Czerwonemu Krzyżowi udało się znacząco zmniejszyć przypadki eboli w Afryce Zachodniej latach 2013-2016 dzięki przekonywaniu krewnych osób zmarłych do zmian w tradycyjnych rytach pogrzebowych. Chodziło o powstrzymywanie się od kontaktu fizycznego ze zmarłymi.
Epidemia eboli, która pochłonęła 11,3 tys. ofiar śmiertelnych i doprowadziła do zarażenia wirusem 29 tys. osób, głównie w Gwinei, Liberii Sierra Leone, byłaby znacznie bardziej śmiercionośna, gdyby nie wprowadzono nowych praktyk pogrzebowych.
Tradycyjne obrzędy wymagają całowania zmarłego przez jego bliskich, mycia i dotykania jego ciała po śmierci. W przypadku epidemii takie praktyki prowadzą do kolejnych zarażeń. Jeden pogrzeb może doprowadzić do zarażenia nawet do 70 osób - wyjaśnia Amanda McCelland, ekspertka zdrowotna z Międzynarodowej Federacji Towarzystw Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca.
Około 1500 wolontariuszy Czerwonego Krzyża nadzorowało niemal 47 tys. pogrzebów (ponad połowę tych, jakie miały miejsce w tym czasie), przekonując rodziny, by dotykały ciał zmarłych bliskich w rękawiczkach ochronnych. Zgodnie z modelami statystycznymi, mogło to pozwolić na uniknięcie nawet 10 tys. nowych zarażeń, tym bardziej, że w początkowym okresie epidemii praktyki pogrzebowe doprowadziły do znacznego wzrostu liczby zarażeń.
Wirus ebola po raz pierwszy w 1976 r. nad rzeką Ebola w północnym Zairze, pociągając za sobą śmierć 276 osób. Naukowcy uznają go za jeden z najgroźniejszych, jaki kiedykolwiek zidentyfikowano. Przenoszony jest przez krew i wydzieliny. Powoduje krwawą biegunkę. Rozwija się bezobjawowo od 2 do 21 dni, po czym gwałtownie atakuje i w 90 proc. przypadków powoduje śmierć.
Odnotowano ofiary śmiertelne, ale konkretne liczby nie są jeszcze znane.
Biskup zachęca proboszczów do proponowania osobom świeckim tego rodzaju posługi.
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.