Kościół zawsze podchodził z ostrożnością, a nawet nieufnością, do prywatnych objawień i innych nadprzyrodzonych zjawisk, których doświadczali późniejsi święci.
Proces beatyfikacyjny o. Pio - na przyśpieszenie którego nalegał sam Jan Paweł II, który poznał stygmatyka podczas wizyty w San Giovanni Rotondo w 1947 r., a jako biskup krakowski w 1962 r. prosił o. Pio o uzdrowienie z choroby nowotworowej Wandy Półtawskiej - rozpoczął się 20 marca 1983 r. Uroczystość beatyfikacyjna odbyła się 2 maja 1999 r. 16 czerwca 2002 r. o. Pio został ogłoszony świętym.
16 czerwca w Rzymie Papież Jan Paweł II kanonizował błogosławionego ojca Pio. Włosi czekali na ten dzień od 34 lat. Beatyfikacja w 1999 r. zgromadziła milionowe rzesze na Placu św. Piotra, przed Bazyliką św. Jana na Lateranie i w San Giovanni Rotondo. POdczas kanonizacji, aby nie zdezorganizować ruchu na rzymskich ulicach i dworcach, zdecydowano o otwarciu dla pielgrzymów stacji kolejowej w Watykanie. Czciciele ojca Pio przybyli z całego świata.
Nikt nie ma wątpliwości, że jest to najpopularniejszy święty na progu XXI wieku. Już za życia nazywany był świętym. Sprawiły to nadzwyczajne dary, jakie posiadał: uzdrawianie z ciężkich chorób, czytanie w myślach innych ludzi, bilokacja - czyli przebywanie w dwu miejscach jednocześnie, a nade wszystko stygmaty. Włoski kapucyn z San Giovanni Rotondo jest pierwszym kapłanem, który dostąpił łaski noszenia na swym ciele ran Chrystusa.
Przybicie do krzyża
Pierwsze oznaki stygmatyzacji ojca Pio wystąpiły niecały miesiąc po święceniach kapłańskich, które kapucyn przyjął 10 sierpnia 1910 r. Jednak na osiem lat zniknęły, pozostawiając jedynie ból. Stały się widzialne 20 września 1918 roku. Tego dnia ojciec Pio modlił się w zakonnym chórze. Gdy klęczał przed krucyfiksem, ogarnęła go senność i głęboki spokój „nie do opisania”. Wtedy ujrzał tajemniczą Osobę, którą po raz pierwszy zobaczył w tym samym miejscu 5 sierpnia tego samego roku. Tym razem jednak Postać miała przebite ręce i nogi oraz bok, które broczyły krwią. „Zdawało mi się, że umieram i byłbym umarł z pewnością, gdyby Pan nie podtrzymał mojego serca, które chciało wyskoczyć z piersi” - pisał do prowincjała o. Benedykta z San Marco in Lamis. Nie wahał się nazwać w liście tego, co go spotkało ukrzyżowaniem. Odwiedziny niezwykłej Osoby zakończyły się, a ojciec Pio zauważył, że jego ręce, nogi i bok zostały przebite i broczą krwią. „Czuję w sobie nieustanny szmer, przypominający szemranie niewielkiego wodospadu wyrzucającego stale krew” - zwierzył się prowincjałowi. Wedle świadectw lekarzy i współbraci, stygmatyk tracił dziennie jedną filiżankę krwi.
Ojciec prowincjał kazał sfotografować rany i przesłał zdjęcia do Watykanu, a następnie poprosił dr. Romanellego o ocenę sprawy z punktu widzenia medycyny. Lekarz w sprawozdaniu napisał: „Obrażenia widoczne na dłoniach pokryte są błoną czerwonobrązowej barwy bez punktu krwawiącego i opuchlizny. Brak również śladów zapalenia sąsiednich tkanek. Przekonany jestem, a wręcz pewny, iż nie są to rany powierzchniowe, gdyż przyciskając równocześnie dłoń kciukiem, zaś palcem wskazującym wierzch ręki, czuje się wyraźnie, iż w środku jest puste miejsce. Obrażenia stóp mają podobny charakter. W boku istnieje wyraźne nacięcie, równoległe do żeber, długie na siedem do ośmiu centymetrów”.
Podobne opinie co do nadprzyrodzonej natury ran wydali inni lekarze, ale wkrótce świat medyczny podzielił się w ocenie przyczyn powstania stygmatów. Ojca Pio oskarżono o autosugestię, histerię. Taką opinię wydał (choć nie na podstawie osobistych badań) m.in. sławny lekarz i psycholog ojciec Agostino Gemelli. Uważał on, że rany kapucyna z San Giovanni Rotondo mogą być wywołane autosugestią podobną do ideoplastii, czyli interakcji umysłu i materii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.