Dar poniesiony daleko

Ks. Włodzimierz Piętka; GN 01/2012 Płock

publikacja 07.01.2012 07:00

Co prawda bez polskiej kolędy czy choinki, ale z wiarą i radosną pasją płoccy misjonarze uczą świętowania tajemnicy Wcielenia.

Dar poniesiony daleko

Ks. Adam Pergół odprawia Mszę świętą w jednej z 40 misyjnych kaplic. Archiwum ks. Adama Pergóła

W upale, mrozie i w wysokich górach płoccy księża prowadzą pracę misyjną. Odwiedzamy trzech z nich, którzy opowiadają nam o ormiańskim, peruwiańskim oraz zambijskim świętowaniu Bożego Narodzenia i tradycjach z nim związanych. Każdy z nich prosi o wsparcie i o duchową, modlitewną bliskość.

Rozkuć lody, tchnąć ducha
To już piąte Boże Narodzenie i święto Epifanii ks. Rafała Krawczyka w Rosji. Najpierw świętował je z rosyjskimi katolikami, a teraz z wiernymi obrządku ormiańskiego. – Kiedy w Polsce myśleliśmy o Bożym Narodzeniu, przeciętny Rosjanin przygotowywał się do Nowego Roku. Choć w Kościele prawosławnym trwał post bożonarodzeniowy, ludzie hucznie świętowali 1 stycznia. Niestety, jeżeli w kościele ksiądz nie przygotuje specjalnej oprawy: żłóbka, choinek, to ludzie absolutnie nie będą potrafili po chrześcijańsku świętować. Tu nie ma rodzinnego świętowania, tego musi uczyć Kościół. Po raz pierwszy zorganizujemy w tym roku jasełka – podkreśla ks. Rafał Krawczyk.

Ale dla Ormian uroczystość Objawienia Pańskiego jest o wiele ważniejsza od samego Bożego Narodzenia. Świadczy o tym również liczna grupa wiernych w kościele. – Oni wtedy świętują prawdę, że „jesteśmy katolikami”, że „wierzymy”. Najpierw jest odprawiana Msza św. o Objawieniu Pańskim, a następnie przebogata liturgia poświęcenia wody. W tym bogatym rycie ważny jest krzyż, który w czasie uroczystej modlitwy jest trzykrotnie zanurzany w wodzie. Następnie dodawany jest do niej olej krzyżma, na znak obecności Ducha Świętego. Jest wreszcie błogosławieństwo księgą Ewangelii. Tradycją jest, że wierni tę nowo poświęconą wodę zabierają do domu. Kultura Bożego Narodzenia niesie Boże ciepło. Zwłaszcza rosyjski klimat, teraz skuty zimnem, lodem i obojętnością, potrzebuje tego ciepła – podkreśla ks. Rafał.

Zabrakło św. Józefa
Tu Jezus rodzi się w amazońskiej puszczy, w 30-stopniowym upale. Nie słychać polskich kolęd, nie ma tłumów na Pasterce, a mimo wszystko jest Boże Narodzenie – opowiada o peruwiańskich świętach ks. Paweł Sprusiński, od trzech lat misjonarz w Iquitos. Ciepło, które tu mamy (30 stopni i więcej), nie pozwala czuć polskiej atmosfery świąt. Moje obowiązki duszpasterskie są takie same jak w ciągu roku. W same święta niestety ludzie nie mają zwyczaju świętowania w kościele. Ich Boże Narodzenie to duże zakupy, prezenty i fiesta, czyli potańcówka i spotkanie w gronie znajomych. W ubiegłym roku w Wigilię o 9.00 wieczorem miałem rozpocząć Pasterkę (zwaną tu „Misa de Gallo”), ale w kościele było tylko 20 osób. Poza tym proszono mnie, abym opóźnił rozpoczęcie, bo nie przyszedł chłopak, który w teatrzyku bożonarodzeniowym grał św. Józefa. Czekaliśmy ponad 15 minut. W tym czasie do kościoła przyszło kolejnych 100 osób. Jednak św. Józefa wciąż nie było. Jeden z animatorów zgodził się spontanicznie zagrać tę rolę. Ostatecznie spóźniony młody aktor przybiegł do kościoła o 9.45.

Dar poniesiony daleko

Tradycją w Iquitos są przedstawienia w czasie Mszy św., opowiadające historię narodzenia Syna Bożego. Nigdy nie brakuje chętnych dzieci do odegrania nowo narodzonego Jezusa. Archiwum ks. Pawła Strusińskiego

Tak słaba frekwencja na Pasterce jest w każdej parafii Iquitos, gdyż prawie wszyscy są na zakupach. Robią to w ostatniej chwili, bo tego właśnie dnia otrzymują grudniową wypłatę. Na Pasterce nie było dużo ludzi, nie czuło się tego świątecznego nastroju. Na zakończenie Mszy było tradycyjne ucałowanie figurki Dzieciątka w stópkę. Jest to zwyczaj zapożyczony z Hiszpanii, w ten sposób adoruje się  nowonarodzonego. Po „Misa de Gallo” rodziny tradycyjnie zasiadają do świątecznego posiłku, o ile mają pieniądze, żeby tego dnia coś zjeść.

Święto z czekoladą
W Peru święto Trzech Króli obchodzone jest w niedzielę poprzedzającą 6 stycznia. – W mojej parafii duszpasterstwo młodzieży organizuje Bajada de los Reyes, czyli Przyjazd Trzech Króli. W tamtym roku przygotowania utrudniały deszczowa pogoda i niepunktualność niektórych uczestników spotkania. Najpierw były zabawy i gotowanie czekolady. Pomimo ulewnego deszczu, przyszło niemal 300 dzieci, gdyż tyle rozdaliśmy biletów, które służyły do rozlosowania prezentów. Każde z nich dostało kubek ciepłej czekolady i słodkie bułki. Potem zaczęliśmy losowanie i wręczanie prezentów. Z zabawek, które ofiarowali parafianie, zrobiliśmy ponad 160 prezentów. Losowanie trwało około dwóch godzin – ks. Paweł wspomina ubiegłoroczne święto.

Tu wszystko przypomina szopkę
– Tak naprawdę święta nie różnią się wiele od dnia codziennego – mówi ks. Adam Pergół, który od 11 lat pracuje jako misjonarz w Zambii. – Oczywiście, jest uroczysta Msza św., ale poza tym nie ma specjalnie świątecznej atmosfery. W Zambii jest teraz pora deszczowa, drogi do kaplic zamieniają się w grzęzawiska, jest gorąco. Dla naszych ludzi ten czas to sezon siania kukurydzy. Wszystkie skromne oszczędności przeznaczają na zakup nasion i nawozów. Więc nie ma mowy o prezentach, paczkach dla dzieci czy lepszym posiłku. W Boże Narodzenie dzieci przychodzą na misję, prosząc o cukierki. To ich świąteczny prezent. Tegoroczną Pasterkę odprawiłem o godz. 18 w jednej z naszych kaplic w wiosce Tobie, w małym glinianym kościołku pokrytym trawą. Nie trzeba tam budować żłóbka, sama kaplica wygląda jak betlejemska stajenka. W pozostałych, prawie 40 kaplicach naszej misji, ludzie świętowali sami, bez księdza. Tu nie ma całej tej świątecznej, europejskiej otoczki, zakupów, ale jest radość naszych parafian, że Pan narodził się w ich sercach, w afrykańskiej biedzie.