Święta Joanna Beretta Molla

„Taka sobie rodzina” – napisał kardynał Martini, pokazując rodzinę Joanny jako wzór dla współczesnych rodzin.

Jak w historię dwóch źródeł, które łączą się w jedną rzekę, tak teraz powinniśmy choć na chwilę zerknąć na drugą gałąź rodziny, zanim odtworzymy wspólne życie małżeństwa Mollów.

Ojciec Piotra Molli miał na imię Luigi (1884-1956). Urodził się w Mesero, małej mieścinie pomiędzy Magentą a Busto Arsizio, w 1884 roku. Praktykując u szewca już w wieku 8 lat, mając zaledwie 21 lat został kierownikiem działu obuwniczego Parabiago w Mesero. Do dziś jeszcze znany jest w okolicy jako ten, który szył buty na cały tamtejszy region. W 1907 roku ożenił się z Marią Salmoiraghi (1885-1978), młodą kobietą, która była zatrudniona w przędzalni. Z ich małżeństwa urodziło się ośmioro dzieci, lecz pierwszych troje zmarło jeszcze w dzieciństwie. Pierwszym, który zdołał osiągnąć wiek dojrzały, był Piotr. Urodził się on w Mesero 1 lipca 1912 roku. Następnie przyszły na świat: Rosetta, Adelajda, Luigia i Teresina.

Ojciec Piotra pokładał wielkie nadzieje w synu. Marzył dla niego o profesji inżyniera i dlatego – pomimo dużego wysiłku i poświęceń finansowych – skierował go na studia. Pierwszą trudnością był fakt, iż w Mesero można było ukończyć zaledwie początkowe klasy szkoły podstawowej, podczas gdy aby móc kontynuować naukę na studiach, trzeba było zdać egzamin klasy piątej. Wsparty pomocą księdza proboszcza, ojciec Luigi zwrócił się do bardzo szlachetnych sióstr zakonnych, które dopiero niedawno przybyły w ich okolice. I to właśnie matka przełożona, siostra Giovanna Calloni, udzieliła chłopcu korepetycji z zakresu klasy piątej szkoły podstawowej. Jednocześnie uczyła go poświęcenia i szczodrobliwości.

Po zaliczeniu klasy piątej, w czasie, gdy faszyzm zaczynał już umacniać swą dyktaturę, ojciec Luigi był zmuszony udać się do jakiegoś kolegium, ażeby syn został przyjęty do kolejnych pięciu klas gimnazjum. Wybór padł na Kolegium Villoresi Świętego Józefa w Monzie, prowadzonym wówczas przez Ojców Barnabitów. Panujący tam regulamin był bardzo surowy, ale Piotr zaangażował się w studia z całkiem dobrym rezultatem. Bardzo chciał ucieszyć ojca, który tak wielką ufność w nim pokładał. Nie sposób jednak nie odnieć wrażenia, że doskwierało mu przedwczesne oddalenie od rodziny. W Kolegium Świętego Józefa spotkał dobrych kapłanów, którzy nauczyli go łaciny i szacunku wobec bliźniego. Jednakże, w związku z tym, że dyscyplina kolegium była ostra, a edukacja przekazywana z położeniem wyjątkowego nacisku na obowiązek nauki i pracy, źle się to odbijało na zbyt młodych ludziach. Piotr znosił te trudności, szczęśliwy, że będzie mógł usatysfakcjonować ojca, który, jako osoba wielkiej uczciwości, cieszył się zaufaniem księdza proboszcza, powierzającego mu zadanie uzdrowienia zarządu katolickiej ubezpieczalni dla przebywających w szpitalu, oraz zaufaniem całej społeczności, obdarzającej go misją sędziego pokoju.

