Mimo apeli Benedykta XVI w ostatnim roku o połowę spadła liczba duchownych przygotowujących się do wyjazdów. Hiszpanów na misjach jest 14 tys., Polaków – tylko 2100 - ustaliła "Rzeczpospolita".
– W Centrum Formacji Misyjnej co roku uczyło się ok. 20 księży diecezjalnych. W tym roku jest ich dziesięciu, z czego pięciu z diecezji tarnowskiej – mówi ks. Czesław Noworolnik, sekretarz Komisji Episkopatu ds. Misji. – To tym smutniejsze, że liczba kandydatów na misjonarzy spadła mimo obchodów 50. rocznicy encykliki "Fidei donum" zachęcającej biskupów i księży do daru wiary z własnych powołań na potrzeby misji. Sytuacji nie zmieniają apele Benedykta XVI wzywające do większego zaangażowania misyjnego polskich katolików. – Wydawało się, że apel papieża wywoła rewolucję. Ale tak się nie stało – ubolewa były misjonarz.
Zdaniem ks. Noworolnika przyczyn spadku powołań misyjnych trzeba szukać m.in. w braku zrozumienia wśród biskupów skoncentrowanych na potrzebach i diecezji, w obawach młodych księży przed ciężką pracą misjonarza i w strachu przed powrotem po kontrakcie misyjnym trwającym zwykle sześć lat. – Część z tych lęków wynika ze stereotypów, ale misjonarzowi rzeczywiście często trudno wrócić do kraju, bo odmienność doświadczeń utrudnia przyszłą pracę – tłumaczy ks. Noworolnik.
Bardziej radykalny jest były misjonarz, który opowiada "Rz": – Biskupi nie chcą wysyłać misjonarzy, bo traktują to jako stratę duchownych. I zastrzega, że są wyjątki: – A jeśli już decydują się na wysłanie, to niekiedy wybierają wcale nie najlepszych, ale tych, którzy sprawiają im problemy. Twierdzi, że liczba polskich misjonarzy będzie nadal spadać. A i tak jest zawstydzająco niska w porównaniu np. z Hiszpanią, która ma o wiele niższe wskaźniki powołań niż Polska. – Hiszpanów – księży, zakonników, zakonnic i świeckich – jest na misjach 14 tys., Polaków – tylko 2100. A części z nich kończą się właśnie kontrakty – mówi były misjonarz.
Lepiej Polacy wypadają, jeśli chodzi o pomoc finansową dla misji. Ale i tu nie jest doskonale. – Co roku otrzymujemy o ok. 10 proc. darów więcej – mówi ks. Marcin Iżycki z Dzieła Pomocy Misjom Ad Gentes. Podkreśla, że choć ofiarność wiernych, gdy do parafii przyjeżdża misjonarz, jest ogromna, to zbiórka podczas wielkiego postu nie przynosi wielkich zysków. – Często z diecezji dostajemy kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy złotych – opowiada. – To kropla w morzu potrzeb. W 2007 r. dysponowałem 2,1 mln zł. Z tego milion poszedł na zapomogi misyjne, pół miliona – na zapomogi wakacyjne. Na akcje misjonarzy zostało niewiele – mówi ks. Iżycki. – Szpitale i szkoły w Afryce mogą być budowane jedynie dzięki wsparciu MSZ.
Odnotowano ofiary śmiertelne, ale konkretne liczby nie są jeszcze znane.
Biskup zachęca proboszczów do proponowania osobom świeckim tego rodzaju posługi.
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.