Nie, dziękuję

Agnieszka Małecka; GN 8/2012 Płock

publikacja 26.02.2012 07:00

Czasem praca ludzi, którzy starają się zmniejszyć społeczne skutki alkoholizmu, wydaje się walką z wiatrakami. A jednak gdyby tak było, nikt nie działałby na tym polu kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Jak mówi jeden z duszpasterzy trzeźwości w naszej diecezji, każde działanie, także modlitwa, ma sens.

Nie, dziękuję Agnieszka Małecka/ GN Kościół od lat wskazuje drogę szerzenia kultury i życia w trzeźwości, a Wielki Post, poprzedzony wspomnianym Tygodniem Modlitw, jako odpowiedni czas do rezygnacji z używek.

Był jesienny wieczór w jednym z wielu podobnych do siebie miasteczek na Mazowszu. Na mityngu anonimowych alkoholików, na którym wyrażono zgodę na rejestrowanie świadectw, Rafał, trzeźwiejący alkoholik, opowiadał najważniejszą walkę życia – z nałogiem. W swojej opowieści sięgał do czasów dzieciństwa, bo terapia uświadomiła mu, że wtedy wszystko się zaczęło.

– Pamiętam, że w moim rodzinnym domu zawsze stał gąsior z winem, zawsze miałem dostęp do alkoholu. To było normalne. Patrząc z perspektywy wiem, że gdyby oni wiedzieli, jak się moje losy potoczą, na pewno by mi tego wina nie dali. Później popijałem, nie zdając sobie z tego sprawy. W wieku 10 lat piłem piwo grzane z jajkiem. Pierwszy raz się upiłem winem na Komunii swojej siostry, miałem wtedy 11 lat – wspominał. Kolejne lata przyniosły rozsmakowywanie się w różnych trunkach; nikt wtedy w porę nie uświadomił mu, że już w momencie dorastania można się skutecznie uzależnić. Niestety ciągle wydaje się, że nie dość przypominania, o problemie alkoholizmu i takich apeli, jakie na miniony Tydzień Modlitw o Trzeźwość Narodu, pod hasłem „Miłość jest trzeźwa”, skierowali do wszystkich wierzących polscy biskupi. Napisano w nim, że to rodzina jest wyjątkowo wrażliwa na skutki nadużywania alkoholu. „Wiele małżeństw rozpada się z tego powodu, a dzieci narażone są na powtórzenie szkodliwych zachowań rodziców” – przypomniał Zespół Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości. Są na to co najmniej dwa skuteczne lekarstwa: abstynencja, choćby czasowa i modlitwa.

Wyhamować innych
W Sońsku, w parafialnym archiwum, jest wyjątkowy dokument, który robi wrażenie – Księga Bractwa Trzeźwości, oddanego niejako pod opiekę Matki Bożej Gromnicznej, a założonego w 1857 r. przez ks. Wincentego Podbielskiego. Można w niej odnaleźć nazwiska ponad 1500 mieszkańców tej parafii płockiej diecezji, którzy podejmowali abstynencję. Ktoś powie – dawne czasy. Dziś wyrzeczenie się alkoholu, poza oczywistym kosztem rezygnacji z przyjemności, budzi różne reakcje i oceny, a osoby, które je podejmują, obawiają się czasem pewnej stygmatyzacji, wynikającej z uproszczonego spojrzenia: „nie pijesz? pewnie dlatego, że jesteś alkoholikiem i się leczysz”. Ale prawda jest taka, że abstynencję podejmują także osoby, które nie były nigdy uzależnione, natomiast ich wybór wiąże się z jakąś ofiarą, intencją, albo określonym stylem życia, czy formacją. Tak dzieje się w środowisku oazowym, który był kolebką Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, czy w ruchu harcerskim. Natomiast w przypadku osób uzależnionych abstynencja jest nie tylko koniecznością, ale i znakiem zwycięstwa, chociaż mierzonego w odcinkach – godzinach, dniach, tygodniach i latach. – Warto być abstynentem. W początkowym etapie bywa trudno, ale mogę powiedzieć, że później już nie. Ja po prostu tak żyję, tak funkcjonuję. Myślę, że swoją postawą mogę też wyhamować innych – zauważa Wanda Śniegocka z Drobina, prezes Katolickiego Stowarzyszenia Pomocy Osobom Uzależnionym i ich Rodzinom „Filadelfia” w diecezji płockiej.

Jest problem
Ile osób, leczących się z choroby alkoholowej, tyle piciorysów, ale w każdym z nich pojawiają się podobne mechanizmy. Istnieje też powszechnie znana prawidłowość, że dzieci z rodzin, gdzie nadużywa się alkoholu, są bardziej podatne na popadanie w nałóg. Specjalista psychoterapii uzależnień Urszula Dera, pracująca od 30 lat z osobami uzależnionym i ich rodzinami, mówi o niebezpiecznym przesunięciu granic. – Gdy analizuję problem, jak to się dzieje, że dzieci i młodzież, które doświadczyły tyle krzywdy w środowisku rodzinnym, dotkniętym chorobą alkoholową, potem powielają ten sam schemat i popadają w uzależnienie, zauważam że one mają zmniejszoną czujność, że coś jest nie tak. Środowisko rodzinne znosi wyczulenie i sprawia, że nie widzi się ważnej granicy. Na podstawie moich doświadczeń mogę powiedzieć, że młodzi ludzie, którzy dorastają w rodzinach dotkniętych alkoholizmem, zarzekają się, że nie będą tacy, jak ich pijący ojciec, czy matka. Jednak potem wchodzą w środowisko rówieśnicze, gdzie często pije się piwo, które jest dziś bardzo modne wśród młodych ludzi, i nie chcąc być inni, też po nie sięgają – wyjaśnia psychoterapeutka. Podkreśla, że takie osoby, doświadczając w domu rodzinnym codzienności z nadużywaniem alkoholu, nie uważają wypicia jednego, dwóch piw za niebezpieczne, bo to nie przypomina uzależnienia osoby z rodziny. Jej zdaniem, w tym procesie ważne jest środowisko rówieśników.

