Kropidło w ruch

Ks. Włodzimierz Piętka; GN 3/2011 Płock

publikacja 19.01.2012 23:00

Dobiega końca wizyta duszpasterska w parafiach naszej diecezji. Czy tegoroczne spotkanie z duszpasterzem zaowocuje zbliżeniem na linii rodzina-parafia, wszak hasło tego roku jest poważnym wyzwaniem: „Kościół naszym domem”.

Kropidło w ruch Agnieszka Kocznur/ GN Na kolędzie rodzinny stół staje się domowym ołtarzem.

Warto przypomnieć raport z badań postaw religijno-społecznych mieszkańców diecezji płockiej, który został opublikowany przed dwoma laty przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego. Wynika z niego, że „w parafiach funkcjonują zazwyczaj relacje formalne. Parafia jest instytucją Kościoła i wierni swoją więź z parafią realizują poprzez wymagane praktyki religijne, akcję charytatywną oraz świadczenie pewnej pomocy materialnej. Z księżmi nie utrzymują relacji nieformalnych, o czym świadczy brak kontaktu nawet w trudnych sytuacjach życiowych, kiedy wierni przeżywają jakieś problemy”. Jeśli tak się przedstawia sytuacja, to dla wielu kolęda będzie tylko formalną wizytą funkcjonariusza kościelnego w sutannie i pobraniem odpowiedniej koperty.  Tymczasem właśnie ta wizyta może być szansą do zmiany i do zbliżenia. – Liczę, że po kolędzie wierni będą się stawali bardziej odpowiedzialni za Kościół i bardziej świadomi bycia jego członkami. Wreszcie, że zrozumieją, iż Kościół jest taki, jacy my jesteśmy – akcentuje ks. Roman Bagiński, dyrektor Wydziału Duszpasterskiego Płockiej Kurii Diecezjalnej.

Test na otwartość
Mądra metoda Kościoła, aby odwiedzać i spotykać wiernych sięga bardzo dawnych czasów. Mówi o niej również prawo kościelne: „Proboszcz winien nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza niepokoju i smutku oraz umacniając ich w Panu, jak również – jeśli w czymś nie domagają – roztropnie ich korygować” – czytamy w Kodeksie prawa kanonicznego (kan. 529, par. 1). Tak mądra metoda jest pewna, bo duszpasterz w swej pracy opiera się nie tyle na przybliżonych danych, statystykach, ale na znajomości tysięcy twarzy, ich problemów, warunków życiowych i kondycji wiary.

– Idziemy do ludzi jak do dobrych znajomych. Ze strony księdza jest postawa otwarcia. Dowodem tego w płockiej farze jest parafialny informator duszpasterski „Fanfary”. Od 3 lat zanosimy go do wszystkich rodzin. Informujemy w nim o bieżących sprawach, życiu sakramentalnym, wykonanych pracach materialnych, nowościach. To nasz swoisty raport i test otwartości, a jednocześnie zaproszenie do włączenia się w życie wspólnoty – mówi ks. Wiesław Gutowski, proboszcz parafii św. Bartłomieja w Płocku. Na początek kolędy w najstarszej parafii w Mławie zostało przedstawione sprawozdanie za ostatni rok. Przypomniano najważniejsze wydarzenia i wykonane prace: „Wszystkim, którzy mają udział w tworzeniu życia duszpasterskiego i w trosce o postępy prac w parafii bardzo dziękuję. W ciągu trzech lat zmienił się wygląd kościoła Trójcy Świętej
i jego otoczenie. To znak naszej wspólnej troski o świątynię, która jest najważniejszym domem naszej parafii. Słowa osobistej wdzięczności umieściłem w specjalnej przygotowanym folderze, który każda rodzina otrzyma podczas kolędy. W 2012 r. będziemy kontynuować pracę duszpasterską. (…) Liczymy na większy udział parafian
w grupach duszpasterskich. Mamy kilka sal, które czekają na naszą aktywność. Księża prefekci są pełni zapału do pracy z grupami, za które odpowiadają” – napisał ks. Ryszard Kamiński, proboszcz parafii św. Stanisława. Z kolei w pułtuskiej parafii św. Mateusza na kolędzie księża mówią o projektach i pracach, które mają być wykonane w najbliższej przyszłości. – Liczą się wyzwania, w które angażuje się nie tylko proboszcz, ale w których uczestniczą, i o których wiedzą parafianie. Wyrazem ich akceptacji i odpowiedzialności za wspólnotę są również składane ofiary – podkreślają duszpasterze.

