Brodacze św. Franciszka

Marcin Wójcik; GN 25/2012 Łowicz

publikacja 02.07.2012 07:00

W dawnych wiekach kładli współbracia ciało swego brata na sękatej desce, a pod głowę cegłę mu dawali, żeby i po śmierci ciało wygód nie zaznało.

Brodacze św. Franciszka Marcin Wójcik / GN Pole cebuli w ogrodzie kapucyńskim.

Do Nowego Miasta nad Pilicą można dziś dojechać samochodem albo autobusem. Ojciec Honorat Koźmiński przyszedł na nogach z klasztoru w Zakroczymiu. Internetowy kalkulator odległości pokazuje, że z Zakroczymia do Nowego Miasta jest 91 km w linii prostej, a 119 km samochodem. Ale kiedy ojciec Honorat zmierzał nad Pilicę, nie było trasy E 67 ani E 77, a Puszcza Kampinoska była jeszcze prawdziwą puszczą, w którą zapuszczali się tylko ci, którym życie nie było miłe lub mieli głęboką wiarę w Opatrzność. Ojciec Honorat cały i zdrów przyszedł do Nowego Miasta w 1892 roku. Jego kapucyńscy poprzednicy przybyli tu znacznie wcześniej, bo już w 1762 roku, czyli 250 lat temu.

Rodzynek

Ojciec Krzysztof Kurzątkowski nad Pilicę przyjechał samochodem w 2009 roku. Pochodzi spod Łomży, to jest 201 km w linii prostej, a 233 km asfaltem od Nowego Miasta. Obecnie pełni funkcję kustosza sanktuarium bł. ojca Honorata Koźmińskiego i troszczy się o grupy pielgrzymkowe. Opiekuje się także aktorem jednej roli, czyli osłem Rodzynkiem, i doi dwie klasztorne kozy, ale te obecnie przebywają na wakacjach w zaprzyjaźnionym gospodarstwie.

- Osioł przyjechał do nas aż spod Wrocławia. Kupiłem go do szopki bożonarodzeniowej, bo była możliwość wypożyczenia osła, a tak mamy swojego – mówi ojciec Krzysztof, klepiąc Rodzynka po grzbiecie z taką delikatnością, jak przystało na syna św. Franciszka, który wilka nazwał bratem, a owcę siostrą.

Sanktuarium w Nowym Mieście często odwiedzają pielgrzymi podróżujący do Częstochowy. Przyciąga muzeum, które kryje pamiątki po bł. ojcu Honoracie, takie jak: rękopisy, pióro, modlitewniki, włosiennica, fotografie, kubek, z którego pił herbatę... – W ostatnim czasie muzeum przeszło solidny remont, ale jeszcze nie wszystko jest tak jak należy – mówi o. Krzysztof. – Chciałbym uzupełnić gabloty i zagospodarować ściany.

Największa gabarytami pamiątka to konfesjonał, w którym spowiadał ojciec Honorat jeszcze w Zakroczymiu. Ma kształt szafy z potrójnymi drzwiami. Penitent mógł tam wejść i zatrzasnąć za sobą drzwi. Mówi się, że w tym konfesjonale powstało 26 zgromadzeń, które założył ojciec Honorat. Powstało, bo tutaj były omawiane spawy przyszłego zakonu, tak, by nie usłyszeli carscy szpiedzy, którzy przystawiali ucho nawet do konfesjonału. Sprawy przyszłego zgromadzenia ojciec Honorat omawiał z osobą, która miała się zająć tworzeniem wspólnoty i nie bała się carskich prześladowań.

Ale przyjazd do Nowego Miasta to nie tylko okazja do zwiedzenia muzeum, lecz także szansa na przyjrzenie się samym kapucynom, których jest tutaj ponad 20. Choć od razu trzeba powiedzieć, że nie wszystkim to się uda, głównie ze względu na kontemplacyjno-czynny charakter zakonu i klauzurę.

Broda

Nieodzownym elementem kapucynów przez lata była broda. Ojciec Krzysztof jej nie zapuszcza, bo nie można nazwać brodą jego tygodniowego zarostu. A on nie chciał jej mieć i cieszy się, że od Soboru Watykańskiego II takiego obowiązku już nie ma. Różne były tłumaczenia brody u kapucynów. Jedni mówili, że to znak pójścia śladami Jezusa, drudzy, że manifestacja jedności z braćmi żyjącymi w poprzednich pokoleniach, znak solidarności z tradycją franciszkańską i samym św. Franciszkiem, który – według biografów – nosił brodę czarną i rzadką. Jeszcze inni podkreślali, że broda to rzecz męska i oznacza odpowiedzialność, odwagę, gotowość do podejmowania ryzyka, trzeźwe spojrzenie na codzienne problemy. Ale może też odstraszać, co w terminologii psychiatrycznej nazywa się pogonofobią. Jest to chorobliwy strach przed brodaczami. Więc ci, co cierpią na pogonofobię, a mają potrzebę spotkania z nowomiejskimi kapucynami, muszą na furcie prosić o brata Dominika Sulewskiego, który codziennie sięga po brzytwę.

Habit

Ojciec Krzysztof pamięta ojca Patryka, franciszkanina, który przyjaźnił się z jego rodzicami i – siedząc przy kuchennym piecu – opowiadał historie z życia zakonnego. Nie, nie było mowy o biczowaniu się, nocnych modlitwach, poście, ale o cebuli, która latała po refektarzu. Braciszkowie, podzieleni na dwa obozy, urządzili jatkę, gdzie przegrywał ten, co dotkliwie oberwał cebulą. I od tej pory w głowie Krzysia rysował się obraz radosnego zakonnika, który nie tylko umartwia się zupą cebulową, ale i wypowiada cebulową wojnę. W dzieciństwie imponował mu również habit – brązowy, z białym sznurem w pasie, dyndającym różańcem. Tak o habicie myślał, że w końcu po latach przeciągnął go przez głowę. Stało się to w nowicjacie.

