Zadanie – budować jedność

Roman Tomczak

publikacja 04.06.2012 12:31

O najmłodszych kapłanach na świecie, przeszkodach na drodze do pojednania i efektywnym duszpasterstwie, z Wielce Błogosławionym Światosławem (Szewczukiem), Arcybiskupem Większym Kijowsko-Halickim, zwierzchnikiem Kościoła greckokatolickiego, rozmawia Roman Tomczak.

Zadanie – budować jedność ROMAN TOMCZAK/GN Biskup Światosław Szewczuk, zwierzchnik Kościoła greckokatolickiego

Roman Tomczak: Posiedzenie synodu biskupów Kościoła greckokatolickiego to jedyny cel wizyty Księdza arcybiskupa we Wrocławiu i Legnicy?

Abp Światosław Szewczuk: Jeszcze mój poprzednik, Jego Eminencja kard. Lubomyr  Huzar, układał posiedzenia synodu stałego w taki sposób, ażeby nasi biskupi mieli okazję odwiedzić środowiska duszpasterskie krajów, w których są nasze struktury i nasi wierni. Przyjechaliśmy nie tylko na posiedzenie naszego synodu, ale i po to, żeby odwiedzić biskupa Włodzimierza, naszych księży i wiernych. Dlatego drugiego dnia mojej wizyty mam zaplanowane spotkanie z księżmi diecezji wrocławsko-gdańskiej.

A wierni? Spotka się Ksiądz arcybiskup w bezpośredniej rozmowie z wiernymi?

Myślę, że będzie taka okazja.

Co wtedy Ksiądz arcybiskup chciałby im powiedzieć? A może są rzeczy, które chciałby od nich usłyszeć?

Chcę im powiedzieć, że przyjechałem do nich, żeby ich poznać. Dowiedzieć się, jak się mają, może także – czego potrzebują. Kościół ukraiński w całym świecie może pomóc tej diecezji i naszym parafiom w ich rozwoju. A co oni mi chcą powiedzieć, to zobaczymy (uśmiech).

Które troski i nadzieje lokalnego Kościoła greckokatolickiego w południowo-zachodniej Polsce wskazałby Ksiądz arcybiskup jeszcze przed wyjazdem do Legnicy?

Ja bym powiedział, że potrzeby są w różnych wymiarach. Pierwsza potrzeba to poczucie jedności z całym Kościołem greckokatolickim. Jako nowy przewodniczący tego Kościoła, mam za zadanie budować tę jedność. Bo mamy nasz naród rozproszony po całym świecie. Także tutaj, we Wrocławiu i Legnicy, mamy naszych wiernych, którzy żyją w rozproszeniu. Dlatego za bardzo ważne uważam budowanie jedności wewnętrznej naszego Kościoła.

Więc ta jedność nie jest jeszcze tak spoista, jak by sobie Ksiądz arcybiskup życzył?

Tak, absolutnie.

Z czego to wynika?

Między innymi z tego, że Ukraińcy żyją tutaj jako diaspora. Ale to nie znaczy, że są rozproszeni bez jedności. Tylko tej jedności nigdy nie będzie zbyt dużo. Ciągle musimy ją budować. I dopiero wtedy możemy pomagać. Na przykład, kiedy gdzieś brakuje księży, kleryków czy sióstr zakonnych. Wszystko po to, żeby ta diecezja się rozwijała i była w stanie zapewnić opiekę duszpasterską wiernym. Kolejna potrzeba wynika stąd, że mamy tutaj coraz więcej Ukraińców, którzy tu przyjeżdżają do pracy. Potrzeba duszpasterstwa dla nowych imigrantów, tych, którzy nie mieszkają w Polsce na stałe, nie są obywatelami tego kraju, ale tu pracują. Oni nieraz są w trudnej sytuacji. Wtedy czasami tylko Kościół wie o ich problemach i Kościół może im pomóc. Nie tylko w sensie religijnym, duchowym, ale także w sensie socjalnym i prawnym. Pomóc, aby mogli godnie zarobić pieniądze albo wrócić na Ukrainę, albo też, aby mogli łatwiej zintegrować się z polskim społeczeństwem. Mamy tu także studentów z Ukrainy. Bo Wrocław to przecież wielkie, akademickie miasto. Dlatego uważam, że istnieje potrzeba zorganizowania w nim greckokatolickiego duszpasterstwa akademickiego.

Po raz pierwszy odwiedza Ksiądz arcybiskup Wrocław?

Jestem tu po raz drugi, szczerze mówiąc. Po raz pierwszy byłem w 2003 roku, na spotkaniu dziekanów wydziałów teologicznych. Wtedy jako dziekan fakultetu teologii Lwowskiego Uniwersytetu Katolickiego.

A wizyta w Legnicy?

W Legnicy też będę drugi raz. Pierwszy raz byłem tam w roku 1993, kiedy jeszcze byłem seminarzystą we Lwowie. Jechaliśmy przez Legnicę do Lourdes. Ale nie mogę powiedzieć, że wtedy zwiedziłem Legnicę. Może tym razem będzie okazja poznać miasto i ludzi w sposób bliższy i spokojniejszy.

