Tracę czas dla Jezusa

GN 16/2012 Warszawa

publikacja 02.05.2012 06:29

O nietypowej pasji z Barbarą Kozłowską ze Szkoły Nowej Ewangelizacji św. Filipa rozmawia Agata Ślusarczyk.

Tracę czas dla Jezusa Agata Ślusarczyk/ GN Barbara Kozłowska – na co dzień pracownik biurowy, miłośniczka wędrówek górskich, od sześciu lat zapalony ewangelizator.

Agata Ślusarczyk: Podczas Misji Warszawy można było spotkać na ulicach świeckich ewangelizatorów. Przechodnie sami podchodzą, czy Pani pierwsza zaczyna rozmowę?

Barbara Kozłowska: – Podczas  ewangelizacji ulicznej na Starówce,w której od kilku lat biorę udział, ludzie z zaciekawieniem przystają. Wsłuchują się w religijne pieśni, świadectwa lub oglądają pantomimę. Wówczas we dwójkach, w których prowadzimy ewangelizację, podchodzimy i rozpoczynamy rozmowę. Na początek przedstawiam się, mówię z jakiej jestem wspólnoty i pytam, czy taka osoba chce porozmawiać o Bogu. Do konwersacji nikogo nie zmuszam. Zdarza się, że ludzie sami zagadują – dziwią się, dlaczego katolicy ze Słowem Bożym wychodzą na ulicę.

Czy podczas tak krótkiej rozmowy można kogoś nawrócić?

– Niekiedy wystarczy chwila, która może zaowocować tym, że ktoś zwróci się do Boga. Innym razem można rozmawiać godzinami i wszystko przyjmowane jest jedynie rozumem, bez otwarcia serca na Miłość. Zadaniem ewangelizatora jest głosić Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie. A od osoby ewangelizowanej zależy, czy ją przyjmie. Często owoców ewangelizacji ulicznej nie widzimy. Pozostaje ufać i wytrwale modlić się.

Czasami wystarczy kogoś tylko cierpliwie wysłuchać i okazać zainteresowanie...

– Jak bardzo jest to ważne, przekonałam się na Przystanku Jezus, w którym jako ewangelizator kilka razy uczestniczyłam. Idąc po polu woodstockowym spotkałam Darka. Siedział przygnębiony, widać było, że miał ciężką noc. Przysiadłam się, a on zaczął opowiadać mi o swoim „ciężkim życiu”. Po kilkudziesięciu minutach ze wzruszeniem stwierdził, że nie pamięta, kiedy go ktoś tyle czasu słuchał. Zapytał mnie, dlaczego poświęcam mu czas – wtedy mogłam powiedzieć o Jezusie Chrystusie, który mnie przysłał, który jest prawdziwą Miłością i na pewno chce go słuchać jeszcze dłużej niż ja. Darek się popłakał, a ja razem z nim. Być może był to początek jego nawrócenia. Nie wiem, już nigdy go nie spotkałam. Tak jak nie spotkałam człowieka, uzależnionego od narkotyków, z którym rozmawiałam w pociągu, wracając z Przystanku. Zaczepił mnie i chciał, aby mu „opowiadać o naszym Jezusie”. Ale kiedy mówiłam, wszystko negował. Gdy chciałam zakończyć rozmowę – krzyczał, żebym kontynuowała. Ludzie są bardzo spragnieni Boga, nawet gdy sobie może tego nie uświadamiają.

Na co dzień pracuje Pani w biurze w dużej firmie ubezpieczeniowej. Tam także rozmawia Pani o Bogu?

– Staram się być autentyczna. Jeżeli na forum podejmowane są rozmowy o Bogu czy Kościele, nie chowam głowy w piasek. Także sama często dzielę się osobistym doświadczeniem wiary. Zdarza się, że niektórzy naigrywają się ze mnie, ale są też tacy, którzy proszą, aby się za nich pomodlić albo chcą porozmawiać o swoich problemach. Polegając na sobie, nie widzą już wyjścia z trudnych sytuacji. Wówczas proponuję im, aby zwracali się do Jezusa, bo On im na pewno pomoże. Kilka razy się udało. Jedno małżeństwo, które było na skraju rozpadu, dziś jest razem i jest szczęśliwe.

Jak to się stało, że została Pani ewangelizatorem?

– Przez długi czas handlowałam z Bogiem na zasadzie: pójdę na Mszę św., a Ty, Boże, w zamian daj mi zdany egzamin. Do czasu, gdy na rekolekcjach Kurs Filip doświadczyłam żywej i prawdziwej obecności Boga. Przekonałam się, że jestem dla Niego ważna i On prawdziwie interesuje się moim życiem. Jezus napełnił mnie taką radością, miłością i pokojem, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyłam. I wtedy zapragnęłam, aby wszyscy ludzie też mogli doświadczyć tej Miłości, aby też mogli spotkać i poznać Jezusa.

I to wystarczyło?

– Tej ogromnej radości nie mogłam zatrzymać tylko dla siebie. Ale jednocześnie zdałam sobie sprawę, że moja wiara zatrzymała się na etapie nauki do bierzmowania. Już wtedy nie potrafiłam obronić wielu prawd wiary. Na rekolekcjach Pan Bóg przypomniał mi pewną niewypowiedzianą modlitwę sprzed kilku lat, gdy tak jak św. Paweł zapragnęłam nauczać pogan. Wówczas wydało mi się to mało realne, bo nie miałam żadnego przygotowania, ale sam Bóg wskazał mi miejsce, gdzie mogę się tego nauczyć – Szkołę Nowej Ewangelizacji św. Filipa, która prowadzi tego typu kursy. Na przykład dzięki Kursowi Paweł dowiedziałam się m.in., jak w uporządkowany i przystępny sposób mówić o Bożej miłości, rzeczywistości grzechu, zbawieniu, które daje nam Chrystus, o Duchu Świętym czy Kościele. Także, jak być twórczym, rozmawiając o wierze z inwestorem, a jak z rolnikiem, jak wykorzystywać swoje naturalne uzdolnienia, jak zachowywać się w trudnych sytuacjach i najważniejsze – skuteczny ewangelizator to człowiek modlitwy.

Czy to trudna praca?

– To raczej pasja. „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” – powiedział Jezus. Znajomi dziwią się, że zamiast wyjechać na weekend i odpocząć, uczestniczę w ewangelizacji. W ich oczach to strata czasu. A ja tracę czas dla Jezusa i jestem ogromnie szczęśliwa. Owszem, czasem nachodzą mnie myśli, że się do tego nie nadaję. Ostatnio, gdy „przerabiałam” takie zwątpienie, dostałam od pani telefon z prośbą o rozmowę na temat ewangelizacji. I jak tu nie wierzyć?