To nie jest bestia

Christian de Cherge; Ludzie Boga

wydawnictwo.pl |

publikacja 07.12.2011 07:00

Słyszy się, że to są dzikie bestie, że to nie są ludzie, że nie można z nimi pertraktować. Ja z kolei mówię: jeśli tak będziemy mówić, to nigdy nie będzie pokoju. Fragment książki Ludzie Boga publikujemy za zgodą wydawnictwa"Promic".

To nie jest bestia Wydawnictwo "Promic"

Książkę można wygrać w naszym konkursie - wejdź

Możecie sobie mówić: w tym kraju zdarza się dostatecznie wiele morderstw. Skoro raz znaleźliśmy się we własnym gronie, pomińmy to... Przeciwnie, wydaje mi się, że trzeba w tym widzieć jedną z konsekwencji tego, czym dzieliliśmy się do tej pory, ostatecznie bowiem Wcielenie zakończyło się zabójstwem i Odkupieniem, czyli wyzwoleniem nas, ludzi, dokonanym za taką cenę.

Zabójstwo jest więc rzeczywistością obecną w naszej historii świętej. A historia święta wciąż trwa, jest dzisiejszą historią, w której się zanurzamy. W Biblii trzysta razy występuje rdzeń słowa zabijać. Wiele się zabija. Jeszcze mamy odruch bogatego młodzieńca, mówimy sobie: „Co potrzeba, żeby osiągnąć życie wieczne?”. A Jezus odpowiada: „Nie zabijaj itd.” Młodzieniec wtedy mówi: „Tego wszystkiego przestrzegałem od młodości”. Myślę, że jesteśmy gotowi udzielić tego typu odpowiedzi: „To wszystko spełniałem od młodości...”. Przecież nikt z nas w dosłownym znaczeniu nie zabił!

Niedawno zmarły wybitny filozof Emmanuel Lévinas mówił: „Przez to przykazanie moralność weszła na świat. Pierwsze słowo, które mówi mi twarz innego, to prośba o życie: szanuj mnie.”
W naszej Regule św. Benedykta jest rozdział zatytułowany Jakie są narzędzia dobrych uczynków; istnieją więc siedemdziesiąt cztery narzędzia dobrych uczynków, siedemdziesiąt cztery sposoby pełnienia dobrych uczynków. Przede wszystkim należy miłować Boga z całego serca, z całej duszy. Następnie kochać bliźniego jak siebie samego. Następnie nie zabijać. Oto nakazuje się mnichom, żeby nie zabijali! Zdarzało się, że mnisi zabili swojego opata, ale to się tak często nie zdarza.

Dalej w Ewangelii, w Kazaniu na Górze (zob. Mt 5, 1 — 7, 28), zatrzymujemy się na błogosławieństwach. To wyższa szkoła jazdy, to nasza karta. Rozpoznajemy się w tym. Ale to dopiero początek, potem następuje: „Wy jesteście solą ziemi [...], światłem świata”; dalej: „Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić [...]”. I oto schodzimy na dół, Jezus cytuje prawo: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!...”. Jezus widzi potrzebę sprowadzenia nas z powrotem do sedna i od tego zaczyna. Pomija cztery pierwsze przykazania i przechodzi od razu do piątego.

Śmierć dostała się na świat przez zabójstwo. Pierwszym zabitym w naszej historii świętej jest Abel. Braterstwo weszło w historię przez Kaina i Abla, a śmierć przez zabicie brata. Być może można powiedzieć, że w zabójstwie brata szło o zabicie syna, syna jednego ojca, Syna Ojca. Można też powiedzieć, że przed zabiciem Abla nastąpiło to śmiercionośne przedsięwzięcie, które nosi miano grzechu, ostatecznie bowiem czynić dzieło śmierci to chcieć wygnać Boga poza własny horyzont, samemu zaś zająć Jego miejsce. Przed zabiciem brata być może nastąpiło zabicie Ojca... Sięgnijcie do wspaniałego rozdziału 3. Księgi Rodzaju, do tekstu o grzechu pierworodnym. Chodzi dokładnie o postawienie siebie na miejscu Boga. Tej rady udziela ten, kto od początku jest zabójcą.

Kiedy Jezus stawia czoło śmierci, wyzwala nas od czynu zabójstwa, od wspólnictwa w zabójstwie. Jest Synem, który wybiera życie z Ojcem i życie z braćmi. Mówi nam wówczas: „Nie bójcie się tych, którzy mogą zabić ciało (i podaje przykład), ale bójcie się tych, którzy mogą zabić duszę...”. Istnieją bowiem różne rodzaje zabójstwa. Można zabić przez przypadek, niechcący, w uzasadnionej obronie itd. Ale dobrze zdajemy sobie sprawę, że można też zabić inaczej – zemścić się na ciele zmarłego, znęcać się nad jego zwłokami, a to już oznacza zabicie dwa razy!

