Kryzys dojrzałości częściej dotyka współczesnych mężczyzn, którzy nacisk ekonomiczny rekompensują sobie ucieczką od życia rodzinnego w świat rozrywki. Do takiego wniosku doszli uczestnicy debaty „Syndrom Piotrusia Pana i laleczki Barbie, czyli kryzys dojrzałości”, zorganizowanej 12 marca podczas VIII Zjazdu Gnieźnieńskiego.
W wypełnionej po brzegi auli Kolegium Europejskiego dyskusję o kryzysie dojrzałości współczesnych pokoleń prowadziła Agnieszka Tombińska ze Związku Dużych Rodzin „Trzy Plus”. "O jaką dojrzałość chodzi: czy tylko ludzi młodych czy także ich rodziców? To zjawisko nowe, a może istniało zawsze? Czy kryzys ten jest związany z przynależnością płciową?" – pytała prelegentów Tombińska.
Zdaniem prof. Tomasza Szlendaka, jeszcze 30 lat temu dojrzałym człowiekiem był ten, który jako dwudziestolatek wyprowadzał się z domu i podejmował samodzielne życie zawodowe i rodzinne. Obecne pokolenie zadania te wykonuje tylko częściowo: pracuje na swoje utrzymanie, a jednocześnie nie rezygnuje z mieszkania z rodzicami.
Do zjawiska tego mówca zaliczył także tzw. syndrom „gniazdownika” – mężczyzn, którzy po krótkiej wyprowadzce i pozornym usamodzielnieniu się powracają do mieszkania z rodzicami, gdyż tak im jest wygodniej. Zjawisko to widoczne jest głównie w krajach śródziemnomorskich, ale coraz częściej też w Polsce.
Kultura zdominowana przez nadmiar konsumpcji i coraz większa rywalizacja na rynku pracy sprawiają, że dzisiejsi 20- i 30-latkowie są zmuszeni do ciągłego doskonalenia swojego wykształcenia, dlatego opóźniają decyzję o założeniu rodziny. Lepiej i częściej dziś wykształcone kobiety zostają matkami po 30. roku życia, ale wtedy jest już niewielu kandydatów na dobrego, odpowiedzialnego męża – stwierdził socjolog.
Zdaniem socjolog Marii Rogaczewskiej, dyskusja o kryzysie dojrzałości to tak naprawdę dyskusja o niespełnionych oczekiwaniach kobiet wobec mężczyzn. "Dziś kobiety mają o wiele większe oczekiwania matrymonialne niż nasze babcie i mamy. One nie wymagały, by mężczyzna z nimi rozmawiał, by pytał, jak się czujemy" – mówiła. Według prelegentki współczesne pokolenie mężczyzn nie rozumie też, na czym polega komunikacja małżeńska. "Mężczyzn męczy rozmawianie o uczuciach" – uznała.
Presja sukcesu zawodowego sprawia też, że mężczyźni nie pojmują innych kategorii sukcesu, np. rodzinnego, związanego z wykonywaniem roli rodzicielskich. „Chciałabym sobie wyobrazić, że nadejdą czasy, gdy mężczyźni będą mówić: jestem dobrym ojcem i to jest mój sukces” – powiedziała Rogaczewska. Dodała, że w polskiej tradycji rodzinnej tolerancja dla nieodpowiedzialności mężczyzn w życiu całej rodziny jest wciąż bardzo duża. Zgodziła się natomiast z prof. Szlendakiem, że nacisk kapitalistycznego rynku pracy sprawia, iż „takie cechy jak wierność, zaufanie, dotrzymywanie słowa” stają się nieatrakcyjne i niepotrzebne.
Zdaniem ks. Piotra Pawlukiewicza, warszawskiego kaznodziei i duszpasterza polskich parlamentarzystów, kryzysu dojrzałości nie należy kojarzyć z przynależnością zawodową. "Przeciętna tego zjawiska jest podobna chyba w każdej grupie zawodowej" – powiedział. "Pytała pani czy kryzys dojrzałości to nowe zjawisko" – zwrócił się do Tombińskiej. "Otóż nie, takie zachowanie towarzyszy człowiekowi od początku jego istnienia" – odpowiedział kapłan, podając przykład Adama, który „był pierwszym Piotrusiem Panem”, gdyż nie obronił swojej żony przed szatanem. "Gdzie był Adam, gdy wąż kusił Ewę? Stał obok i milczał, a potem zwiał w krzaki" – stwierdził ks. Pawlukiewicz.
Kaznodzieja przytoczył popularne stwierdzenie o istnieniu wielu wdów: „piłkarskich, piwnych, garażowych”, których mężowie uciekają od życia rodzinnego, poświęcając się chłopięcym pasjom. Nawiązał przy tym do stwierdzenia A. Tombińskiej, która ubolewała, że to rodzice nie chcą położyć kresu życia mężczyzn z ojcem i matką. "Ci synowie są często mężem-bis, przygotowywanym od dzieciństwa do tej roli. Matki często przecież mówią: nie zrobisz mamusi tego, co tatuś prawda? Synowie są w ten sposób uzależniani od swoich matek" – powiedział ks. Pawlukiewicz. „W 90 proc. przypadków - mówię to jako duszpasterz akademicki – mężczyźni tego rodzaju to ci, z którymi ojcowie nigdy nie porozmawiali o męskości, kobietach, ojcostwie, seksie” – dodał.
Kobiety dotknięte „syndromem Barbie” określił jako te, które mimo dojrzałego wieku chcą się wiecznie bawić, być beztroskie, przesadnie dbając przy tym o wygląd i sprawność fizyczną. "Widziałem kiedyś na Mszy dla Polonii amerykańskiej z Chicago 60-letnie kobiety ubrane w pozłacane szpilki, które kręciły biodrami i podskakiwały. To był straszny widok" – podsumował duszpasterz parlamentarzystów.
Odnotowano ofiary śmiertelne, ale konkretne liczby nie są jeszcze znane.
Biskup zachęca proboszczów do proponowania osobom świeckim tego rodzaju posługi.
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.