- Nie był nowy – mówi ojciec Krzysztof. – U kapucynów jest taki zwyczaj, że pierwszy habit nowicjusz na obłóczynach otrzymuje po bracie, który zaopatrzył się w nowy, prosto od krawca, albo po zmarłym. Siłą rzeczy habit taki jest zniszczony, a w większości przypadków wytarty i pocerowany. Z pewnością chodzenie w nim uczy pokory. Pierwszy habit ojca Krzysztofa był gęsto pocerowany i wytarty, choć pokory mu nie brakowało.

Ogród

Zakonnicy z Nowego Miasta odpoczywają w swoim klasztornym ogrodzie. Ogród ten jest tajemniczy, bo tuż obok jabłoni rośnie fasola, ale nie wspiera się na tyczce ani nie reprezentuje przycupniętej na grządce szparagi, tylko ma pień jak młody buk i liście wielkie jak u dorodnej kapusty. Drzewo fasoli rośnie nad domkiem pszczelarza, który ostatecznie domkiem pszczelarza nigdy nie był, ale domkiem ojca Honorata, który przychodził tutaj i dumał, i pisał, i Boga kontemplował, ale nie spod drzewa fasoli, tylko spod antonówki. Fasola pojawiła się później, jakby dla podkreślenia rangi tego miejsca.

Zniszczone czasem drewniane drzwi chatki wprowadzają w inny świat i nie może być inaczej, skoro zaraz po przekroczeniu progu mimowolnie uruchamia się wyobraźnia... Tam w kącie są stolik i krzesło, na krześle siedzi ojciec Honorat i pisze piórem: „Niewielka to miłość, która zachowuje miarę albo która szuka miary miłości, albowiem miarą miłości jest kochać bez miary”. Na chwilę podnosi głowę, zerka przez okno na ogród i znowu patrzy na pożółkłą kartkę: „Pragnąłbym Cię uczcić szczególniej za tych, którzy Cię nie znają i nie kochają, którzy Cię obrażają i chwały należnej nie oddają”. Gdy słońce bliżej zachodniej strony nieba się trzyma, wstaje z krzesła sędziwy zakonnik i idzie do maleńkiej sypialni – vis-a-vis stolika i krzesła. Podłoga skrzypi, skrzypią kolana, starzec rozprostuje na sienniku kości, może się i zdrzemnie, zanim słońce za klasztorny ogród wpadnie.

Pole cebuli

Naprzeciwko domku pszczelarza, który – jak wiadomo – domkiem pszczelarza nie był, rośnie cebula. Zagon całkiem spory i powinien wydać zakonnikom tyle główek, że wystarczy do przyszłego lata. Ale nie samą cebulą człowiek żyje, więc są też marchew i pietruszka, ziemniaki oraz czerwone buraki, których związek z chrzanem zaowocuje ćwikłą. Między zagonami kładą się ścieżki wydeptane przez braci, którzy przychodzą do ogrodu walczyć z perzem i szczawiem, ale i dumać nad Trójjedynym, który niepojęty jest nawet dla tych, którzy dzień zaczynają jutrznią, a kończą kompletą. Ogród jak cela pomaga pozbierać myśli, ale w celi słońce jest tylko przez moment – wtedy, kiedy wciągnie je do pokoju okno – a w ogrodzie świeci przez cały dzień. Synowie św. Franciszka, pieląc grządki i dumając nad Trójjedynym, chwalą brata Słońce, zanim do ogrodu wpadnie siostra Księżyc i każe wrócić do celi.

Katakumby

Chłód mieszka od wieków pod kościołem kapucyńskim i konserwuje ciała zakonników, którzy wyszli po nagrodę wieczną. Ostatniego pochowano w nowomiejskich katakumbach w 1974 roku – w trumnie. W dawnych wiekach kładli współbracia ciało swego brata na sękatej desce, a pod głowę cegłę mu dawali, żeby i po śmierci ciało wygód nie zaznało. Po latach kapucyni złagodzili pochówkowe zwyczaje i zgodzili się na prostą trumnę z desek, wyścieloną wiórami. W takiej właśnie trumnie pochowano w katakumbach ojca Honorata, ale dzisiaj jego ciała już tam nie ma. Wyniesiono je z piwnicy i położono na ołtarzu bocznym w przyklasztornym kościele. Tak naprawdę dokonał tego Jan Paweł II, wynosząc ojca Honorata na ołtarze w 1988 roku.

W katakumbach spoczywa około 100 zakonników i ich dobrodziejów. Spoczął tu także ojciec Prokop Leszczyński, kierownik duchowy ojca Honorata.

Nowicjat

Ojciec Honorat przyszedł do Nowego Miasta z 11 braćmi z Zakroczymia, skąd kapucyni zostali wypędzeni przez cara, który liczył, że w Nowym Mieście bracia pomrą i już nigdy się nie odrodzą. Tymczasem Nowe Miasto nie stało się mogiłą, ale kolebką, bo tutaj znajduje się nowicjat, gdzie młodzi mężczyźni przygotowują się do pierwszych ślubów kapucyńskich, a później idą w świat, między innymi na misje. Obecnie w nowicjacie jest sześciu nowicjuszy. Przekonująco muszą brzmieć dla nich słowa ojca Honorata, napisane być może w domku pszczelarza, który domkiem pszczelarza nie był: „Gdybym tysiąc razy żył na świecie, tysiąc razy bym obrał to życie, a nie inne”.