W Nowym Testamencie jest mowa o tym, że Jezus zabił, a dokładniej: „[...] w sobie zadał śmierć wrogości” (Ef 2, 16). „Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego” (1 J 3, 15). W ten sposób jesteśmy zagrożeni zabójstwem i zagrożeni śmiercią. Trzeba by zapytać siebie samego: czy wykorzeniłem z serca wszelką formę nienawiści? Nie możemy żyć w aktualnym kontekście, pragnąc pokoju i życia, jeśli nie pójdziemy do samego kresu tego... A nikt nie może powiedzieć, że tam doszedł. Każdy, kto nienawidzi swojego brata, jest zabójcą.

Nic tak nie pozwala odkryć, gdzie niekiedy może kryć się zabójstwo jak życie wspólne, życie w społeczeństwie, życie w rodzinie. Język przychodzi nam tutaj z pomocą. Mówi się przecież o raniących słowach, zabójczych stwierdzeniach, złowieszczym milczeniu, piorunującym wzroku, o spojrzeniu, które mogłoby zabić, o bratobójczych gestach... A potem się depcze, zrywa, odcina, usuwa... We wszystkich językach muszą istnieć odpowiedniki takich określeń. Jest tyle sposobów, żeby zranić, czasem śmiertelnie.

Jeśli znowu sięgniemy do Kazania na Górze, do fragmentu, w którym Jezus zaczyna omawiać swoje przykazania, dowiemy się: „Jeśli twój brat ma coś przeciw tobie, najpierw idź do niego i się pojednaj; jeśli twój brat ma ochotę cię zabić, ty pierwszy idź do niego”. I sam Bóg zapłacił przykładem z Kainem: w tej samej chwili napotykamy pierwsze zabójstwo i pierwszą modlitwę, pierwsze przebaczenie, pierwsze miłosierdzie (Rdz 4); Pan daje znamię Kainowi. Podobnie dalej (Rdz 9), kiedy Bóg zawiera przymierze z Noem: „Upomnę się też u człowieka o życie człowieka i u każdego – o życie brata. [Jeśli] kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na obraz Boga”.

Jeśli istnieje zakaz zabójstwa, to dlatego, że zabijając, zabijamy obraz Boga. W każdym człowieku jest coś wiecznego, co sięga głębiej niż zabicie człowieka, dlatego nie mogę sam sobie wymierzyć sprawiedliwości. Tak samo mówił Emmanuel Lévinas: zbliżyć się do swojego bliźniego znaczy stać się stróżem swojego brata; być stróżem swojego brata znaczy stać się jego zakładnikiem. Właściwie uporządkowana sprawiedliwość zaczyna się od innego człowieka. Także i tutaj mogę się odwołać do paru momentów naszego doświadczenia.

Spędziłem kwadrans w cztery oczy z zabójcą dwunastu Chorwatów, Sayahem Attiahem, który był głównym dowódcą GIA w naszych stronach. Tak nam się przedstawił. Przyszedł, żeby zażądać konkretnych rzeczy. Był uzbrojony, miał sztylet i karabin maszynowy. W sumie było ich sześciu, zjawili się w nocy. Najpierw  Sayah zgodził się wyjść z domu, gdyż nie chciałem rozmawiać z uzbrojonym człowiekiem w domu, którego powołaniem jest pokój. Rozmawialiśmy więc na zewnątrz... W moich oczach on był bezbronny. Staliśmy twarzą w twarz. Wymienił trzy żądania i trzy razy mogłem odpowiedzieć: „Nie” albo: „Nie w ten sposób”. Wyraźnie powiedział: „Nie masz wyboru”, a ja odpowiedziałem: „Mam wybór”. Nie tylko dlatego, że byłem stróżem moich braci, ale także dlatego, że w rzeczywistości byłem również stróżem tego brata, który stał przede mną i który musiał mieć możliwość odkrycia w sobie czegoś innego niż to, czym się stał. I coś z tego się ujawniło, w miarę jak się wycofywał, kiedy uczynił wysiłek, żeby zrozumieć.

