jest dwukrotnie wyższy od przeciętnej, to te 20 %, które tam nie chodzi do kościoła na niedzielną mszę jest także poważną liczbą. Mamy kogo szukać!

A jak wytłumaczyć, że – w świetle badań ISKK najwięcej apostazji jest w metropolii warszawskiej?

– Warszawa jest miastem światowym, z całym bagażem pluralizmu i wpływów, które oddziaływują z zewnątrz i docierają tu wcześniej. Działa także zapewne propaganda tych, którzy z apostazji chcą uczynić manifestację pseudowolności: jestem wolny, także wolny od tego, żeby mnie ktokolwiek kwalifikował jako wierzącego.
W stolicy pewne procesy, także te dla nas negatywne, są bardziej zaawansowane. To dotyczy nie tylko apostazji formalnej, która przechodzi przez urząd parafialny i kurię, ale także rosnącego procentu małżeństw żyjących bez ślubu kościelnego. To nie tylko specyfika dużych miast. Pamiętam jeszcze z mojej wczesnej pracy duszpasterskiej w archidiecezji krakowskiej, kiedy różnica między Krakowem a dekanatami wiejskimi jeśli chodzi o procent małżeństw cywilnych była bardzo duża. Na wioskach presja środowiska była tak silna, że ci ludzie przenosili się do miast. Teraz te tendencje zaczynają się wyrównywać, gdyż słabnie rola tradycji w środowisku wiejskim.

Jakie oczekiwania ma Ksiądz Kardynał w związku ze zbliżającym się synodem na temat nowej ewangelizacji?

– Jadąc na ten synod jako delegat Episkopatu Polski nie spodziewam się gotowych recept i rozwiązań, które będzie można od razu zastosować, bo żaden synod tego dać nie może. Oczekuję natomiast tego, co nazwałbym nakreśleniem „geografii problemu”. Trzy tygodnie rozmów prawie czterystu biskupów z całego świata pomoże ukazać jak problem ten wygląda na różnych kontynentach, zwłaszcza w krajach europejskich. Nowa ewangelizacja dotyczy najbardziej cywilizacji atlantyckiej, całej Europy, nie tylko, jak niektórym się wydaje, zlaicyzowanej Francji, Niemiec, czy innych krajów, ale także nas, bo do nas także docierają te prądy. Dlatego niezwykle ważna będzie diagnoza biskupów jak wygląda ten problem w różnych częściach świata, a z drugiej strony odpowiedź na pytanie: co robią poszczególne Kościoły w dziele nowej ewangelizacji. Oczekuję, że z tej wymiany doświadczeń narodzi się dokument, który całemu Kościołowi, także w Polsce, pomoże w przekształcaniu myślenia na ewangelizowanie tych, którzy odeszli z Kościoła z różnych powodów. Jeśli tak będzie, to synod może stać powiewem nowej ewangelizacji.

Czy ewangelizacja powinna mieć wymiar ekumeniczny? To znaczy, czy różne Kościoły chrześcijańskie winny w tym dziele współpracować?

– Tak, ale trzeba uważać, żeby etyki i teologii nie zamienić w taktykę. Czasem słyszę: musimy się połączyć, zjednoczyć, być ekumeniczni, bo mamy wspólnego wroga – zlaicyzowany świat. Ekumenizm nie jest po to, aby jednoczyć się przeciwko zlaicyzowanemu światu. Ekumenizm ma realizować wezwanie Jezusa z Wieczernika: Ojcze, spraw, żeby byli jedno. Możemy natomiast wzmocnić nasze świadectwo jako chrześcijanie, a tam, gdzie to możliwe, dawać je wspólnie. Takie wzmocnione świadectwo jest nie tylko możliwe, ale konieczne dla nowej ewangelizacji.