W 1928 roku Piotr, ukończywszy gimnazjum, pozostaje w kolegium Villoresi Świętego Józefa, gdzie podjął funkcję prefekta. Poza tym, co warto zaznaczyć, pełnił funkcję odpowiedzialnego za wychowanie grupy najmłodszych chłopców. Natomiast dla swojego dalszego rozwoju zapisał się do publicznego liceum Bartolomeo Zucchiego w Monzie. Nietrudno dociec przyczyny takich wyborów. Pragnieniem tego młodego człowieka było nie obciążać finansowo swoich najbliższych. Po maturze zdanej w 1931 roku Piotr mógł w końcu powrócić w rodzinne strony.

Pan Luigi był dumny ze swego syna, który mógł się pochwalić ukończonymi studiami. Nie sprzeciwiał się, kiedy Piotr zdawał na politechnikę, aby zostać inżynierem. W domu były kłopoty finansowe, tym niemniej Piotr mógł kontynuować studia. Jazda rowerem z Mesero do Magenty oraz pociągiem z Magenty do Mediolanu to dla niego zwykła błahostka. Musiał umieć przecież sprostać oczekiwaniom tak wielu. Chodzi tu na przykład o przewodniczenie partii, która wybrała go na przewodniczącego lokalnej komórki. Chodzi także o księdza proboszcza, który widział go w Akcji Katolickiej. Piotr, ze względu na stopień zaufania, jaki w nim pokładano, podjął obydwa wyzwania. Wprowadził system dystrybuowania pomocy rządowej dla rodzin co do produktów żywnościowych oparty na indywidualnym dopasowaniu potrzeb. Ujednolicił system przyznawania wsparcia z racji narodzin, uroczystości ślubnych i wyjazdów dzieci na obozy kolonijne. Na prośbę księdza proboszcza przychodził do parafii w niedzielę po południu, by prowadzić katechezy dla dorosłych.

Pomimo rozlicznych zajęć, które niejednokrotnie były dodatkowym obciążeniem w jego pracy, Piotr zdołał w 1936 roku ukończyć studia na Politechnice w Mediolanie i uzyskał tytuł inżyniera mechanika. Ponieważ w tamtym czasie nie było problemów z pracą dla absolwentów, nawiązał kontakt z Tosi. Ale już w tym samym roku 1936 przeszedł do Saffy – wielkiej fabryki zapałek z siedzibą w Ponte Nuovo w Magencie, zaledwie kilka kilometrów od domu. W roku 1938 został wicedyrektorem. Musiał umieć kierować osobami o wiele starszymi od siebie, które spędziły w Saffa całe swoje życie. Młody kierownik dał się poznać jako człowiek bardzo zaangażowany i wprowadzający w zakładzie nowe technologie.

„W porównaniu z Joanną, mój udział w środowisku ściśle związanym z Kościołem był raczej niewielki. Bardzo wiele pracowałem. To znaczy – i to faktycznie mogę potwierdzić – starałem się przez całe swe życie stwarzać nowe miejsca pracy. Taki był cel mojego życia”. Tak czy owak, to właśnie udział w Akcji Katolickiej uchronił Piotra od późniejszych wpływów ideologii faszystowskiej. Dysputy prowadzone pomiędzy Piusem XI a Mussolinim właśnie z powodu Akcji Katolickiej młodzieży nie miały wówczas jeszcze reperkusji w Mesero. Po wybuchu wojny wszystko stało się o wiele trudniejsze. W grudniu 1940 roku młody inżynier otrzymał trzy polecenia. W następującej kolejności przyszły komunikaty: anulowanie działalności zaangażowanych w partię i Dzieło Narodowe Balilla oraz obowiązek przywrócenia umundurowania w oddziałach akademickich. „Wszystko dlatego, że byłem członkiem Akcji Katolickiej. Jak tu nie widzieć znaku Bożej Opatrzności?”. W tamtym czasie, zaraz po chwilowym zamęcie, kierownik Saffy jeszcze bardziej zdecydowanie rzucił się w wir pracy. O ile to tylko możliwe, starał się rozwijać fabrykę. W praktyce chciał stosować ów szacunek wobec bliźniego, który jako najcenniejszy testament otrzymany od ojca, wielokrotnie mu pomagał, a nawet ratował życie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11