Z kolei w najmłodszej parafii pw. bł. Jana Pawła II kolęda jest trochę dłuższa. – To pierwsze tak osobiste spotkanie z parafianami. W rozmowie zawsze nawiązujemy do sytuacji rodziny. Pytamy, czy akceptują się w nowej wspólnocie. Widzę dużo otwartości i zainteresowania przyszłością naszej wspólnoty wśród wiernych – mówi ks. Sławomir Stefański, proboszcz przy kościele śś. Piotra i Pawła w Pułtusku. – Ci, którzy nas przyjmują, robią to z wielką życzliwością. Jest duża otwartość. Ludzie mówią o bolączkach, żalach, także do księży. To najlepszy moment do osobistej rozmowy i wyjaśnień – dodaje ks. Wiesław Kosek, proboszcz w pułtuskiej bazylice.


Czy razem wierzycie?
Ważny jest początek kolędy. Chodzi o to, aby możliwie cała rodzina była obecna, i by wszyscy: dorośli i dzieci wspólnie się modlili. Niektórzy księża pytają: jaką modlitwę chcecie odmówić? W jakiej intencji? – Podkreślam, że jest to spotkanie z całą rodziną, aby była wspólna modlitwa wszystkich domowników. Chodzi też o to, aby ludzie poznali księdza, a duszpasterz dał się poznać w rozmowie – zwraca uwagę ks. Wiesław Kosek z Pułtuska.

W Żukowie ks. proboszcz Janusz Mackiewicz zanosi do domów egzemplarze prasy katolickiej – m.in. „Gościa Niedzielnego”. – Młode pokolenie, które rośnie, ma coraz mniejszy kontakt z Kościołem. Moje kazania w parafii trafiają do części wiernych i widzę, że Pan Bóg i Kościół coraz mniej ich przyciągają. Jeśli rodzice mają płytką wiarę i nie wiedzą, w co wierzą, nie obronią wiary w swych dzieciach. Wiara nie może być bezmyślna. Jak się przed tym bronić? Proponuję w każdym domu „Gościa”. Nie tylko zostawiam gazetę. Nawiązuję w rozmowie, zachęcam do otwarcia, poczytania. Jeśli chcesz wiedzieć, czytaj, zainteresuj się, co się dzieje, i co o tym mówi wiara, Kościół – podkreśla ks. proboszcz z Żukowa.

Śmiać się czy płakać
Ludzie, w większości, są starannie przygotowani do kolędy. Czasami długo czekają na księdza. Dawniej zdarzało się, że straszono księdzem dzieci. Te wtedy chowały się, uciekały do drugiego pokoju, ale czasami nawet dorośli mają podobne śmieszne zachowania. Scenka z tegorocznej kolędy w jednej z parafii: w bloku ksiądz przechodzi  od drzwi do drzwi. Puka do kolejnych i słyszy męskie głosy, które mówią po cichu: „To ksiądz!” – „Nie otwieraj mu!”. Ks. Sławomir Stefański z Pułtuska pamięta przypadek, jak na jego pozdrowienie: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” – ktoś poważnie odpowiedział: „i vice versa, proszę księdza”. Sympatyczne i czasami śmieszne jest zachowanie dzieci. Ks. Wiesław Gutowski z Płocka wspomina, jak przepytywało go kiedyś małe dziecko. Pokazując na stułę, zapytało: „Dlaczego masz taki długi szalik?”, a gdy ksiądz pokropił wodą święconą: „dlaczego mnie pochlapałeś?”. Wreszcie na pytanie księdza: „Czy jesteś grzeczny?”, dziecko – „Czy możemy teraz o tym nie rozmawiać?”.

Wiele starych zwyczajów kazało przeżywać dzień kolędy jak święto. Wszystko miało wtedy swój sens: każdy szczegół, przyjście księdza i wspólna modlitwa. Wszystko miało swój sens, jeśli była wiara. Ale dzisiaj zdarza się również, że ktoś przygotowuje się do kolędy i zabobonnie patrzy na pewne elementy. Jakie jest przerażenie niektórych, gdy na przykład zgaśnie świeca na stole, gdy przyjdzie ksiądz, albo gdy rozleje się woda święcona nalewana na talerzyk. – Co to znaczy – pytają wtedy z trwogą. – Nic nie znaczy! Liczy się tylko błogosławieństwo, które z wiarą przyjmujesz.
 

TAGI: