Zmarły na Madagaskarze Jan Beyzym długo czekał na oficjalne uznanie ze strony Kościoła heroiczności swego niezwykłego życia. Może w tym oczekiwaniu na właściwy moment wyniesienia na ołtarze jest ukryte przesłanie, które każdy z nas winien odkryć...
Jan Beyzym urodził się 15 maja 1850 roku w Beyzymach na Wołyniu. Był synem Jana i Olgi ze Stadnickich. Do Towarzystwa Jezusowego wstąpił w 1872 roku. 26 lipca 1881 r. w Krakowie przyjął święcenia kapłańskie z rąk bp. Albina Dunajewskiego. Decyzję o wyjeździe na misje podjął późno - zbliżał się już do pięćdziesiątki. Prośba, którą 23 października 1897 roku skierował do generała zakonu jezuitów o. Ludwika Martina, świadczy o tym, że jego decyzja była przemyślana i świadoma celu, a jednocześnie przeniknięta prostotą i pokorą:
Rozpalony pragnieniem leczenia trędowatych, proszę usilnie Najprzewielebniejszego Ojca Generała o łaskawe wysłanie mnie do jakiegoś domu misyjnego, gdzie mógłbym służyć tym najbiedniejszym ludziom, dopóki będzie się to Bogu podobało. Wiem bardzo dobrze, co to jest trąd i na co muszę być przygotowany; to wszystko jednak mnie nie odstrasza, przeciwnie, pociąga, ponieważ dzięki takiej służbie łatwiej będę mógł wynagrodzić za swoje grzechy. Moja prowincja tylko na tym zyska, tracąc "gałgana", do niczego niezdatnego, a dom misyjny, do którego zostanę przydzielony, nic nie ucierpi, ponieważ będę się starał, wedle sił i z Boską pomocą, wypełnić swoje obowiązki. Oby tylko Wielebność Wasza pozwoliła mi na wyjazd, o co najpokorniej proszę.
Generał wyraził zgodę. Najpierw o. Beyzym miał wyjechać do Indii, ale na przeszkodzie stanęła nieznajomość języka angielskiego. Udał się na Madagaskar, gdzie językiem urzędowym był francuski, którego Beyzym uczył w konwikcie chyrowskim. Kraków już na zawsze, jak się później okazało, opuścił 17 października 1898 roku, by przez Tuluzę i Marsylię odpłynąć w kierunku Madagaskaru na pokładzie statku "Oxus", przepływając Kanał Sueski i Morze Czerwone. Przed wypłynięciem na Ocean Indyjski statek utknął na kilka dni w skałach koralowych, wreszcie ujrzał upragniony cel podróży. Wreszcie 30 grudnia 1898 roku dostałem się do Tananariwy. Tu, na rezydencji będę mieszkał, póki się nie poduczę, żeby mię Malgasze rozumieli, a wtedy zupełnie przeniosę się na mieszkanie do schroniska moich biedaków w Ambahiwuraku - pisał do swego przyjaciela Marcina Czemińskiego.
Od przyjazdu na Madagaskar leprozorium bez reszty pochłonęło uwagę polskiego misjonarza. Co zdecydowało o wyjeździe 48-letniego zakonnika na misje? Niektórzy biografowie podają, że decyzję wyjazdu na misję powziął o. Beyzym po przeczytaniu broszury Jana Wehlingera "Trzy lata wśród trędowatych". Głębsze jednak wejrzenie w życie Polaka zdaje się wskazywać, że jego powołanie misyjne nie zrodziło się pod wpływem chwilowych przeżyć, związanych z lekturą, ale wyrosło z wewnętrznej potrzeby kochania i poświęcenia się dla drugich, ujawniającej się od najwcześniejszych lat - twierdzi o. Czesław Drążek. Śladów tej potrzeby odnajdujemy wiele. Szczególnie wymowne są w tym względzie liczne listy kierowane do przełożonych, i to zarówno tych miejscowych, jak i do generała w Rzymie.
Jakie owoce przyniosła posługa o. Beyzyma wśród trędowatych, donosił dwa dni po śmierci misjonarza krakowski "Czas": Wczoraj nadeszła telegraficzna wiadomość z Madagaskaru o śmierci X. Jana Beyzyma, który ostatnich lat 14 swojego życia spędził na obsłudze trędowatych. Podjął się tej pracy nie z musu, ani rozkazu przełożonych, lecz z własnej woli, powodowany do tego jedynie heroiczną miłością bliźniego. (...) Z ofiar przysyłanych mu z Polski, Litwy i Rusi wybudował obszerny zakład-schronisko o dwu pawilonach przedzielonych kaplicą, w których może znaleźć pomieszczenie 200 tych nieszczęśliwych mężczyzn i niewiast. Gdy tego dzieła o. Beyzym dokonał, a nadto sprowadził zakonnice dla opieki nad całym szpitalem, nosił się z myślą i usilnie zaczął się starać, ażeby pospieszyć na Sachalin i wziąć w opiekę duchowną skazańców, ginących w tamtejszych więzieniach na ciele, a nieraz i na duszy. (...) Wstawał rano o godz. 3 i pół, kładł się spać o godz. 10 lub 11 w nocy, sypiał na deskach, jako pożywienie służyły mu 3 garście jałowego ryżu, rozdzielone na 3 pory dnia, prócz herbaty i wody innego napoju nie używał, nawet chleba sobie odmawiał. Przy tym cały zakład trędowatych sam otaczał opieką duchowną, sam wszystkich spowiadał, miewał nauki dla chorych w malgaskim języku, a we francuskim dla zakonnic, w wolniejszych chwilach wyrzeźbił ołtarz i umieścił w nim obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, przywieziony przez siebie z Krakowa (...) Pracował dzień i noc. Taki tryb życia musiał wyczerpać silny organizm misjonarza.
Beatyfikacji heroicznego opiekuna trędowatych - o. Jana Beyzyma - dokonał na krakowskich Błoniach Jan Paweł II 18 sierpnia 2002 roku.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.