Słyszy się, że to są dzikie bestie, że to nie są ludzie, że nie można z nimi pertraktować. Ja z kolei mówię: jeśli tak będziemy mówić, to nigdy nie będzie pokoju. Wiem, że poderżnął gardło stu czterdziestu pięciu ludziom... Ale od kiedy nie żyje, próbuję sobie wyobrazić jego wejście do raju, i wydaje mi się, że w oczach dobrego Boga mam prawo przedstawić na jego korzyść trzy okoliczności łagodzące:

  • pierwsza to fakt, że nas nie zabił;
  • druga: wyszedł, kiedy go o to poprosiłem. A potem, kiedy umarł parę kilometrów od nas, był ranny i konał przez dziewięć dni. Ponieważ zgodził się nie wzywać do siebie naszego lekarza – lekarz nie powinien od nas wychodzić, bo jest zbyt stary – więc to było dla niego jasne, toteż po niego nie przyszedł;
  • trzecia: po naszej nocnej rozmowie powiedziałem mu: „Właśnie się przygotowujemy do obchodów świąt Bożego Narodzenia, dla nas są to narodziny Księcia Pokoju, a wy tak przychodzicie, uzbrojeni!”. Odpowiedział: „Przepraszam, nie wiedziałem...”.

Nikogo nie kryję... Nie do mnie należy sądzić, każda z jego zbrodni jest straszna, ale to nie była dzika bestia. Teraz kolej na Boże miłosierdzie.

Kiedy indziej „gościliśmy” inną grupę, także w nocy. Chcieli zatelefonować. Trzeba było bardzo ograniczać, dyskutować. Kiedy jest broń, to nie takie łatwe... W końcu skorzystali z naszego telefonu bezprzewodowego, ale poza domem, a myśmy byli przez cały czas obecni tam, gdzie telefonowali. My, czyli X. i ja. Przez cały czas, kiedy próbowali uzyskać połączenie, co było trudne z powodu burzy, powiedzieliśmy sobie wiele rzeczy. X., który był nieco spięty i który dużo pali, poprosił o pozwolenie na papierosa. Wtedy najważniejszy dowódca powiedział, że to haram, zakazane. Zaczął to rozwijać: prorok tego zakazał itd. W końcu mu powiedziałem: „Proszę mi pokazać jeden tekst hadisu czy Koranu, który zabrania papierosów, to panu uwierzę, ale mogę pana zapewnić, że to nie jest napisane. Po prostu, wkłada pan to w usta dobrego Boga – wielu z nas tak robi – ale to nie jest napisane”. Cisza... Trzy minuty później X. spokojnie zapala zapałkę, przypala papieros i mówi: „To, co jest haram, to zabić innego człowieka”. Miałem poczucie, że w jednej chwili została powiedziana cała Ewangelia. Wywołało to dyskusję, ale...

Tutaj także widzę trzy konsekwencje, jeśli chcemy w to wejść:

Pierwsza konsekwencja dotyczy męczeństwa

To, co nazywamy męczeństwem, to życie oddane za wiarę aż po przelanie krwi. Wszędzie są męczennicy. W tym kraju wszyscy, którzy zginęli gwałtowną śmiercią, są uznawani za szuhada.
Nie mówmy zbyt wiele o naszych. Jeśli o nich mówimy, to nie zapominajmy, że pierwszymi męczennikami tego konfliktu było dwunastu Chorwatów. Oni są męczennikami w chrześcijańskim rozumieniu tego słowa, zostali zamęczeni, zamordowani, poderżnięto im gardła w ich bazie, gdyż byli chrześcijanami. Potem byli zakonnicy: jedenaścioro braci i sióstr. Wszystkich gościłem, widzę ich w ich ostatnich chwilach, żyjących dokładnie tak samo jak chwilę wcześniej. Umieszczam z powrotem ich ostatnią chwilę w logice wszystkiego, co było przedtem. Ważne jest dla mnie to, że wszyscy zostali zamordowani w miejscu, w którym żyli, w trakcie tego, co zazwyczaj robili, będąc, kim zazwyczaj byli.

Często nam mówią: to niezwykłe, to wspaniałe... Zostawmy to. Pewne kazanie św. Tomasza Becketa, który w końcu został zamordowany, poucza, że chrześcijańskie męczeństwo to nie przypadek, a tym bardziej męczeństwo chrześcijanina nie może polegać na wysiłku woli człowieka, który chce zostać męczennikiem. Męczeństwo nigdy nie jest ludzkim zamysłem. Prawdziwym męczennikiem jest ten, kto stał się narzędziem Boga, kto zatracił swoją wolę w woli Boga. Męczennik już niczego nie pragnie dla siebie, nawet chwały zniesienia męczeństwa.

