Bóg dał mi nowe życie

Grzegorz Brożek; GN 11/2012 Tarnów

publikacja 25.04.2012 06:44

Mocą Ducha Świętego w Wieczerniku Apostołowie ze strachliwych ludzi przemienili się w odważnych szermierzy sprawy Bożej. Cenacolo znaczy Wieczernik. Cenacolo zmienia życie ludzi.

Bóg dał mi nowe życie Grzegorz Brożek/ GN Droga do lepszego życia.

Granatowa kangurka, na niej drewniany, niewielki krzyż, poza tym uśmiechnięte oczy, które – jak mówią filozofowie – są zwierciadłem duszy. Taki jest dziś Slaven Skazlić. Od prawie 4 lat mieszka we wspólnocie Cenacolo w Porębie Radlnej pod Tarnowem, za którą jest odpowiedzialny. – Jestem teraz osobą konsekrowaną. Złożyłem śluby, służę we wspólnocie – tłumaczy krzyż wiszący na piersiach.

Nie zawsze tak było. Był uzależniony od narkotyków przez 10 lat. Ostatnie 6 przed wstąpieniem do Cenacolo był heroinistą. – Zaczęło się od tego, że jako młody chłopak chciałem być jak moi idole, muzycy czy sportowcy, czyli atrakcyjny, znany, jakby lepszy od innych ludzi. Zacząłem brać. Potem handlowałem narkotykami, miałem pieniądze, samochód, dziewczynę. Problemem nie było nie brać, bo mogłem od zaraz, ale kłopot był, by nie wracać do nałogu. Tego nie potrafiłem. Kończyłem narkotyki, to zaczynałem brać metadon, alkohol, cokolwiek. Chodziło o to, by wypełnić pustkę – wspomina.

Bez kontroli

Jacek Nakielski ze Szczecina jest dziś jednym ze starszych chłopaków w Cenacolo w Porębie Radlnej. Żyje tu od 2,5 roku. Jest lekko po czterdziestce. – Narkotyki pojawiły się wcześnie. Rodzina była zaangażowana w „Solidarność”. Atmosfera patriotyczna. Bunt przeciw rzeczywistości rzucił mnie w kierunku punk rocka. Papierosy, wódka, wreszcie narkotyki: koka, hera, amfetamina – mówi Jacek. Hodował własną marihuanę. Z natury jest pracoholikiem. – Harowałem z przyjemnością po 12–16 godzin na dobę. Zioło paliłem cały dzień, narkotyki dawały mi siłę, napęd. Kilku kumpli zmarło mi na rękach, ale zawsze żyłem w poczuciu, że mieli pecha, mnie to nie grozi, bo wszystko mam pod kontrolą – mówi. Oddalił się od rodziny. Próbował założyć swoją, ale się rozpadła. Zamiast walczyć o nią, poszedł w długi ciąg, brał co tylko i ile się dało. Zaczął zawalać pracę. Pojawiły się też ciemne interesy. W wieku 38 lat zerwał z dotychczasowym życiem.

Łuski opadają z oczu

Zaćpanego Slavena znajomi policjanci z chorwackiego Varażdina, w którym mieszkał, odprowadzili do domu matki. Od paru miesięcy brała już udział w spotkaniach organizowanych dla rodziców przez Cenacolo. – Byłem półprzytomny, ale słyszałem, jak mama mówi: „ja go nie wezmę. Jeśli chce umrzeć, niech umrze na ulicy”. Coś wtedy we mnie pękło – przyznaje Slaven. Niektórzy z zażenowaniem przyjmują słowa jego matki. Jednak aby naprawdę ratować dziecko, trzeba postępować twardo. Tego uczą się rodzice. Syn Wojciecha z Tarnowa jest w Cenacolo, ale w innej wspólnocie niż Poręba Radlna. – My nawet nie wiemy, kiedy zaczął brać. Rodzice są z reguły ślepi, nie widzą, może nie chcą widzieć i wiedzieć, co się dzieje. Gdy zaczęły się problemy syna z prawem, kradzieże w domu, wtedy łuski z oczu opadły – wspomina pan Wojtek. Zaczęli z żoną jeździć do Katowic na kolokwia. Po pół roku podjęli twardą walkę. Wzywali policję, zamykali przed synem lodówkę na klucz. Zero jedzenia, zero spania albo wszystko na naszych warunkach. Wreszcie zgodził się na Cenacolo. Najpierw tzw. dni pracy, przyglądanie się. – Wyjeżdżał z przekleństwami na ustach, ale wracał z uśmiechem – dodaje Wojciech.

U każdego coś innego

– Myślę, że rodzina dowiaduje się ostatnia, bo nie chce wierzyć do końca, zamyka oczy. Wydaje im się że narkotyki to może u innych się zdarzają, ale raczej nie w naszej rodzinie i że na pewno nie moje dziecko. U mnie rodzice odnajdywali wszystko, narkotyki, strzykawki, a ja na to zawsze, że to nie moje, i zawsze widziałem ulgę w ich oczach. Jakby kamień spadał im z serca. Chcieli wierzyć w to, co im opowiadałem, a manipulowałem nimi, jak chciałem – przyznaje Slaven. Ale tak naprawdę narkotyki to nie jest podstawowy problem. Zawsze są to kłopoty wtórne. Slaven: – Moim problemem było to, że byłem nieśmiały, pełny kompleksów, chciałem być jak moi fajni koledzy. Wstydziłem się siebie. Narkotyki dały poczucie, że dorównuję każdemu. U Jacka narkotyki to wyraz buntu.

