Raz o mało nie zatruła się gazem. Przeżywała wtedy potworną depresję. Po co mnie odratowaliście? – pytała z wyrzutem. Dwadzieścia lat później pogodzona z życiem trafiła do komory gazowej. Ale wtedy wiedziała już, że śmierć nie ma nad nią władzy.
Czemu się nie bawisz? Ambicjuszka! – głośna drwina odbiła się od ścian wrocławskiej kamienicy. – Nie mówcie tak! – krzyknęła dziewczyna. Nie lubiła tego przezwiska. Nazwały ją tak siostry, które wychowywały ją po śmierci taty. Nie pamiętała go, zmarł, gdy miała dwa lata. Matki ciągle nie było w domu; prowadziła po ojcu składnicę opału. Harowała od świtu do nocy. Miała na utrzymaniu spore mieszkanie we wrocławskiej kamienicy i aż jedenaścioro dzieci. – Ambicjuszka! – krzyknęły siostry. Edyta skuliła się, odłożyła książkę. Dlaczego mnie tak nazywają? Była uparta. Gdy nie chciała pójść do przedszkola, potrafiła postawić cały dom na głowie. – Nazywano mnie mądrą Edytą – wspominała po latach. – Bardzo mnie to bolało, bo brzmiało, jakbym z tego powodu była zarozumiała.
Zobaczycie: będę wielka
– O czym tak rozmyślasz? – mama pogładziła czarne włosy córki. – O niczym… – zmieszała się dziewczyna. Jej bladziutką, delikatną twarz oblał rumieniec. Za nic nie przyznałaby się, że myślała o przyszłości. Czuła, że nie mieści się w ciasnych mieszczańskich ramach i jest przeznaczona do czegoś wielkiego. Marzyła o sławie. Nie, tego nie powiedziałaby mamie. Mogłoby ją to zranić. Widziała, jak bardzo troszczy się o rodzinę. To były trudne czasy: wuj, a rok później stryj stali się finansowymi bankrutami i odebrali sobie życie. Te śmierci wstrząsnęły dziewczynką. Często widziała matkę, gdy krzątając się po domu, szeptała: „Słuchaj, Izraelu, twój Bóg jest jeden”. Była szczerze wierzącą Żydówką. Sporo wycierpiała. Owdowiała, miała cały dom na głowie. Największym jej zmartwieniem było jednak to, że na jej oczach dzieci, jedno po drugim, odchodziły od wiary. Synowie kpili ze zwyczajów szabatu, córki, słysząc słowa Tory, wzruszały ramionami. Malutka Edyta obserwowała ich uważnie. Urodzona w 1891 roku w Jom Kippur, wielkie święto pojednania i pokuty, chciała uciec jak najdalej od świata psalmów i midraszy. I uciekała. W świat książek.
Po co mnie odratowaliście?
Przeżywała ogromny konflikt. Świat ją oszukiwał: była niezwykle zdolna, a jednak gdy rozdawano nagrody, Edytę pominięto. Nie pytała, dlaczego. Była Żydówką – słowo to zaczynało brzmieć jak wyrok. Wrażliwa czternastolatka bardzo to przeżyła. Do końca życia zapamiętała jednak ciepłe słowa dyrektora, który w czasie pomaturalnego komersu rzucił: „Uderz w kamień, a wytrysną skarby!”. To była jawna aluzja do jej nazwiska. Stein to po niemiecku kamień.
Zdała na wrocławski uniwersytet. Studiowała germanistykę, historię i psychologię. – Jestem ateistką i feministką – odpowiadała twardo, ale jej głowę nieustannie bombardowały setki pytań: Gdzie znajdę prawdę? W zatopionym w modlitwach świecie matki? W ironii rodzeństwa? Zaufała psychologii, a później filozofii. Stały się jej prawdziwą pasją.
W czasie studiów przeżyła potworną depresję. „Słońce zdawało się gasnąć, nawet w pełnym, jasnym dniu – wspominała. – Straciłam zupełnie zaufanie do ludzi; chodziłam jakby zmiażdżona strasznym ciężarem, nie umiałam niczym się cieszyć”. Kiedyś wraz z siostrą o mały włos nie zatruły się przypadkowo gazem. Gdy otworzyła oczy, wyszeptała: „Jaka szkoda! Dlaczego w tej głębokiej ciszy nie pozostawiono nas na zawsze?”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To nie jedyny dekret w sprawach przyszłych błogosławionych i świętych.
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.