Przepis na młodość

Marcin Wójcik; GN 51-52/2011 Łowicz

publikacja 03.01.2012 07:00

Peterowie są dumni że na Mszy św. beatyfikacyjnej Matki Teresy z Kalkuty użyto ich komunikantów. Chcieliby też policzyć wszystkie łzy, które kapały na ich opłatki.

Przepis na młodość Marcin Wójcik/ GN Halina i Jan Peterowie od 20 lat zajmują się wypiekiem komunikantów i opłatków.

Halina zamyka oczy i widzi tłumy. Polaków, Amerykanów, Litwinów, Holendrów. Wszyscy stoją naprzeciw siebie, ściskają sobie dłonie, patrzą w oczy, trzymają biały opłatek. Nie wiedzą, że wypiekła go firma Haliny i Jana Peterów z Żychlina.

20 lat temu ludzie jeszcze się nie spieszyli tak, jak dziś. Mieli więcej czasu, nikt esemesów nie pisał, w internecie nie siedział, a i pieniądz nie był tak ważny. Wtedy to właśnie Halina postanowiła zrobić coś ze swoim życiem. Nie ma pojęcia, dlaczego, ale pomyślała o maszynie do robienia opłatków. Nie wiedziała specjalnie, jak ona wygląda, jak się robi i piecze ciasto, ale miała silną wolę, by tego wszystkiego się dowiedzieć. Pierwszymi przewodniczkami po świecie opłatków były zakonnice z Łowicza i Płocka. Mówiły: „ Przygotuj mąkę i wodę, zadbaj o gęstość, pamiętaj o temperaturze”. Dzisiaj to Halina i jej mąż mówią swoim pracownikom, ile wsypać mąki.

Jan wieprzowinę chwali

Pod Żychlinem coraz więcej krów na łąkach. Nie, nie mówię o stadach, ale o pojedynczych sztukach. Ludzie chyba zaczęli doceniać, że to, co naturalne, jest zdrowsze. Pewnie, że trzeba się napracować, żeby coś wyhodować, ale warto. Wiem doskonale, jak smakuje ekologiczne mięso. Kilku rolników bierze od nas ścinki opłatków i komunikantów, takie resztki, które do niczego się nie nadają, tylko do utylizacji. Przecież ich nie wyrzucimy ani nie spalimy – to mąka pszenna z wodą. Ścinki wyjątkowo smakują świniom. Później rolnicy częstują nas mięsem. Coś pysznego! To nie to, co ze sklepu. Ale cieszę się, że na łąkach są krowy. Może ludzie więcej czasu poświęcać będą na kontakt z przyrodą, a przez to będą mieć więcej czasu dla siebie. Może rolnicy będą mieć czas, by pójść w Wigilię do obory i podzielić się z krowami. Ci, co mają 100 sztuk i elektryczne dojarki, już nie chodzą. Nowoczesność przyszła do obór i wygoniła stamtąd opłatek. Mimo to, my i tak dalej wypiekamy zielone, różowe i żółte opłatki. Są jeszcze tacy, co dzielą się z krowami.

Halina i harmonijny wypiek

Wypiek jest harmonią, a harmonia to zgranie się kilku elementów naraz. Mam na myśli odpowiednie ilości mąki i wody, temperaturę i czas pieczenia. Gładkie ciasto zależy od tego, czy maszyny są czyste. Ale tak naprawdę wszystko zależy od człowieka, który wypieka. Trzeba to robić sercem, ze spokojem, wolnym umysłem. Nie może być tak, że myśli są gdzie indziej, na przykład przy problemach domowych. Trzeba być przy wypieku fizycznie i duchowo. W przeciwnym razie nie ma tej harmonii i ciasto nie jest takie, jak należy. Albo jest za twarde, albo za miękkie i tylko świnie będą z niego miały użytek.

Nigdy nie traktowaliśmy wypieku opłatków i komunikantów jako biznesu. Jeśli już, to jako pasję. Mamy przede wszystkim świadomość, że nasze hostie i komunikanty przemieniają się w Ciało. Ludzie spożywają Najświętsze Ciało i stają się silniejsi. Przychodzą nieraz do kościoła z daleka, specjalnie po to, by tej siły zakosztować. Jakie to piękne! Nasz chleb zamienia się Ciało. I jak tu mówić o biznesie?

Jan liczy łzy

Przy naszych opłatkach spotykają się ludzie. Niektórzy nie widzieli się od lat, bo przyjechali z daleka. Inni całe wieki nie dzielili się opłatkiem, bo byli ze sobą skłóceni. Wreszcie pękli i przy choince powiedzieli sobie „przepraszam”. Podali sobie dłonie, spojrzeli głęboko w oczy, w których zakręciła się łza. Ciekawy jestem, ile takich łez spadło na nasze opłatki? Na Zachodzie zazdroszczą nam Wigilii. U nich święta są takie sztuczne i puste. U nas jest lepiej, ale zaczynamy się upodabniać do Zachodu. Idziemy za modą, swego nie doceniamy, a cudze chwalimy. Powinniśmy szanować i ratować nasze Boże Narodzenie. Przecież w tym czasie stajemy się młodsi, myślimy o dawnych latach, gdy szliśmy na Pasterkę z całą rodziną i śpiewaliśmy kolędy. Dzięki wspomnieniom przychodzą ci, którzy kiedyś łamali się z nami opłatkiem – nasi bliscy, którzy odeszli do wieczności. Siadają przy wigilijnym stole, czuć ich obecność. Będą przychodzić, dopóki będzie opłatek na stole.

Halina o hipermarkecie

Zaczynaliśmy w mieszkaniu metodą prób i błędów. Mnóstwo ciasta szło do wyrzucenia, zanim nauczyliśmy się tej sztuki. Szybko okazało się, że w mieszkaniu jest za mało miejsca, więc wynajęliśmy pomieszczenia piwniczne przy aptece. Tam już było lepiej, choć nie idealnie. Po latach kupiliśmy działkę i powstał na niej dom i zakład. Mamy kilku pracowników na dwie zmiany. Na naszych opłatkach są różne obrazki. Nasze ulubione zrobił dla nas artysta. To było dawno temu. Dzisiaj takich form już nikt nie robi. Są za to komputerowe i gołym okiem widać, że to już nie jest to. Masówka, a nie rękodzieło. My nie idziemy w ilość, ale w jakość. Nie sprzedaliśmy się do hipermarketów. Chcemy, aby nasze wypieki były rozprowadzane tylko przez Kościół. Dołączamy do opłatków instrukcję, w jaki sposób modlić się na wieczerzy wigilijnej. Taka podpowiedź przydaje się zwłaszcza młodym małżeństwom.

Jan uczy organistów

Przed świętami przyjeżdżają organiści po opłatki. Mówię im nieraz, żeby – chodząc po domach – patrzyli nie tylko na zyski, ale i na to, jak ludzie żyją. Może czasami warto na koniec spotkać się z proboszczem i powiedzieć mu, gdzie przydałaby się pomoc duchowa, a gdzie materialna. Namawiam organistów, aby pakowali opłatki w swoim domu, na stole, przy dzieciach. Niech kolejne pokolenie uczy się, że w Polsce mamy opłatek, przy którego łamaniu ludzie patrzą sobie w oczy.