Jeden święty powszechny apostolski

ks. Tomasz Jaklewicz

GN 48/2011 |

publikacja 01.12.2011 00:15

Kto buduje sobie obraz Kościoła tylko na podstawie prasy czy internetu, musi dojść do wniosku, że to wyjątkowo paskudna organizacja. Święty Kościół? Trudno w to uwierzyć, jeśli widzimy w nim tylko ludzi, a nie Boga.

Jeden święty powszechny apostolski Henryk Przondziono To święci są motorem odnowy Kościoła, której pragniemy. Na zdjęciu: Figury świętych Kościoła na kolumnadzie Berniniego w Rzymie

Raz po raz pojawiają się wiadomości o katastrofach lotniczych. Wniosek: latanie jest bardzo niebezpieczne. Wiele osób tak myśli, ignorując zupełnie fakt, że każdego dnia tysiące samolotów na ziemi szczęśliwie startuje i ląduje, a latanie to najbezpieczniejszy sposób przemieszczania się. Tragedie w lotnictwie bardzo silnie działają na emocje, sugerując obraz śmiertelnie niebezpiecznego środka lokomocji. Co to ma wspólnego z Kościołem? Jest pewna analogia. Upadki osób postawionych wysoko na kościelnym świeczniku są spektakularne, również oddziałują na emocje. Skandale wywołane przez duchownych molestujących nieletnich sprawiają, że wiele osób myśli, że cały Kościół (czytaj: księża) to zgraja niebezpiecznych złoczyńców, którym nie wolno ufać. Statystyki mówiące, że chodzi o mały odsetek duchownych, mniejszy niż w innych środowiskach, mało kogo przekonują. Media chętnie podkręcają tematy osłabiające autorytet Kościołowi. Przyczyna zjawiska łatwego nim rozczarowania tkwi jednak głębiej. Otóż wciąż spodziewamy się wiele po Kościele, zwłaszcza po jego urzędowych reprezentantach. Chcemy, by był doskonale święty. Święty znaczy dosłownie inny. I tego właśnie chcemy: żeby Kościół był inny niż świat, w którym zło wydaje się silniejsze od dobra. Dlatego tak wielu ludzi przeżywa gorycz zawiedzionych nadziei.

Wierność Boga, niewierność ludzi

Nieraz uruchamia się też mechanizm resentymentu: jeśli ksiądz x jest taki, jeśli mnie tak źle potraktował, to po co się dłużej męczyć? Wychodzę, dziękuję. Niektórzy krytycy Kościoła, zgłaszający wciąż pomysły na jego reformę, w końcu go opuścili, trzaskając za sobą głośno drzwiami. Teraz rozwijają swoją wizję tego, czym powinno być chrześcijaństwo, przedstawiając to nowe rozumienie jako prawdziwe odczytanie Ewangelii. Nikt nie chce być apostatą, więc trzeba jakoś zohydzić sobie i innym to, co się zostawiło. „Podeptane sumienie przypomina o sobie, a zatem trzeba również podeptać to wszystko, co staje się jego głosem” (Benedykt XVI).

Jak odpowiedzieć tym, którzy bardzo konkretnie, do bólu, zawiedli się na Kościele? Na poziomie serca mogę złożyć wyznanie, dlaczego nadal kocham Kościół, mimo rozczarowań, jak wciąż widzę w nim oblicze Chrystusa, choć często pełne cierpienia. Na poziomie rozumu trzeba cierpliwie tłumaczyć, że prawda o świętości Kościoła, którą powtarzamy w credo, nie odnosi się do świętości poszczególnych osób, ale wskazuje na świętego Boga. On w swoim Kościele przebacza grzechy i uświęca. Przemienianie grzeszników w świętych jest procesem, który trwa całe ludzkie życie. U jednych ten proces przynosi prędko widoczne owoce, u innych niekoniecznie. Są robotnicy, którzy w winnicy Pana pracują cały dzień, inni tylko godzinę. Dobry łotr, wiszący obok krzyża Jezusa, nawrócił się w ostatnim momencie.

W Starym Testamencie przymierze między Bogiem a ludźmi miało postać obustronnego zobowiązania. Nowe Przymierze, przyniesione przez Jezusa Chrystusa, ma inną postać – to łaska dana za darmo, która ostaje się nawet wobec niewierności człowieka. Miłość Boga objawiła się w całej pełni na krzyżu Chrystusa, który wydał się bez reszty w ręce grzeszników, aby ich zbawić. Ta miłość jest nieodwołalna, żadna ludzka siła jej nie złamie. To jest niewyczerpane źródło świętości Kościoła.

We „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” Benedykt XVI podkreśla, że świętość Pana jest zawsze obecna w Kościele, ale na „naczynie swojej obecności ciągle na nowo wybiera brudne ręce ludzi. To jest świętość, która jako świętość Chrystusa promieniuje wśród grzechów Kościoła. Taka jest paradoksalna postać Kościoła, w którym to, co Boskie, znajduje się tak często w niegodnych rękach, w którym to, co Boskie, występuje zawsze tylko wraz z tym, co ułomne, stanowiąc dla wierzących znak tym większej miłości Boga”.

Czysta nierządnica

W katechizmie czytamy: „Wszyscy członkowie Kościoła, łącznie z pełniącymi w nim urzędy, muszą uznawać się za grzeszników. We wszystkich kąkol grzechu jest jeszcze zmieszany z dobrym ziarnem ewangelicznym aż do końca wieków. Kościół gromadzi więc grzeszników objętych już zbawieniem Chrystusa, zawsze jednak znajdujących się w drodze do uświęcenia” (827).

