Na szlaku żółtej strzałki

Na szlakach św. Jakuba wiodących do Santiago de Compostela coraz tłoczniej. Coraz więcej osób przez miesiąc, z plecakiem i kijem w ręku, podąża śladami muszli i żółtej strzałki. Dla jednych jest to przygoda, innych prowadzi pragnienie zyskania odpustu. Jeszcze inni chcą sprawdzić, jak rodził się „Pielgrzym” Paula Coelho.

Wieczorem uczestniczymy we Mszy dla pielgrzymów. Księża zapraszają wszystkich bliżej oł- tarza, błogosławią i proszą: „Idźcie do Santiago i módlcie się za nas”. Droga ma dwa wymiary – osobisty i wspólnotowy. My pamiętamy o powierzonych intencjach, ktoś powierza Bogu nasze kroki. Buen Camino! – obowiązkowe słowa na Drodze, do których zrozumienia znajomość hiszpańskiego nie jest niezbędna.
Zaufać...

To nie jest łatwe. Gdy chce się pić i nigdzie nie ma wody, w schronisku brakuje miejsc, kiedy wyczerpiesz cały suchy prowiant, a na otwarcie sklepu trzeba czekać kilka godzin do końca sjesty, zaufanie wydaje się gładkim frazesem. A jednak na Drodze wciąż zostają ślady Bożej troski – odciśnięte w przyrodzie i w życzliwości ludzi. Dojrzałe jeżyny pozwalają ugasić pragnienie, jakiś nieznajomy daje mi jabłko z życzeniami Dobrej Drogi, ktoś inny prowadzi na przełaj, by zaoszczędzić 20 minut, osoba idąca za nami podnosi zgubioną muszlę. I tylko naleśniki, które wkładane do rąk pielgrzymom przyjmowane są jak poczęstunek, a za które kazano zapłacić już po ich zjedzeniu, niemile zgrzytają między zębami.

Pytanie o jedzenie natrętnie powraca po kilku godzinach jednostajnego marszu przez rzadki eukaliptusowy las. Zwisające bezwładnie liście drzew zdają się dzielić naszą troskę. Za nami 39 km i dylemat – zostać w tutejszym schronisku o głodzie, czy iść kolejne 10 km z nadzieją, że oprócz auberge (noclegu) będzie też mercado (jedzenie)? Kiedy się zastanawiamy, na drogę wychodzi kobieta sprzedająca domowe wyroby. Mamy świeży wiejski chleb i ser. Zostajemy. Na łące obok schroniska odpoczywają owieczki.

Przekraczanie granic
Człowiek może wiele. Może wstać o 4 rano, chociaż zazwyczaj otwiera oczy około 9. Może wytrzymać pół dnia o suchym chlebie i duszną noc na 100-osobowej sali. Potrafi iść mimo bólu, choć czasem trudno ukryć łzy. Po kilku dniach pojawiają się odparzenia na ramionach. Nie da się nie urazić ran – a iść trzeba dalej... Moja via dolorosa. Ktoś mi pomaga, podkładając miękkie szmatki pod szelki plecaka. Uczę się składać ofiarę z cierpienia. Stratę części ubrań zaczynam postrzegać jako zysk.

Sami planujemy etapy. Początkowo zakładamy przejście 30 km dziennie. Szybko się okazuje, że przy tym upale zazwyczaj starcza sił na 20... Schronisko powinno być niedaleko, ale od pewnego czasu nikt za nami nie idzie. Przypomina mi się rada usłyszana niegdyś na kursie przewodnickim: „W przypadku zabłądzenia w dzikich i odludnych górach, należy spytać przechodnia o drogę”. Napotkany Hiszpan płynną francuszczyzną wyjaśnia, że zboczyłyśmy z Camino. Do zaplanowanego na dzis dystansu trzeba dołożyć sześć kilometrów... Razem prawie 40 km. Marzę tylko o łóżku i prysznicu. Wieczorami zamieniamy się w lekarzy. Każdy pielgrzym umie opatrywać pęcherze na stopach, a igła z nitką niekoniecznie służy do cerowania ubrań. Mocny zapach ziołowego spirytusu i balsamów wolno przegryza się przez gęstą woń potu, wypełniając salę szpitalną świeżością. Na Camino nic nie zużywa się tak szybko jak alkohol.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8