I w gruncie rzeczy to bardzo jasne, że nie możemy pragnąć tej śmierci, nie tylko dlatego, że się jej boimy, ale dlatego, że nie możemy pragnąć chwały, która zostałaby zdobyta za cenę zabójstwa, która z człowieka, któremu ją zawdzięczam, uczyniłaby zabójcę. Bóg nie może do tego dopuścić: przykazanie „nie zabijaj” spada na mojego brata, a ja muszę zrobić wszystko, żeby kochać go na tyle, by odwieść go od tego, co miałby ochotę popełnić.

Na tyle kocham wszystkich Algierczyków, że nie chcę, aby chociaż jeden z nich był Kainem swojego brata. Jednakże z góry powierzam miłosierdziu Ojca tego, który w swojej źle oświeconej wolności miałby stać się zabójcą. Jeśli zaś zaatakowałby mnie, chciałbym móc powiedzieć, że nie wiedział, co czyni, przyznać mu wszystkie okoliczności łagodzące.

Druga konsekwencja: modlitwa za nieprzyjaciół

W dalszym ciągu Kazania na Górze Jezus mówi: Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują.

Drugą konsekwencją jest więc wymaganie modlitwy. Czy modlimy się dostatecznie dużo, na wszystkie strony, bez granic, za tych i za tamtych? Św. Paweł mówi nam wyraźnie w Liście do Rzymian: „W ucisku bądźcie cierpliwi, w modlitwie – wytrwali”. Wytrwamy tylko wtedy, jeśli będziemy się modlić. A możemy modlić się, przede wszystkim wyznając to, co jest w nas złe – wyrzekając się naszej przemocy, naszych uprzedzeń, naszego odrzucenia.

Po odwiedzinach w Boże Narodzenie potrzebowałem dwóch, trzech tygodni, żeby powrócić z otchłani mojej własnej śmierci. Śmierć przyjmuje się bardzo szybko, niech to was nie niepokoi, ale żeby potem stanąć na nogi – na to już trzeba czasu. Później sobie powiedziałem: ci ludzie, ten facet, z którym miałem tak dramatyczną rozmowę, jak się mogę za nich i za niego modlić? Nie mogę poprosić dobrego Boga: zabij go. Ale mogę prosić: rozbrój go. Potem sobie powiedziałem: czy mam prawo prosić: rozbrój go, jeśli nie zacznę od prośby: rozbrój mnie i rozbrój nas we wspólnocie. To moja codzienna modlitwa, po prostu dzielę się nią z wami.

I w takiej chwili jakże bliska nam staje się modlitwa psalmami. Czasami wydają się nam one surowe, ale tutaj jesteśmy w samym środku psalmów. „Wspomnij, jak stawałem przed Tobą, aby się wstawiać za nimi” (Jr 18, 20). To był Jeremiasz, z przedwczorajszego czytania.

Trzecia konsekwencja: przebaczenie

Odpuść nam, jako i my odpuszczamy. Wejść w proces przebaczenia. To jest wciąż Kazanie na Górze. Wejść w swoim wnętrzu w proces przebaczenia.

Trochę podśmiewaliśmy się z owej rahma, z tej łaski, której miałaby udzielać władza; miłosierdzie nigdy nie powinno skłaniać nas do śmiechu. Brat Henri, który świetnie wiedział, że porusza się po niepewnym gruncie, w ostatnim liście, który napisał do mnie w lutym, wyznał: „W naszych codziennych relacjach stawajmy otwarcie po stronie miłości, przebaczenia, komunii, przeciwko nienawiści, zemście, przemocy”.

Czytaliście przesłanie kardynała Arinze’a na święto Eid al-Fitr, skoncentrowane na przebaczeniu:

Przyjęcie przebaczenia i udzielenie przebaczenia swojemu bliźniemu idą w parze, i wymagają przebycia długiej drogi. Musimy przebaczać sobie nawzajem, z głębi serca. Rzeczywiste pojednanie i wspólna wola zbudowania lepszego świata dla przyszłych pokoleń. Czujemy się niezdolni do podjęcia takiego planu, jeśli w nasze serca nie wkroczy Bóg.

Oto życzenia, jakie nasz Kościół uznaje za możliwe skierować do muzułmanów, ale w rzeczywistości, po stronie chrześcijańskiej, Kościół ma tylko nas, tylko my możemy odpowiedzieć na te życzenia. Kościół nas zobowiązuje.