Od spraw lokalnych chciałbym przejść do spraw ogólnych. Jak Ksiądz arcybiskup ocenia postępy w dialogu ekumenicznym pomiędzy katolikami, Kościołami protestanckimi oraz Rosyjską Cerkwią Prawosławną?

Ja mogę o tym mówić jedynie w kontekście Ukrainy. Na Ukrainie od ponad piętnastu lat działa Rada Kościołów i Organizacji Religijnych Ukrainy. W jej skład wchodzą przedstawiciele wszystkich Kościołów i religii, oficjalnie zarejestrowanych przez państwo ukraińskie. Są w niej wszystkie Kościoły prawosławne, oba obrządki Kościoła katolickiego, zgromadzenia ewangelickie, a także żydzi i muzułmanie. Obecnie jestem kolejnym przewodniczącym tej organizacji i mogę zapewnić, że w tym gronie mamy naprawdę dobrą współpracę. To znaczy, że uczymy się tam nie tylko dialogu. Wspólnie pracujemy, zajmujemy stanowisko wobec niektórych ważnych wydarzeń, które mają miejsce w naszym państwie. Oceniamy niektóre zjawiska socjalne. Wspólnie apelujemy w obronie wartości moralnych.

Czy wyrazem tak dobrej współpracy była także obecność przedstawicieli Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej na liturgii intronizacyjnej Księdza arcybiskupa? Później powiedział Ksiądz arcybiskup, że bardzo go ten gest ucieszył.

Naprawdę bardzo. Zdarzyło się to chyba po raz pierwszy, żeby wszystkie trzy Kościoły prawosławne przysłały swoich biskupów na takie wydarzenie naszego Kościoła. To nie oznacza oczywiście, że w życiu wszystko przychodzi łatwo. Ale to był znak, że wewnątrz nasze Kościoły czują potrzebę dążenia do jedności.

Ale realizować to dążenie nie jest łatwo, zwłaszcza pomiędzy Kościołem greckokatolickim i Rosyjską Cerkwią Prawosławną. Czy Kościół ukraiński nadal oczekuje przeprosin ze strony prawosławnych za to, że ci przyczynili się do krwawych prześladowań grekokatolików, stając się narzędziem w rękach stalinowskiego terroru?

Nie tak bardzo chodzi tu o przeprosiny, ile o pojednanie. W 2005 roku mieliśmy takie oficjalne pojednanie pomiędzy Kościołem greckokatolickim i polskim Kościołem rzymskokatolickim. I to stworzyło dla nas platformę dla dalszego działania i współpracy w przyszłości. Uważam, że coś podobnego musimy zrobić w kierunku wschodnim. Nie mamy innego wyjścia, jeżeli chcemy zrobić krok do przodu i żebyśmy mogli myśleć nie tylko kategoriami urazów, bólu i zaszłości historycznych. Musimy naszą przyszłość budować poprzez pojednanie i wzajemne wybaczenie.

Co stoi na przeszkodzie, żeby do takiego pojednania mogło dojść już teraz?

Wiele jest takich przeszkód. Pierwszą jest pamięć historyczna, która jeszcze dzisiaj daje odczuć rany zadane w przeszłości. To trzeba mieć na uwadze, ale i te rany leczyć. Myślę, że właśnie przebaczenie jest lekiem na takie rany. Po drugie, może przeszkodą są niektóre kwestie polityczne. Wiele razy już mówiłem, odpowiadając na takie pytanie, że przeszkodą w pojednaniu Kościołów jest polityka. Jeżeli Kościół, zwłaszcza na Ukrainie, będzie wolny od polityki i będzie Kościołem, to znaczy ciałem Chrystusa, wtedy to ciało ma zdolność do leczenia ran. Tym, co także czasami nie pomaga w pojednaniu, jest ingerencja w ten proces innych państw. Kościół katolicki zawsze starał się być niezależnym od struktur państwowych. Natomiast Kościół prawosławny, według swojej teorii symfonii, zawsze dążył do tego, żeby być Kościołem państwowym.

No, ale to się nie zmieni w najbliższym czasie.

No, zobaczymy (uśmiech).

Jeżeli chodzi o średni wiek wiernych, Kościół greckokatolicki, jest jednym z najmłodszych w świecie. Czy to wynika ze „zmartwychwstania” waszego Kościoła po dziesięcioleciach prześladowań? Teraz wasze seminaria duchowne są pełne młodych ludzi, chcących związać swoją przyszłość z Kościołem.

Rzeczywiście, czasem wspomina się o tym, że średni wiek kapłana to u nas około 35 lat. Rzeczywiście, jest to fenomen związany z historią naszego Kościoła. W latach komunistycznych nie było możliwe, by chłopcy, którzy chcą zostać księżmi, mogli wstępować do seminarium. Jest jednak i druga strona tego zagadnienia. Teraz nasz Kościół odczuwa brak kapłanów w wieku średnim, pomiędzy 50. i 60. rokiem życia. Mamy starszych i mamy młodszych, ale nie mamy kapłanów w wieku średnim.

