publikacja 30.10.2018 05:00
Księża, dowiadując się o budzących zgorszenie grzechach współbraci w kapłaństwie, odczuwają wstyd, gniew, rozczarowanie. Mają jednak też nadzieję, że w tym przełomowym momencie winy te mogą stać się „błogosławione” i pozwolą każdemu na wewnętrzną odnowę powołania.
Ks. Jerzy Hajduga CRL
poeta, autor sztuk teatralnych, felietonów. Od 13 lat pełni posługę kapelana szpitalnego.
archiwum Ks. Jerzego Hajduga
Każdy z nas ma jakiś swój grzech, jakiś upadek, o którym tylko Bóg wie, jednak to On pomaga zrozumieć innych grzeszników, a nie tylko gorszyć się ich upadkiem. Napisałem o tym nieustannym towarzystwie grzechu w wierszu „Po rekolekcjach”: „grzech odkrywa mnie/ nocą sam poprawi/ poduszkę”. Ale oczywiście trzeba nazwać grzech po imieniu i ukarać jego sprawców. Grzech pedofilii jest większego kalibru. Jest napiętnowany nawet przez więźniów osadzonych ze skazanymi za pedofilię. Oni nie mają w więzieniach życia.
W naszym kościele od niedawna jest nowa rozmównica – konfesjonał. Jeden z księży zaznaczył, że nie będzie z niego korzystał, bo uczy dzieci i nie chce być podczas spowiedzi posądzony o molestowanie. Ja też tam chyba nie wejdę. Wiadomości o grzechach księży sprawiły, że zaczęła nakręcać się spirala strachu, jak zostanie zinterpretowane zachowanie kapłana. Gdzie te czasy, które pamiętam z dzieciństwa, kiedy naturalne było, że ksiądz głaskał mnie po głowie, dawał cukierka. Dziś jest to nie do pomyślenia.
W czasach mojej młodości bardziej szanowało się księdza. To był rok 1980, miałem 28 lat, kiedy wstąpiłem do zakonu. Mieszkałem w Krakowie, pisałem wiersze, koledzy uważali mnie za człowieka kawiarnianego i pytali, co mi odbiło. Uznali, że w zakonie pewnie chcę coś przeżyć i napisać o tym książkę. Zdziwili się, że nie o to chodzi. Potem przyszedł stan wojenny, a ja mocno odczułem, jak księża są ludziom potrzebni. A nawet jako ksiądz czułem się mocno wyróżniony. Dziś zdarza się, że młodzi, kiedy widzą księdza, odwracają się. Mieszkam w Drezdenku, 9-tysięcznym miasteczku, i na tyle tam się wszyscy znamy, że każdy wie, kim jestem. Mam zwykle taką swoją trasę, od plebanii przez cmentarz do szpitala, gdzie jestem kapelanem, i spotykam na niej wiele osób, które mile mnie pozdrawiają. Nawet musiałem się nauczyć, że patrzę na samochody, bo ludzie kłaniają się zza szyb.
Dzisiaj w kapłaństwie trzeba przede wszystkim być człowiekiem. Nie lubię kapłanów, którzy myślą jak paragraf – odtąd dotąd. Albo kiedy głosząc homilię, podkreślają, jacy są mądrzy. To drażni wiernych i wtedy zdarzają się dziwne sytuacje, że ktoś chodzi do kościoła ze względu na jakiegoś księdza albo ze względu na niego nie chodzi. Ja, muszę przyznać, czuję się lubiany przez ludzi, którzy często mówią o mnie „ksiądz poeta”. Ta ich sympatia to dar od Boga, za który Mu nieustannie dziękuję.