Nic nie ma

Syn Wojciecha wracał z pierwszych spotkań uśmiechnięty. Dziś już mijają dwa lata, odkąd mieszka we wspólnocie. – Jak przyszedłem, zobaczyłem, że chłopaki mają czyste oczy, widać było, że swoje przeszli, ale zarazem, że są czyści wewnętrznie i radośni. To mnie wzięło – mówi Jacek. W Cenacolo nie ma telewizji, radia, gazet, gier i internetu, papierosów, alkoholu, komórek, własnych pieniędzy. Nie ma też żadnych lekarstw. – To co jest? – pytam. Jacek: – Praca i modlitwa, przyjaźń i wspólnota. Mija południe, do jadalni chłopaki schodzą się z całego gospodarstwa na „Anioł Pański”, a potem obiad. Wszyscy są na nogach od 5 rano: za sobą mają już jedną cześć Różańca, rozważanie słowa Bożego, parę godzin pracy. Po obiedzie będą dalej pracować: w stolarni, przy murarce, remontach, wykonywaniu pamiątek, w kuchni. Wieczorem trzecia część Różańca, kolacja, czas na rozmowy. Dzień znów kończy się w kaplicy. – Bo to jest serce tego domu: kaplica z Najświętszym Sakramentem. Nie ma lekarstw, ale jest Lekarz – mówi Slaven.

Czym wypełnić życie?

Każdy chłopak, który tu wstępuje, dostaje na 2 miesiące anioła stróża, innego chłopaka, starszego stażem, który jest z nim 24 godziny na dobę. – Niektórzy są niewierzący, przychodzą zbuntowani. Ale twój anioł chodzi z tobą, widzisz, jak ścieli łóżko, swoje i twoje, jak idzie do kaplicy i klęczy tam godzinę, i wstaje po tym uśmiechnięty, widzisz, jak cieszy się, kiedy tnie drzewo na opał i widzisz, że robi to z sercem. Nie ma siły, po jakimś czasie chcesz być jak on – opowiada Jacek. Nie gadają innym o Panu Bogu, ale Bóg sam objawia się tym zbuntowanym przez innych chłopaków, którzy czasem o 2 w nocy idą do kaplicy adorować Jezusa. – Bo problem nie jest w tym, że bierzesz narkotyki, ale w tym, że z jakichś powodów twoje życie jest puste. Narkotyki dają złudne poczucie wypełnienia. Skoro puste jest twoje życie, to musisz odnaleźć jego sens i czymś je wypełnić. Owszem, wychodzą chłopaki z nałogów u nas, ale w szerszym planie przez wspólnotę i we wspólnocie odnajdują sens i treść życia – mówi Slaven.

Lekcja pokory

Wspólnoty Cenacolo założyła w 1983 roku s. Elvira Petrozzi. Dziś na całym świecie jest 60 domów. Wszystkie żyją dzięki Opatrzności Bożej. Nie kupują jedzenia. Hodują zwierzęta, uprawiają pole. Żyją z tego, co ofiarują im ludzie. Najchętniej zakładają ośrodki w ruinach, które własnymi rękami odbudowują. To metafora ich życia. Sami nic nie mają, a potrafi ą się dzielić z innymi. – W Wielkim Poście nie jemy słodyczy, nie używamy cukru, jedynie, jeśli akurat mamy, pozwalamy sobie na marmoladę do śniadania. Więc jak mamy słodycze, robimy paczki i rozdajemy np. do domów dziecka – mówi Jacek. Pieniądze, jeśli dostaną, wydają na cement, cegły, materiały budowlane. Nie biorą nic od państwa czy samorządu. Każdy chłopak pracuje. Przez pierwszy rok tylko prostymi narzędziami. Jacek jest hydraulikiem, a przez 12 miesięcy mógł użyć tylko piłki ręcznej, młotka, śrubokrętu. – Musiałem prosić o wywiercenie dziury chłopaka, który może miał średnie pojęcie. Sam bym to zrobił, ale to lekcja pokory, wyzbycia się egoizmu, lekcja cenienia pracy dla niej samej, bo przecież wszystko robimy za darmo – mówi.

Dla siebie, dla innych

Jacek Nakielski jest w Porębie 2,5 roku. Kiedy wyjdzie? Nie wie. Wspólnota mówi, że dla siebie trzeba tu być 3 do 5 lat. Ale każdy może wyjść, kiedy chce. Jednak wielu chłopaków decyduje się zostać jeszcze i służyć wspólnocie, pomagać. Slaven został w Cenacolo na zawsze. – Bo tu Bóg dał mi nowe życie – przyznaje.

Jesteśmy do dyspozycji

Slaven Skazlić, odpowiedzialny za wspólnotę w Porębie Radlnej

Bardzo chętnie odpowiadamy na zaproszenia płynące od parafii czy innych wspólnot. Chcemy i nie boimy się mówić o naszym życiu, o tym, jakie było, i o tym, jak się zmieniło dzięki Cenacolo. Wiemy z doświadczenia, że wiedza o funkcjonowaniu takiej wspólnoty jest ważna dla ludzi dorosłych. Być może w waszej rodzinie są problemy z narkotykami, może po sąsiedzku, może wśród znajomych. Przekażcie im informacje, że mogą się z nami skontaktować. My dalej was pokierujemy i pomożemy. Można do nas dzwonić pod numer (14) 6795123.