Wysłałem te życzenia do imama z pobliskiej wioski Draa Essamar, który od dwóch lat pisze do nas na Boże Narodzenie. Odpisuję mu wtedy, a w tym roku napisałem do niego na Aid i wysłałem mu życzenia kardynała Arinze’a. To człowiek, którego jeszcze nie znam. Odpowiedział mi jednak w liście opatrzonym datą 2 marca:

Dziękuję Ci z całego serca za wysłanie życzeń z okazji Eid al-Fitr dla mnie i muzułmanów z Draa Essamar. Nie jestem w stanie naprawdę wyrazić swojej radości, gdy widzę, jak obie wspólnoty, muzułmańska i chrześcijańska, składają sobie życzenia z okazji świąt każdej z nich. Mam nadzieję, że nasze listy będą małymi kroczkami na drodze przymierza muzułmańskiego i chrześcijańskiego. A także ufam, że są przesłaniem nadziei na te święta, że pokój zapanuje w tym kraju oraz w innych krajach i narodach świata, niezależnie od tego, jakie tam są religie i rasy. Dziękuję Ci także za słowa kardynała Francisa Arinze’a, który okazuje wielką wolę i wiarę zaprowadzenia braterstwa między religiami. Proszę przyjąć ode mnie najlepsze życzenia i przekazać serdeczne pozdrowienia całej wspólnocie.

Aby usunąć wszystkie istniejące w nas skłonności do tego, żeby stanąć po jednej stronie, żeby nastawiać jednych przeciwko drugim, żeby rozdawać nagrody za zasługi lub za okrucieństwa, mieliśmy we wspólnocie instynkt, który teraz uważam za zbawienny – ale to przyszło nam do głowy ot tak – żeby górali, nazywanych terrorystami, określać mianem „braci z gór”, a siły zbrojne „braćmi z równiny”. Jest to bardzo wygodne na użytek rozmów telefonicznych. Jest to jeden ze sposobów pozostania w braterstwie.

Podsumujmy: nie zabijać

Co właściwie znaczy „nie zabijać”?

  • Nie zabijać samego siebie: zastanowić się, być może dzisiaj, czy dostatecznie siebie kocham? Czy nie niszczę siebie?
  • Nie zabijać czasu: czy dostatecznie respektuję terminy dane przez Boga?
  • Nie zabijać zaufania: tak szybko stwierdzamy, że nie mamy do kogoś zaufania; a tymczasem ktoś, kto już nie ma czyjegoś zaufania, umiera.
  • Nie zabijać śmierci: to znaczy nie banalizować jej; śmierć zawsze jest czyjąś śmiercią. I nie usuwać śmierci, nawet swojej własnej. Moja śmierć jest częścią mojego życia.
  • Nie zabijać kraju przedwcześnie: z Algierii chętnie zrobiono by trupa. Jeszcze nie! Należy darzyć ten kraj wielkim współczuciem i wielką czułością. To jest ktoś ciężko chory, ale wszyscy po trosze jesteśmy w szpitalu.
  • Nie zabijać muzułmanina: żadnego muzułmanina, a zwłaszcza takiego muzułmanina, który miałby należeć do islamu będącego jakoby islamem twardym.
  • Nie zabijać Kościoła, naszego Kościoła: można to robić krótkimi, zabójczymi zdaniami.

Pięć filarów pokoju

Czy na podstawie tego, czym się dzieliliśmy, możemy spróbować dopowiedzieć coś do pięciu słów? W języku francuskim wszystkie one zaczynają się na literę „p”, jak pokój, a ja mówię po francusku. To taki sposób, żeby coś szybko zapamiętać. Uważam, że bez tych pięciu filarów pokój nie jest możliwy. Ale pokój jest przede wszystkim darem od Boga. Jest nam dany. Nie mówmy, że nie istnieje, bo on tu jest. Trzeba po prostu sprawić, żeby się ujawnił. A oto te słowa:

CIERPLIWOŚĆ (fr. patience) - UBÓSTWO (fr. pauvreté) - OBECNOŚĆ (fr. présence) - MODLITWA (fr. prière) - PRZEBACZENIE (fr. pardon)

Jakby przez przypadek przebaczenie jest pierwszym imieniem Boga w litanii 99 imion: ar-Rahmen, ar Rahma. A cierpliwość to ostatnie spośród owych 99 nazw: as-Sabour. Ale sam Bóg jest ubogi, sam Bóg jest obecny i sam Bóg jest modlitwą. Oto pokój, jaki daje Bóg, nie taki, jak daje świat. A ponieważ dziś mamy Dzień Kobiet, jeszcze coś dopowiem: jest gdzieś tutaj mama jednego brata ze wspólnoty, która w swoim modlitewniku, po odwiedzinach w Boże Narodzenie, na tej samej stronie miała fotografię wszystkich braci ze wspólnoty i zdjęcie Sayaha Attiaha. Do czegoś takiego tylko kobieta jest zdolna...