Boże puzzle

Ks. Rafał Kowalski; GN 8/2012 Wrocław

publikacja 01.03.2012 07:00

- Media tak obrzydziły wszelkie autorytety, że one mogą zostać odbudowane przez ludzi świeckich, którzy powiedzą: „Dość sprowadzania Kościoła do piwnicy” - mówią Lucyna i Krzysztof Hnatiowie. Właśnie rozpoczynają ewangelizację w swoim mieście.

Boże puzzle ks. Rafał Kowalski/ GN – Najlepsze, co możemy zrobić dla innych, to zaproponować im Jezusa, który zbawia – mówią państwo Hnatiowie.

Wyznają, że zawsze chcieli robić coś, co przekracza świat i rzeczywistość, w której są zanurzeni. – Praca, jedzenie, spanie, odpoczynek i zabawa to za mało, bo to wszystko w pewnym momencie się kończy – tłumaczą, dodając, że już dawno przekonali się, że najlepsze, co mogą zrobić dla drugiego człowieka, to zaproponować mu Jezusa, który zbawia. – Nie robimy nic nadzwyczajnego. Mówimy tylko, że skoro On zmienił nasze życie, jest w stanie zmieniać życie innych.

Jezus i pani z baru

W latach 90. XX w., kiedy w Polsce następował rozkwit ruchów charyzmatycznych, byli młodym małżeństwem. – Dzieci były małe. Nie mieliśmy samochodu. Kontakt z Wrocławiem, gdzie odbywały się spotkania różnych wspólnot, był utrudniony – mówi Lucyna Hnatio, podkreślając, że miała wówczas pretensje do Pana Boga, że nie ma takiej możliwości zaangażowania się w działalność tych ruchów, jakiej by oczekiwała. – Czytam, że robotników mało, jestem gotowa, a On mnie nie bierze do pracy – wspomina z uśmiechem. Przyznaje jednak, że kiedy patrzy na swoje życie z perspektywy czasu, widzi, jak Bóg układał z poszczególnych elementów piękny obraz. – Domowy Kościół, praca w poradni rodzinnej i nawet czas pustyni, kiedy nie angażowaliśmy się w działalność żadnej wspólnoty – to wszystko były małe puzzle. Dziś pragnienia, które miałam w sercu, zrealizowały się. Zakochałam się w Jezusie, tak jak zakochałam się w mężu – i chcę być blisko Niego – wyznaje.

Państwo Hnatiowie trafili do wspólnoty Koinonia Jan Chrzciciel. Znali ją od dłuższego czasu. – Mieliśmy wielu znajomych, którzy angażowali się w życie tej wspólnoty. Byliśmy jej sympatykami. Uczestniczyliśmy w różnych spotkaniach. Tym, co pośrednio pomogło im podjąć decyzję, była… utrata pracy przez Krzysztofa, a właściwie nowe stanowisko, które objął po tym, jak został zwolniony z funkcji prezesa jednej z wrocławskich firm. – Nowe biuro znajdowało się przy pl. Solidarności. Wyskakiwałem na obiady do pobliskiego baru. Moją uwagę przykuło Pismo Święte, które często widziałem u pracującej tam kobiety – wspomina. Pewnego dnia nawiązali rozmowę i okazało, że mają wspólnych znajomych. Kluczem była Koinonia, do której ona należała już od dłuższego czasu. – To na pewno pomogło nam dojść do miejsca, w którym jesteśmy. Czuliśmy wciąż, że potrzebujemy wspólnoty, by działać w środowisku wiary.

Jezus i 15 dziewczyn

Ich dom zawsze był otwarty dla innych. Kiedy w archidiecezji rozpoczął działalność ośrodek adopcyjny, pojawiały się w nim młode dziewczyny w stanie błogosławionym, które prosiły o znalezienie lokum do czasu porodu. Najczęściej wynikało to z tego, że rodzice nie mogli pogodzić się z ciążą córki. Chodziło zatem o to, by dziecko  przyszło na świat. Matka oddawała je do adopcji i nikt nie wiedział, co się stało. – Po konsultacjach z domownikami doszliśmy do wniosku, że mamy wystarczająco miejsca i jeden pokój możemy odstąpić. To było zupełnie spontaniczne – wspominają.

Do tej pory schronienie pod ich dachem znalazło 15 dziewczyn. – Niektóre z nich były bardzo otwarte, rozmawiały z nami. Większość jednak zamykała się w sobie i spotykaliśmy się jedynie przy posiłkach – mówią, podkreślając, że nigdy nie oceniali postępowania swoich „podopiecznych”. – To było – może nie do końca świadome – działanie w duchu Koinonii, która nikogo nie odrzuca. Nie jest tak, że przychodząc do wspólnoty, człowiek musi być czysty, idealny i bezgrzeszny. Patrzymy na drugiego nie poprzez grzech, który go dotknął, ale poprzez zmartwychwstałego Jezusa, który ten grzech odkupił. Wspólnota jest miejscem, w którym można na nowo odnaleźć Boga – zauważa Krzysztof. Podkreśla, że nigdy nie przeliczali, ile ta pomoc będzie ich kosztowała. – Może to wynika z faktu, że zawsze cieszyliśmy się tym, co mamy – mówi. – Nigdy nie patrzyłem na świat przez pryzmat tego, ile kto ma.

Nie mogę milczeć

Lucyna i Krzysztof mają za sobą pierwszy kurs ewangelizacyjny, który za zgdodą proboszcza i przy pomocy ludzi ze wspólnoty przygotowali dla mieszkańców Oleśnicy. Jak mówią, to dopiero początki. Są bowiem przekonani, że dziś do wielu bardziej przemawia świadectwo świeckich niż to, co głoszą duchowni. Twierdzą, że opowiadanie o dziełach, których Bóg dokonał w ich życiu, jest odpowiedzią na kłamstwa odciągające ludzi od Jezusa. – Świeccy nie mogą być nieczynni – podkreślają. Ks. Rafał Kowalski

Krótko i na temat

Początki Koinonii Jan Chrzciciel  to lata siedemdziesiąte XX w. i działalność o. Ricardo Arganaraza, który zamieszkał razem z trzema pierwszymi członkami wspólnoty,  by oddać się modlitwie, żyć w czystości i ubóstwie. z czasem do wspólnoty – przez modlitwę, spotkania, a potem także wspólne apostolstwo – przyłączyły się osoby żyjące w małżeństwie i niemieszkające z celibatariuszami. Tak zrodziło się nowe dzieło, obejmujące wszystkie stany – otwarte dla każdego. Dziś domy wspólnoty znajdują się w 5 krajach europy, a także w USA, Meksyku i Izraelu. Każdy członek Koinonii przeznacza minimum godzinę dziennie na modlitwę. wspólnota znana jest także z zaangażowania w nową ewangelizację. Więcej informacji: www.koinoniagb.pl.

 

Może i ty byś spróbował

Wszystkich, a szczególnie mieszkańców Oleśnicy i okolicznych miejscowości Lucyna i Krzysztof zapraszają na Dom Modlitwy w każdy czwartek o godz. 18. informacje tel. 601 770 990.