Z Nysy na cały świat

– Pomoc potrzebującym to nie tylko napełnienie pustych brzuchów, ale przede wszystkim serc spragnionych Boga – mówią elżbietanki. Wzorem założycielki Marii Luizy Merkert 1300 sióstr służy ludziom w 18 krajach Europy, Ameryki Południowej, Azji i Afryki.

– Wizytówką elżbietanek w ojczyźnie Jezusa są sierocińce – mówi Iwona Flisikowska, która wspierała budowę ośrodka w Betlejem. Wspomina ponad 80-letnią s. Rafałę, która nadzorowała prace budowlane, a majstrom pokazywała, jak kłaść cegły. Wcześniej wybudowała podobny dom na Górze Oliwnej mimo sprzeciwów społeczności żydowskiej. O elżbietance stało się głośno, gdy w czasie wojny sześciodniowej wzięła w ręce krzyż oraz watykańską flagę i ruszyła ratować dzieci, które kilka dni wcześniej zawiozła na wypoczynek do Betlejem. Na jednym z punktów kontrolnych młody żołnierz wycelował w nią karabin. Przepuścił ją dopiero, gdy powiedziała: „Zapytaj dziadków o obozy koncentracyjne, o dzieci, którym nikt podczas wojny nie pomógł”. Odnalazła dzieci i bezpiecznie wróciła z nimi do Jerozolimy.

– Dbamy o edukację, ale i o to, by dzieci wyrosły na dobrych ludzi – mówi s. Lidia pracująca w jerozolimskim Domu Pokoju. Ten w Betlejem stał się konieczny, gdy kraj podzielił mur. – Izrael to trudny teren. Nasze siostry prowadzące dwa domy pielgrzyma są niewygodne dla Żydów. Ostatnio z dachu zrzucono nam ogromny betonowy krzyż – mówi s. Lidia.

Najtrudniejsze misje

Najprężniej rozwijają się najtrudniejsze misje elżbietanek. W Tanzanii na przykład prowadzą szpital. – Wybudował go miejscowy biskup. Nikt nie chciał tam jednak pracować. Kiedy powiedziałam ludziom, że my się tego podejmiemy, zaczęli płakać z radości – wspomina przełożona generalna. Pierwsze Afrykanki dopiero rozpoczęły formację zakonną, a siostry już myślą o uruchomieniu sali operacyjnej. – Dziś ośrodkiem kierują Polki, ale kiedyś zastąpią nas miejscowe siostry. Także w przedszkolu, które zamierzamy wybudować – mówi s. Samuela.

Wszechobecna bieda to także realia Ameryki Południowej. – Ci ludzie dosłownie nie mają nic. Jest mnóstwo samotnych matek, a małe dzieci, pracując, utrzymują całe rodziny. Stąd nasze działania skierowane głównie na edukację – mówi s. Anna z Paragwaju. Podobnie jest w Boliwii. – Spotkałam dzieci, które nie umiały czytać ani pisać, ale dokładnie znały cały proces produkowania kokainy, bo przy tym pracują – opowiada s. Violetta.

Santa Cruz, gdzie pracują elżbietanki, jako duża aglomeracja miejska jest miejscem o wysokiej przestępczości. Podobnie jak w Cochabambie. – Do naszego miasta schodzą ludzie z gór i dorzeczy Amazonki za pracą i lepszym życiem. Nagle okazuje się, że „nie istnieją”, ponieważ nie mają aktów urodzenia. Pomagamy im uzyskać tożsamość, bo bez tego dzieci mają zamkniętą drogę do szkoły – mówi s. Anna.

W Boliwii elżbietanki muszą pokonywać dalekie trasy.   ARCHIWUM SIÓSTR ELŻBIETANEK W Boliwii elżbietanki muszą pokonywać dalekie trasy.
Misyjne placówki powoli krzepną. Brazylia stała się właśnie niezależną prowincją. Stery przejęły tam miejscowe zakonnice. – Cieszą nas powołania w Rosji. Przychodzą dziewczyny po studiach, wiedzące, czego chcą. Często muszą jednak stoczyć z rodzinami prawdziwą walkę o swą drogę – mówi przełożona generalna. Pochodzą z rodzin niewierzących, ale i muzułmańskich. – Nie jest to jednak łatwy kraj. Jako warunek podjęcia pracy w szpitalach czy innych placówkach publicznych postawiono nam zdjęcie habitu, a tego nie chcemy – mówi s. Samuela. – W czasie kilkunastogodzinnej podróży pociągiem na naszą misję w Atyrau pasażerowie często proszą o wspólne zdjęcie, bo wcześniej zakonnice widzieli tylko w telewizji – opowiada s. Luiza.

Elżbietanki są jedynym żeńskim zgromadzeniem w zachodnim Kazachstanie. To ziemia szczególnie trudna. – Teren ten jest dwa razy większy od Polski, a mamy tylko 6 kościołów, 11 księży i 5 sióstr – wylicza pracująca tu s. Anna. Gdy rozmawiamy, maluje kolorowe rybki na ścianach sali, gdzie ruszy rehabilitacja dzieci niepełnosprawnych. Własnoręcznie robiąc breloczki w kształcie jurty czy wielbłąda, siostry zarabiają na potrzeby ubogich. Pamiątki trafiają do turystów, a pieniądze na wyprawki szkolne dla dzieci. W Kazachstanie praktyki religijne nie mogą wyjść poza plac kościelny, ale siostry są coraz bardziej doceniane przez mieszkańców. Ostatnio o pomoc poprosiła je schorowana muzułmanka. Kościół na tym terenie trzeba tworzyć od zera. Pierwszy ksiądz zaczął tu pracować dopiero w 1999 roku. – Siostry są nieocenioną pomocą, a młodzi potrzebują ich przykładu. Wielu do księdza nie podejdzie, a z nimi porozmawia – mówi ks. Dariusz Buras, administrator apostolski Atyrau. Gdy pytam, czego Kazachstan najbardziej potrzebuje, mówi: „Naszego świadectwa życia”. – Kazachowie, którzy prosili o chrzest, niejednokrotnie mówili, że chcą tego, ponieważ widzieli, jak służymy ludziom – podkreśla.

Marzy nam się Azja

Podobnie jest w na Ukrainie, w Gruzji czy Nowosybirsku, gdzie elżbietanki prowadzą dom samotnej matki, świetlicę dla dzieci i stołówkę dla osób samotnych, starszych i wielodzietnych rodzin. Pochodzącej z tego miasta siostrze ojciec batami chciał wybić powołanie z głowy. Przetrwała. – Dużym świadectwem są dla nas powołania z Wietnamu. Dziewczyny pochodzą z rodzin prześladowanych za wiarę – mówi przełożona generalna. Formację przechodzą w Norwegii, gdzie mają wsparcie wietnamskich księży. – Marzy nam się Azja, ale byśmy mogły otworzyć dom w Wietnamie, nasze siostry muszą skończyć formację i okrzepnąć w życiu zakonnym – mówi s. Samuela. 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6