Przemyśl to

Marcin Jakimowicz

GN 48/2011 |

publikacja 01.12.2011 00:15

Czy można uwielbiać Boga zamiataniem podłogi czy pieczeniem sernika? Jasne! Zapraszamy do benedyktynek.

Przemyśl to Roman Koszowski/GN Obowiązuje je stałość miejsca. „Już Benedykt pisał, że nie jest dobrze, by mnich się włóczył, bo to nie służy jego życiu duchowemu”

Most nad Sanem. Ten sam, po którym Irena szła przed laty. Odwracała się, spoglądając na rozpędzone miasto. Targały nią wątpliwości. Do czasu, gdy przestąpiła próg klasztoru i poczuła: wreszcie trafiłam do domu.

Jan Paweł II nazwał kamedułów piorunochronem Krakowa. To samo można powiedzieć o przemyskich benedyktynkach. Klasztor wyrósł w XVII wieku poza miastem, po drugiej stronie rzeki. Dziś jest w sercu Przemyśla. Czy rozpędzony tłum zdaje sobie sprawę, jak wiele zawdzięcza mniszkom w czarnych habitach? Od 382 lat, dzień po dniu, w klasztorze nad Sanem nieustannie szturmują niebo. Ściągają błogosławieństwo. Od pobudki o 5.25 aż po kompletę. Wokół klasztoru Świętej Trójcy tłum narzeka na podwyżki cen, szuka promocji, kupuje w „meblexach”, „szmatexach” i innych sklepach z nieodłącznym „x” na końcu, zaciąga kredyty i bierze chwilówki. W tym samym czasie zamknięte za solidnymi murami siostry św. Benedykta nucą: „Z głębokości wołam do Ciebie, Panie”. Śpiewają delikatnie, nieśpiesznie, jakby w zwolnionym tempie. W pełnym oddechu rytmie niezrozumiałym dla świata za oknem.

Szczęście? To produkt uboczny

Brama Bieszczadów tonie we mgłach. Za oknami leniwie snuje się San, na szczęście już uregulowany. A jeszcze przed 100 laty w czasie powodzi mniszki brodziły po kostki w wodzie. Benedyktynki obowiązuje stałość miejsca. Nie przenoszą się z klasztoru do klasztoru. – Już Benedykt pisał, że nie jest dobrze, by mnich się włóczył, bo to nie służy jego życiu duchowemu – uśmiechają się siostry.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.