Pęknięte serce Italii

Luigina nie ma pretensji do Pana Boga. Jest Mu wdzięczna, że żyje – ona sama i jej proboszcz, ks. Krzysztof. Wierzy, że zniszczenia uda się odbudować. I że za rok znowu na wakacje przyjadą do niej wnuki.

W Accumoli, leżącej na terenie diecezji Rieti, spędziliśmy jeden dzień. Z Łukaszem Zychem, reporterem Radia eM, odwiedziliśmy pochodzącego z Pszczyny ks. Krzysztofa Kozłowskiego. Pokazał nam zniszczone centrum miasta i pomógł spotkać się z osobami, które ucierpiały w niedawnej tragedii. W historycznej części miasta ogłoszono czerwony, najwyższy stopień zagrożenia. Podobnie jest w innych zniszczonych przez trzęsienie ziemi miejscowościach, zwłaszcza w Amatrice i Pescarze del Tronto.

Na dotknięty tragedią teren trudno wejść. Dostępu do niego pilnują żołnierze. Do środka wchodzimy jednak z tutejszym proboszczem, ks. Krzysztofem Kozłowskim. Od dwóch lat posługuje w parafii św. św. Piotra i Wawrzyńca w Accumoli. Wchodząc do położonego na 850 m n.p.m. miasteczka, mijamy popękane, mocno zniszczone, a nawet zawalone domy. Stosy kamieni i gruzu. Nie da się tu teraz mieszkać. Dopiero co ewakuowano stąd mieszkańców. Nie wiadomo zresztą, kiedy i czy w ogóle tu wrócą. Pytamy o to strażaków, karabinierów, pracowników włoskiej ochrony cywilnej. Ale wszyscy rozkładają ręce.

Teraz jest inaczej

Zastawione stoły, porozwieszane pranie czy wystająca zza ruin rozłożona deska do prasowania dowodzą, że jeszcze niedawno Accumoli tętniło życiem. Mieszkańcy chętnie spotykali się na placu św. Franciszka, obok kościoła pod tym samym wezwaniem. Jednak teraz jest inaczej. Po silnych wstrząsach musieli przenieść się do pięciu specjalnie przygotowanych obozów: Accumoli, Grisciano, Illica, Roccasali i Fonte del Campo. Trudno tu o radość czy szczery uśmiech. Częściej widać zalane łzami twarze czy przynajmniej zaszklone oczy. Sam jestem zakłopotany i nie bardzo wiem, jak zacząć rozmowę. A może po prostu nie wypada?

Staram się bardziej słuchać, niż pytać. W zagłuszającym rozmowę deszczu i w wycedzonych z trudem słowach próbuję uchwycić sens tego, co się stało. – Potrzeba nam teraz tylko spokoju. Jeśli będziemy mieli zapewnioną pracę i zagwarantowane bezpieczeństwo, to będziemy szczęśliwi – słyszę od małżonków, którzy mieszkali w historycznej części Accumoli.

Proboszcz pokazuje nam jeszcze dwa inne obozy dla poszkodowanych. Zabiera nas także do innych miejscowości należących do jego parafii.

Dom Luiginy Vidoni, położony w pobliżu kościoła Madonna del ponte, nie nadaje się do zamieszkania. Nie musiała się jednak przenosić do obozu dla poszkodowanych. Zamieszkała w niewielkiej altanie w ogrodzie. Przed trzęsieniem ziemi ze swego popękanego dziś domu spoglądała na kwitnące tu kwiaty. Zaprasza nas do siebie. Nakrywa do stołu i pyta, czy napijemy się kawy.

W środku nie ma miejsca aż dla trzech osób. Od rzęsistego momentami deszczu chronią nas słoneczne parasole. Luigina przynosi nam jednak włoskie espresso. Księdzu Krzysztofowi, jak zawsze, serwuje większą porcję kawy. – Ja wiem, że on pije dużo kawy – wtrąca. Wizyta bardzo ją cieszy. Jest przejęta i wzruszona. Ksiądz Krzysztof chciał nas tu zabrać, bo jeszcze kilka dni temu Luigina była przekonana, że proboszcz zginął. Słyszała o jego sąsiadach, o zawalonej dzwonnicy, więc spodziewała się najgorszego. Czteoroosobowa rodzina sąsiadująca z kapłanem zginęła najprawdopodobniej na miejscu. W głosie kobiety nie ma buntu ani pretensji do Boga. Jest wdzięczna, że żyje. Dziękuje też Bogu za ks. Krzysztofa. Wierzy, że zniszczenia uda się odbudować i za rok znowu na wakacje przyjadą do niej wnuki.

To mój ulubiony kościół

Najwyżej położonym kościołem, do którego zabiera nas proboszcz, jest sanktuarium Madonny od Zesłania Ducha Świętego. Świątynia leży na ponad 1000 m n.p.m. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się, by odniosła poważne zniszczenia. Naruszona została jej fasada.

– Sanktuarium zbudowano na przełomie XII i XIII wieku – tłumaczy ks. Krzysztof. – Msze św. odprawiam tu dwa razy w roku: w Poniedziałek Wielkanocny i w uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Ale ludzie często przychodzą tu się modlić, by dziękować Matce Bożej – dodaje. Z sanktuarium udało się wynieść wota składane przez wiernych. – Nie mają one może wielkiej wartości artystycznej, ale są niezwykłym świadectwem pobożności ludowej wiernych – wyjaśnia Allesandra Acconci z Komisji Nadzoru Dóbr Kulturowych z Rzymu. Udało się też zabezpieczyć wiele obiektów sakralnych z kościoła Matki Bożej Miłosierdzia znajdującego się w historycznej części miasta, m.in. dwie nastawy ołtarzowe.

Ta świątynia, jeśli tak można powiedzieć, to mój ulubiony kościół – tłumaczy ks. Krzysztof. Właśnie stąd wyniósł figurę Matki Bożej Bolesnej. Stoi teraz w głównym obozie dla poszkodowanych. Ocalałe dzieła sztuki zostały zdeponowane w Cittaducale. Rzeźby da się odnowić, obrazy odrestaurować, ale powrót do normalnego życia to długa i wyboista droga.

Ślązacy pomagają

W archidiecezji katowickiej na pomoc poszkodowanym mieszkańcom Accumoli zebrano 150 tys. euro.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11