Korzeń problemu tkwi jednak w rodzinie, dotkniętej tym problemem. – Dzieci są najsłabszą istotą w społeczeństwie i jeśli w domu rodzinnym jest problem z alkoholem, one są niejako na niego skazane. Dom to poczucie bezpieczeństwa, więc alkoholizm w rodzinie im to odbiera – zauważa Wanda Śniegocka, która kieruje też z ramienia koła „Filadelfii” świetlicą środowiskową w Drobinie, gdzie czas pozaszkolny spędza około 20 dzieci młodszych i starszych. – Te dzieci biorą na swoje kruche barki czasem cały obowiązek i odpowiedzialność za rodzinę. Bardzo często jest tak, że dziecko z rodziny, gdzie jest alkohol, nie spotykając się z pomocą ze strony dorosłych, na pewnym etapie poddaje się i brnie w to samo. Zwykle ma kompleksy i kiedy wchodzi w dorosłość, maskuje je jakąś negatywną postawą; najczęściej jest nią agresja.

Cicha prawda
Czy w ogóle można wygrać walkę z alkoholizmem w znaczeniu społecznym? Szefowa „Filadelfii” zwraca uwagę, że potrzeba współpracy wszystkich instytucji, aby podeszły do problemu poważnie. – W sprawniejszym działaniu przeszkadza urzędowy hamulec – mówi. – Bywa niestety tak, że osoby, które pracują w takich instytucjach, nie widzą realnego problemu, nie doceniają jego wagi. Zauważają go dopiero wówczas, kiedy widać, że to dotyka człowieka, a szczególnie najsłabszych, czyli dzieci.

Kościół od lat wskazuje drogę szerzenia kultury i życia w trzeźwości, a Wielki Post, poprzedzony wspomnianym Tygodniem Modlitw, jako odpowiedni czas do rezygnacji z używek. – Wciąż jest za mało modlitwy wspólnot parafialnych w tej intencji – zwraca uwagę ks. Zbigniew Kaniecki, duszpasterz ds. trzeźwości w diecezji płockiej. Chodzi o to, aby w każdym dekanacie, w jednej parafii raz w miesiącu była odprawiana o stałej porze Msza św. w tej intencji. Tak już dzieje się w wielu dekanatach diecezji, ale jeszcze nie wszystkich. – Najważniejsze, żeby była, bo jest okazją, gdy ktoś, kto potrzebuje pomocy, może przyjść do księdza, a duszpasterz będzie wiedział, gdzie pokierować taką osobę, w zależności od potrzeby: czy do leczenia odwykowego, czy na grupę samopomocy – wyjaśnia ks. Kaniecki.

– Kiedyś były u nas takie Msze św., na które przychodziło wielu ludzi z AA i Al-Anon, z całego miasta – wspomina Maria Jaskot z Ciechanowa. Dziś wielu osobom tego brakuje. Pani Maria wierzy w moc modlitwy. Jest zelatorką koła różańcowego, które modli się w intencji trzeźwości, przy parafii św. Tekli. Pod koniec Tygodnia Trzeźwości, w piątek członkinie róży prowadziły też w parafii czuwanie, które zwykle przygotowuje Apostolstwo Modlitwy. Od co najmniej 10 lat Msze św. w intencji trzeźwości są w parafii w Miszewie Murowanym, gdzie proboszczem jest ks. Stanisław Dziekan. W Wielkim Poście codziennie odmawiany jest tu Różaniec w tej samej intencji, a od Wielkiej Nocy do końca września będzie jak co roku Apel Jasnogórski. Taka Eucharystia sprawowana jest też w Zatorach, w każdą pierwszą sobotę miesiąca. – Przychodzą na nie rodziny bardzo dobre, ale dotknięte chorobą alkoholizmu – mówi proboszcz ks. Walerian Niewiadomski. Odprawiana jest też Droga Krzyżowa w tej intencji, prowadzona przez młodzież i dzieci, która gromadzi wielu parafian.

Zdaniem ks. proboszcza, Tydzień Modlitw o Trzeźwość jest bardzo potrzebny. – Jeśli o czymś się mówi, to nie pozostaje bez echa i ma swoje przełożenie w praktyce. U nas ludzie się w to angażują, przychodzą, modlą się. Jeśli robi się coś na rzecz trzeźwości, to chociaż jest to drobiazg, ma to sens. Abstynencja i ludzie zachowujący trzeźwość, to cicha prawda, o której się nie mówi, której nie nagłaśnia.