Drogowskaz dla kapłanów

GN 11/2012 Legnica

publikacja 22.03.2012 07:00

O dwóch ankietach, liczbach bezwzględnych i wyrównywaniu deficytu z ks. dr. Leopoldem Rzodkiewiczem, rozmawia Roman Tomczak.

Drogowskaz dla kapłanów Roman Tomczak/ GN Ks. dr Leopold Rzodkiewicz

Roman Tomczak: W komisji, której Ksiądz przewodniczył, zasiadały wyłącznie osoby duchowne. Pod tym względem byliście jedyną taką komisją synodalną.

Ks. dr Leopold Rzodkiewicz: – Powiem szczerze, że na początku zastanawiałem się nad powołaniem do tego składu także osób świeckich. Jednak doszliśmy do wniosku, że nasze gremium reprezentuje już dość szerokie spektrum diecezjalnego duchowieństwa. Mieliśmy bowiem dwie zasadnicze sprawy, którymi chcieliśmy się zająć podczas naszych obrad. Pierwszą była sprawą przygotowania do kapłaństwa i formacji, i to zarówno kapłańskiej przed prezbiteratem, jak i stałej formacji księży po święceniach. Dlatego mieliśmy w składzie komisji  przedstawicieli naszego seminarium. Drugą ważną dla nas sprawa było samo duchowieństwo, dlatego w komisji zasiedli dziekani, proboszczowie, wikarzy oraz księża emeryci.

Od czego komisja zaczęła?

– Od dokumentów Soboru Watykańskiego II. Głównym dokumentem, na którym bazowaliśmy,  był dokument Kongregacji ds. Duchowieństwa „Dyrektorium o posłudze i życiu kapłanów”. Najpierw chcieliśmy, zgodnie z zasadą katolickiej nauki społecznej, widzieć, ocenić i działać. Mam na myśli oczywiście sytuację duchowieństwa w naszej diecezji.

Jak wypadła ta ocena?

– Żeby przeprowadzić tę ocenę, potrzebowaliśmy analizy zmian statystycznych, jakie zachodziły od początku istnienia diecezji legnickiej. Chodziło m.in. o liczbę prezbiterów, parafii, średnią wieku księży albo o liczbę wiernych przypadających na jednego prezbitera.  przygotowaliśmy dwie ankiety: jedna skierowana była do księży, druga do członków parafialnych zespołów synodalnych. Pytania do księży miały charakter otwarty. Pytaliśmy m.in. o to, czy troszczą się o swoje powołanie, co utrudnia, a co motywuje ich do bycia księdzem.  Pytaliśmy także o relacje wewnątrz wspólnoty kapłańskiej i ocenę warunków bytowych.

Odpowiedzi zaskoczyły komisję?

– Raczej nie. Wiele odpowiedzi było bardzo szczerych, wiele rozbieżnych w ocenach. Te różnice wynikały z różnego wieku pytanych przez nas księży, ich doświadczenia i lat posługi. Wiadomo, że młody wikary ma inny pogląd na wysokość wieku emerytalnego księży niż będący w jesieni życia proboszcz.

A ankieta dla członków parafialnych zespołów synodalnych?

– Tę przygotowaliśmy po dwóch latach naszej pracy synodalnej. Zdecydowały głosy, które wcześniej postulowały o udział w pracach komisji osób świeckich. Pytania dotyczyły czterech płaszczyzn. Pierwsza – na jakie elementy formacji w przygotowaniu do kapłaństwa należy zwrócić szczególną uwagę. Druga – nad czym powinni najbardziej zastanowić się prezbiterzy, aby ich praca przynosiła jeszcze lepsze owoce dla Ludu Bożego. Trzecia – co wierni najbardziej cenią w posłudze prezbiterów, a czwarta – czego oczekują od współczesnego kapłana. Odpowiedzi na te pytania otrzymał od nas także biskup legnicki.

Jak komisja oceniła sytuację?

– Po pierwsze nie ma totalnego kryzysu i odchodzenia od Kościoła. Widzę to także przez pryzmat liczby powołań kapłańskich. Choć w liczbach bezwzględnych notujemy spadek powołań, to u nas na poszczególnych rocznikach jest prawie 10 alumnów. W tym roku najprawdopodobniej będzie wyświęconych 7 księży. Jeśli co roku będzie taka liczba, to możemy być spokojni o tzw. zastępowalność księży.

Rozważając sprawę powołań kapłańskich, trzeba wziąć pod uwagę to, że w ciągu roku liczba maturzystów w Polsce zmniejszyła się o ok. 300 tys. osób. A więc problem niżu jest szerszy, dotyczy nie tylko Kościoła.

Działanie jako trzeci i ostatni element jest, jak rozumiem, opisane w dokumencie końcowym komisji, który zacznie obowiązywać po zakończeniu synodu?

– Oczywiście. Dokumenty synodalne są tymi drogowskazami, które pokazują, jak dalej działać.  A wnioski zawarte w dokumentach to światło rzucone na sytuację obecną. W tym roku mija 20  lat od chwili powstania diecezji legnickiej. To i dużo, i mało. W tym czasie bardzo zmieniły się sytuacja i otoczenie Kościoła.

Młodzi neoprezbiterzy czy wikarzy to ludzie ukształtowani we współczesnym świecie. Czy nie prowokuje to napięć z proboszczami ze starszego pokolenia, do których trafiają?

– Nie sądzę, żebyśmy mieli do czynienia z jakimiś skrajnościami w tym konkretnie kontekście. Natomiast zarówno nasza, jak i inne komisje synodalne dostrzegły, że kryzys rodziny powoduje, że część młodych ludzi przychodzących dziś do seminarium jest słabsza psychicznie niż kiedyś. Choć są oni z pewnością lepiej przygotowani, jeśli chodzi o nowinki techniczne. Ale jakichś wielkich konfliktów pokoleniowych nie widzę. Za to wielu z nich nie wyniosło z domu rodzinnego poczucia wspólnoty. Ten deficyt staramy się wyrównywać w seminarium.