To przeszkadza w pracy duszpasterskiej?

I tak, i nie. Ma to swoje plusy i minusy. Ale na ogół żyjemy ze zmartwychwstania naszego Kościoła. To nadaje sens naszemu działaniu. I dziś w obradach synodu stałego patrzymy w oblicze naszego Kościoła i widzimy oblicze Chrystusa zmartwychwstałego. I to nam daje nadzieję na przyszłość.

Co jest obecnie priorytetem w działaniach Kościoła greckokatolickiego?

Efektywne duszpasterstwo. Czasem to się nazywa ewangelizacja albo nowa ewangelizacja. Czasem inkulturacja naszej tradycji i wiary chrześcijańskiej w dzisiejszą kulturę. To jest pierwotne zadanie Kościoła – głosić Słowo Boże. Uczynić uczniami Chrystusa współczesnych ludzi.

Ewangelizacja tylko w kościołach, czy także na płaszczyźnie społecznej albo kulturalnej?

Ewangelizacja tylko w Kościele nie jest skuteczna. Dziś, żeby ewangelizować, trzeba być obecnym w sercu społeczeństwa.

Kościół greckokatolicki jest tam obecny, czy dopiero ma zamiar być?

Na Ukrainie – jest. Poza jej granicami – nie zawsze. Ale musimy dążyć do tego, żeby być w sercu społeczeństwa, w sercu naszych wspólnot. Musimy mieć zdolność i sposobność, aby mówić do tego serca. I być słuchanym.

Kościół greckokatolicki jest Kościołem synodalnym, a to oznacza, że choć Ksiądz arcybiskup jest jego zwierzchnikiem, to jednak nie podejmuje decyzji w sposób autorytarny, tylko w porozumieniu z biskupami, podczas synodów takich jak ten, we Wrocławiu. Czy plany wprowadzenia w Kościele greckokatolickim patriarchatu mają to zmienić?

Dla nas patriarchat nie oznacza autorytaryzmu czy dyktatury jednego człowieka. Kościół nasz nie jest autorytarny, tylko hierarchiczny. Patriarchat jest sposobem na utrzymanie jedności tego Kościoła. Obecnie, według prawa kanonicznego, ja sprawuję jurysdykcję tylko na terytorium Ukrainy. Poza Ukrainą nie mam takich uprawnień. A nasi biskupi są nie tylko członkami synodu, ale i członkami konferencji episkopatu kraju, w którym żyją. Na przykład nasz gospodarz, biskup Włodzimierz, jest członkiem Konferencji Episkopatu Polski. Kiedy ja byłem biskupem Argentyny, byłem jednocześnie członkiem Konferencji Biskupów Argentyny. Taka sytuacja tworzy tendencję do asymilacji. Natomiast system patriarchalny to jest coś, co według prawa kanonicznego pozwoli nam opierać się tej asymilacji i budować naszą jedność. Obecnie, jako zwierzchnik Kościoła greckokatolickiego, posiadam wszystkie prawa, które ma patriarcha. Ale nie mam takiego tytułu. Tytuł zbyt wiele nie dodaje, ale otwiera nowe możliwości. Pozwala na przykład dotrzeć do wiernych tam, gdzie jeszcze nie ma struktur naszego Kościoła.

Czy to oznacza, że gdyby patriarchat zaczął funkcjonować, to biskupi greckokatoliccy przestaliby być członkami Episkopatu krajów, w których mieszkają?

Nie. Jedno drugiego nie wyklucza.

Jaki wpływ na ewentualne ustanowienie patriarchatu ma papież?

To jest wielka kwestia – jak się tworzą patriarchaty. W Kościele wschodnim tworzyły się one w sposób historyczny, a później zostały uznane przez Sobór Powszechny. Pierwszym, który mówił o potrzebie patriarchatu w naszym Kościele, był kardynał Josyf Slipyj, podczas Soboru Watykańskiego Drugiego. Jednak do dziś mechanizm tworzenia się patriarchatów nie został sprecyzowany. Bo patriarchat najpierw się buduje, a później się go uznaje. Nie tworzy się go z niczego, decyzją któregoś z autorytetów.

Jednak na końcu władzę uznania tego procesu ma papież?

W naszym wypadku, czyli poza Soborem Powszechnym, tak. Dlatego jesteśmy w ciągłym dialogu pomiędzy naszym synodem a Stolicą Apostolską. Jesteśmy Kościołem stale się rozwijającym i w tym sensie nasz rozwój dąży do patriarchatu. Za każdym razem, kiedy przedstawiamy Ojcu Świętemu jak żyjemy, jak się rozwijamy, jest to krok w kierunku ustanowienia patriarchatu.

Ile ten proces może jeszcze potrwać?

Zobaczymy.