Kilometry oczekiwane

Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę. Dwóch franciszkanów, matka z synem, paralityk i 75-latka opowiadają o swoim pierwszym dniu.

Wprawdzie pielgrzymi właśnie docierają na Jasną Górę, jednak zupełnie świadomie chcemy im przypomnieć pierwszy dzień tej świętej wędrówki. Żeby mogli się przekonać, jaką drogę przeszły nie tylko ich nogi, ale również ich serca, umysły i dusze.

31 lipca. Sprawdzam skuteczność

Nawet jeśli to już po raz trzeci, trudno mówić o rutynie. – Przygotowanie do pielgrzymki – mówimy o organizacji wszystkiego – to na pewno w jakiejś mierze pewien schemat. Wiadomo, co ma być: nagłośnienie, bagażowi, zaplecze medyczne, znak (zawsze, w każdej grupie, bez tego się nie da), ale tam, gdzie są ludzie, tam też są niespodzianki – mówi o. Augustyn Feliszek, kłodzki franciszkanin, przewodnik grupy 3. Pieszej Pielgrzymki Świdnickiej na Jasną Górę. – W tym roku jednak miałem poważne problem z muzycznymi. Do dostatniego momentu wyglądało na to, że nie będzie grających. Każdy, kto był na pielgrzymce, doskonale wie, jak ważna jest to sprawa. Bez dobrych muzyków idzie się o wiele trudniej, atmosfera nie jest radosna, modlitwa nie taka, jak być by mogła. Zmęczenie, słońce czy deszcz – to daje się we znaki – wyjaśnia i pokazuje swój kwiatek. Na jednym z jego płatków narysował gitarę – Bo okazało się, że w grupie idą siostry, które z radością będą nam służyć muzycznie – wyjaśnia. Na tym samym płatku narysował też kwiatek – Bo pierwszego dnia na zakończenie modlitwy wieczornej w Brzeźnicy otrzymaliśmy kwiatki wycięte ze sklejki – dodaje. I faktycznie, każdy pielgrzym franciszkańskiej grupy ma zawieszony na szyi sklejkowy kwiatek z pięcioma płatkami. Pięć z jednej strony i pięć z drugiej daje liczbę dni w drodze. – Ustaliliśmy, że każdego dnia na kolejnym płatku będziemy rysować coś, co jest dla nas znakiem Bożego błogosławieństwa, którego doświadczyliśmy w drodze – dorzuca o. Augustyn. Zresztą szukanie pomysłu na pielgrzymkowe dni, tego, co będzie grupę wyróżniać spośród pozostałych pięciu, to jedno z większych wyzwań organizacyjnych. – Żeby wypracować coś, co będzie treściwe i sensowne, spędziłem wiele czasu na modlitwie, rozmowach z ludźmi i przyglądaniu się temu, czym żyjemy, a co za tym idzie, z czym, z jakim bagażem wyruszamy na Jasną Górę – dodaje przewodnik w brązowym habicie.

31 lipca. Wreszcie ich spotykam

Jego franciszkański brat, o. Wiktor Lata, jest wolny od organizacyjnych zmartwień. Po raz drugi wyruszył z Kłodzkiem na Jasną Górę i już mówi o tej pielgrzymce: „moja”. – W ubiegłym roku o. Augustyn obawiał się, że może zabraknąć księży w grupie, dlatego ściągnął posiłki z zewnątrz – dorzuca zakonnik. Ojciec Wiktor na co dzień pracuje w duszpasterstwie powołaniowym na Górze św. Anny. – Wziąłem nawet udział w pielgrzymce opolskiej, jednak to właśnie świdnickiej nie mogłem się w tym roku doczekać – zdradza. Podoba mu się malownicza trasa? – Ona też jest ciekawa, jednak ciągnie mnie tutaj z powodu ludzi – mówi. – Rok temu poszedłem przynaglony prośbą o. Augustyna, w tym roku nie trzeba było mnie prosić. Z niecierpliwością czekałem na pielgrzymkowy start, bo wiedziałem, że spotkam świetnych ludzi i przez kolejne dziesięć dni będą się z nimi modlił, bawił, służył im jako kapłan i wspierał w drodze jako człowiek idący tą samą drogą, w tym samym kierunku, z tego samego powodu – wyjaśnia. Franciszkanin podkreśla klimat, jaki towarzyszy pielgrzymce. – Nie tylko między nami, w grupie, ale także sposób, w jaki nas witają ludzie, jak się nami cieszą, gdy okazują nam swoją życzliwość – to jest niepowtarzalne. – Poza tym wieczorem wciąż jesteśmy razem. Na opolskiej pielgrzymce nie ma grup namiotowych, wszyscy nocują na kwaterach, tutaj jest inaczej. Lepiej. Bo jak mokniemy, mokniemy razem, jak marzniemy, marzniemy razem, jak chrapiemy – też wszyscy o tym wiedzą – uśmiecha się.

1 sierpnia. Zaczynam świętować

– Ja sobie na namiot pozwolić nie mogę – zaczyna swoją historię o pierwszym pielgrzymkowym dniu Alicja Sinicka z Pieszyc. Mieszkanka Pieszyc od lat nocuje u tych samych dobrych ludzi w kolejnych wsiach na trasie do Częstochowy. – Pierwszy raz poszłam na Jasną Górę w roku 1989, potem na Światowe Dni Młodzieży w roku 1991 i jeszcze w roku 1998. Kolejne lata trzeba było poświęcić dla rodziny. W roku 2003 byłam już z Marcinem – mówi uśmiechając się do dwudziestoletniego dzisiaj syna. Ten jest na pielgrzymce po raz trzynasty i dla niego jest to wydarzenie roku. – Rok temu wzięliśmy udział w rekolekcjach Domowego Kościoła, dlatego nie poszliśmy na pielgrzymkę. Bardzo się to nie spodobało Marcinowi, dał nam wtedy popalić – przyznaje. Marcin jest po dziecięcym porażeniu mózgowym. Przez pierwsze półtora roku życia był karmiony sondą. Od 15. roku życia chodzi samodzielnie, ale tylko po twardej, prostej podłodze, dlatego na pielgrzymce jedzie w specjalnym wózku. Nie mówi, ale z mamą i każdym, kto go lepiej zna, porozumiewa się za pomocą gestów i spojrzeń. Ma problem z przełykaniem, dlatego trzeba mu przygotowywać specjalnie rozdrobnione jedzenie. – Dużo tego – mówi matka. – Już dawno nie zadaję sobie pytania: po co iść na pielgrzymkę z tak niepełnosprawnym synem. Przekonałam się już dwanaście razy i chcę się przekonać po raz trzynasty, jak wielkim błogosławieństwem dla mnie i dla całej naszej grupy jest jego obecność – zapewnia.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11