O pięknej Madonnie i admirale Dickmanie
Baśnie inspirują także dorosłych – na przykład członków grup rekonstrukcyjnych. Na zdjęciu inscenizacja obrony twierdzy Wisłoujście Ks. słaWOmir CzaLeJ/GN

O pięknej Madonnie i admirale Dickmanie

Brak komentarzy: 0

GDAŃSKI GOŚĆ NIEDZIELNY

GOSC.PL

publikacja 21.06.2011 07:41

Należy do tych osób, które nie zasną, jeśli nie przeczytają kawałka tekstu drukowanego albo same go nie napiszą. Nic dziwnego, że ksiądz infułat Stanisław Bogdanowicz, słynny proboszcz bazyliki Mariackiej w Gdańsku, samych książek napisał ponad 50, do tego setki artykułów, głównie historycznych. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że ten szacowny kapłan jest autorem wielu bajek. Nie tylko dla dzieci. Z księdzem infułatem Stanisławem Bogdanowiczem rozmawia ks. Sławomir Czalej.

A kiedy napisał Ksiądz pierwszą legendę?

– Dziesięć lat temu. I oczywiście była to le­genda o gdańskiej Madonnie. Ta opowiastka cie­szy się dużym wzięciem do tej pory. Została prze­tłumaczona na angielski, niemiecki, ukraiński, rosyjski. Dla mnie zresztą jest to najpiękniejsza legenda. Sama Madonna jest mocno osadzona w gdańskim kontekście, bo za jej wzór musiała pewnie posłużyć jakaś gdańska piękna mieszcz­ka. W historii gdańszczanie traktowali ją nie tyl­ko jako królową, ale kogoś bliskiego, sąsiadkę, siostrę wręcz.

A jak Ksiądz to robi, że legendy są chętnie czytane i przez dzieci, i przez dorosłych?

– Dla kogoś, kto para się pisarstwem, pisanie legend jest niesamowitą przygodą. Bardzo doskonali styl. Ci, którzy piszą dla dzieci – i ja się z nimi zgadzam – mówią, że trzeba pisać jak dla dorosłych, tyle że jeszcze lepiej. Trzeba używać zdań krótkich i obrazowych, fabuła musi być prosta, a jednocześnie interesująca.

Liczba języków, na które tłumaczone są Księ­dza książki, przypomina o wielokulturowości Gdańska. Przeważa na pewno niemiecki?

– Tu zawsze osiedlali się ludzie różnych ję­zyków. Niemiecki jest dominujący, ale książki dobrze rozchodzą się też w innych językach. W Gdańsku jest np. mała i prężna wspólnota Ukraińców. Wśród nich są ludzie wybijający się, jak Gennadyi Jerszow, rzeźbiarz współpra­cujący z Kościołem. Wykonywał m.in. dystynktoria (jest to zawieszony na łańcuchu medalion, zwykle w formie krzyża, który noszą kanonicy określonej kapituły – przyp. S.Cz.) dla kapituły staroszkockiej.

Czytelnicy są zdziwieni, odkrywając, że pod pseudonimem Stan Bogdan kryje się ksiądz?

– (śmiech) Książki naukowe podpisuję „ks. Stanisław Bogdanowicz”, a mniejsze formy wydaję pod pseudonimem. Na pewno niektó­rzy się dziwią. Raz nawet mnie pytał kościelny, że infułat i bajki pisze… A ja, że z bajek się nigdy nie wyrasta. A na stare lata to wręcz do nich wracamy! (śmiech). Pseudonim dobrze się sprawdza, choć – jak mówi wielu – jest szybko rozpoznawalny.

W każdej legendzie jest zawarta jakaś praw­da. Niesie ona przesłanie uniwersalne, wartości, które każdy może odkryć dla siebie.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..