Starożytni Ojcowie posługiwali się dwoma obrazami, które wyrażały prawdę o świętym Kościele grzeszników. Pierwszy symbol to księżyc, który świeci światłem odbitym, ma swoją ciemną stronę. Kościół cały swój blask otrzymuje od Chrystusa, nie posiada własnego światła. Drugi obraz jest bardziej dosadny. Ojcowie mówili, że Kościół to casta meretrix, czysta nierządnica. Było to nawiązanie do biblijnych postaci kobiet, które żyły w nierządzie, ale zostały wybrane przez Boga i oczyszczone. Św. Ambroży widział zwłaszcza w Marii Magdalenie, grzesznicy miłującej Pana, figurę Kościoła.

Dla zrozumienia istoty świętości Kościoła ważne jest przypomnienie sporu z donatystami – rygorystycznym ruchem z IV i V wieku, który pojawił się w Afryce Północnej. W czasach krwawych rzymskich prześladowań nie wszyscy dawali świadectwo wiary. Wielu zapierało się wiary, także wielu duchownych. Powstał później problem, jak traktować upadłych, zwłaszcza kapłanów, którzy zaparli się Chrystusa. Pytano, czy sakramenty przez nich sprawowane udzielają łaski czy nie. Donatyści opowiedzieli się za „Kościołem męczenników”, „Kościołem ludzi doskonałych” i negowali ważność sakramentów sprawowanych przez kapłanów w stanie grzechu. Decyzja nauczającego Kościoła była inna. Zwłaszcza św. Augustyn wykazywał, że sakramenty są święte nie dzięki ludziom, którzy je celebrują, ale dlatego, że pochodzą od Pana. Sakramenty zachowują swoją wartość również wtedy, gdy udzielają ich niegodni szafarze. Teologia mówi, że sakramenty działają ex opere operato (na mocy tego, co jest czynione). Brzmi to może zbyt mechanicznie. Ale chodzi tu ostatecznie o prawdę o Bogu, który nie wycofuje swojej łaski, ale udziela siebie człowiekowi w znakach, które sam mu dał. Sakramenty to znaki Bożej miłości do człowieka, a nie ludzkiej pobożności czy miłości księdza! (choć oczywiście dobrze jest, gdy kapłan swoją postawą pomaga uczynić miłość Boga bardziej widoczną). Św. Augustyn pisze: „Chrzest Chrystusa jest święty, nawet jeśli jest udzielany przez najbardziej nieczystych wiarołomnych, gdyż jego wewnętrzna świętość nie może doznać uszczerbku, a władza Boga jest w nim aktywna. I ten, którego udzielał Paweł, którego udzielała Piotr, jest Chrystusa. I gdyby chrzcił Judasz, wówczas także chrzest byłby Chrystusa”.

Prawda o świętości Kościoła oznacza więc także obiektywną świętość środków zbawienia, które oferuje. Ta świętość jest niezależna od osobistej świętości tych, którzy te środki aplikują.

Psu na budę bez miłości

Choć świętość Kościoła ma swój fundament w świętości Boga, nie oznacza to, że osobista świętość ludzi nie ma znaczenia. Broń Boże! Wyznając wiarę w święty Kościół, uznajemy tym samym, że chcemy dążyć do świętości. Wyznajemy, że my, słabi, grzeszni, chcemy być świętymi w Kościele i dzięki Kościołowi, a nie poza nim lub wbrew niemu. Złudzeniem jest bowiem to, że w izolacji można zbudować więcej niż we wspólnym działaniu.

„Kościół obejmujący w łonie swoim grzeszników, święty i zarazem ciągle potrzebujący oczyszczenia, podejmuje ustawicznie pokutę i odnowienie swoje” – stwierdził ostatni sobór. Katechizm wyjaśnia, że „wszyscy wierni chrześcijanie jakiejkolwiek sytuacji życiowej oraz stanu powołani są przez Pana, każdy na właściwej sobie drodze, do świętości doskonałej, jak i sam Ojciec doskonały jest”. A „miłość jest duszą świętości, do której wszyscy są powołani”. Dosadniej ujął to kiedyś ks. Jan Twardowski: „Wszystko psu na budę bez miłości”.

Walka nieświętych o świętość może być owocna i twórcza tylko wtedy, gdy ożywia ją miłość do Boga i miłość wzajemna. A że świętość jest możliwa i że jest najpiękniejszym stylem życia, pokazują nam święci. Przez kilka lat pisałem w GN felietoniki o świętych. Studiując ich życiorysy, za każdym razem odkrywałem ze zdziwieniem, jakie to ciekawe, barwne, krwiste historie. Żadnej sztampy, schematu, nudy. Zło ma dziś lepszy tzw. pijar, ale zawsze było i jest tandetną iluzją. W świętych toczy się pasjonująca walka grzechu z łaską, niewiary z wiarą, egoizmu z miłością. Jak ktoś powiedział, święty to ktoś, kto walczy z Bogiem, ale godzi się w końcu na zwycięstwo Boga. Życie świętych to gotowe scenariusze na filmy, i to przeróżnych gatunków: sensacyjne, przygodowe, kryminały, komedie... W ludziach świętych prawda o świętym Kościele przestaje być abstrakcją, zyskuje ludzką twarz. To święci są ostatecznie motorem prawdziwej odnowy Kościoła, której pragniemy. Kto doświadczył grzechu, w sobie i w Kościele, ten rozumie, że świętość jest darem Boga. W ludziach świętych Bóg wciąż na nowo objawia nam swoją obecność.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.