Racja stanu a przyzwoitość

Komentarzy: 1

Andrzej Macura Andrzej Macura

publikacja 26.07.2015 19:11

Mając na ustach dobro wspólne można czasem okazać się bezdusznym samolubem.

Nie jestem specjalistą w sprawach międzynarodowych i pewnie dlatego coraz bardziej się dziwię. Coś, co jeszcze parę miesięcy temu brałem za wynik mojej małej przenikliwości w ocenie międzynarodowych problemów staje się coraz wyraźniej oczywistością. O co chodzi? O sytuację z Państwem Islamskim.

Rzut oka na mapę wystarczy, by dojść do przekonania, że państwo to już dawno powinno przestać istnieć. Wokół siebie ma – nominalnie  – samych wrogów. Są sojusznicy USA: Irak i Turcja. Trochę dalej Arabia Saudyjska i Izrael. Poza tym wielcy wrogowie islamistów: Jordania i Syria Asada. W pobliżu także szyicki Iran. No i w samym Iraku Kurdowie. Wszyscy deklarują chęć walki z islamistami. Rozumiem, że w takiej sytuacji z wrogiem walczy się także na płaszczyźnie gospodarczej. Skąd więc otoczeni przez samych wrogów islamiści mają pieniądze na utrzymanie państwa i prowadzenie wojny? Wiem, że przejęli sporo uzbrojenia irackiej armii. Ale bez kontaktów gospodarczych z sąsiadami trudno sobie wyobrazić, by ich państwo mogło tak długo funkcjonować. Ba, nawet umacniać swoje wpływy. Kto więc wyłamuje się z oczywistego w takiej sytuacji embarga? I jakim cudem szeregi islamistów zasila tylu cudzoziemskich bojowników? Opanowali sztukę teleportacji? 

Dziś już otwarcie mówi się, że islamiści mają ciche wsparcie różnych sił w regionie. Między innymi Turcji. Turcji, która za wroga uważa Syrię Asada i irackich Kurdów. Wzmocnienia tych ostatnich boi się, bo Kurdowie żyją też na jej terytorium. I jeśli wzrosną w siłę mogą zacząć dopominać się o swoje państwo. Chaos za południową granicą jest więc Turcji jak najbardziej na rękę. 

A jak się to ma do deklaracji ich wielkiego sojusznika, Stanów Zjednoczonych, o konieczności zdławienia Państwa Islamskiego? Podobno pod ich patronatem montowana jest jakaś wielka koalicja przeciw islamistom... Serio? Bo mnie coraz bardziej prawdopodobna wydaje się teza, którą z pewną dozą złośliwości wyraziłem, gdy rozpoczynała się Arabska Wiosna, ale której wierząc w dobre intencje światowych przywódców sam nie dawałem wiary: że właśnie o to chodzi, by cały ten obszar stanął w ogniu. I by tego pożaru nikt nie gasił. Szkoda tylko, że cierpią przy tym niewinni ludzie. 

Jeśli zanudzam czytelników rozważaniami na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie to dlatego, że w Polsce dostrzegam podobne postawy. Przez nasz kraj przetacza się wielka dyskusja na temat przyjmowania uchodźców. I tych uciekających przed wojną i tych szukających lepszych warunków życia.  Padają różne argumenty za i przeciw. Bardzo bym chciał, by w ostatecznym rozrachunku to, co nazywa się czasem polską racją stanu czy dobrem Polski i Polaków nie przyćmiło nam zwyczajnej przyzwoitości. Bo wstyd by było, gdyby przyszłą pomyślność Polski miała być okupiona obojętnością na cierpienie niewinnych ludzi.  
 

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..