Ojciec Artur Modzelewski  urodził się w Szczecinku w roku 1962. Tam też ukończył szkołę średnią. W 1983 roku wstąpił do dominikanów w Poznaniu.  12 lat pracował na Łotwie, rok na Litwie, a od 10 lat jest w Estonii.
Ojciec Artur Modzelewski urodził się w Szczecinku w roku 1962. Tam też ukończył szkołę średnią. W 1983 roku wstąpił do dominikanów w Poznaniu. 12 lat pracował na Łotwie, rok na Litwie, a od 10 lat jest w Estonii.
Henryk Przondziono /foto gość

Tam, gdzie nawrócenie jest zdradą

Brak komentarzy: 0
GOSC.PL

publikacja 23.05.2015 06:00

Jak sam mówi, jest jedno- osobowym klasztorem w stolicy jednego z najbardziej zateizowanych krajów na świecie. Z pochodzącym ze Szczecinka dominikaninem o. Arturem Modzelewskim, który od 10 lat pracuje w Estonii rozmawia ks. Wojciech Parfianowicz.

Czyli na ulicę z transparentem: „Jezus Cię kocha” wyjść się raczej nie da?

To jest ostatnie, co można by zrobić. Niektórzy próbowali, ale to absolutnie nie daje żadnych owoców, a nawet nastraja jeszcze bardziej negatywnie. Oni czegoś takiego nie lubią, nie rozumieją i nie przyjmują jako czegoś pozytywnego. To, co ma charakter wtargnięcia w ich sferę prywatną, co niesie ładunek silnej sugestii, nie zdaje egzaminu.

To może warto by się przejść po domach, grzecznie zapukać do drzwi i zaproponować rozmowę o Bogu?

Absolutnie nie. To nie tylko nie ma sensu, ale wręcz nie wolno tego robić. Estończyk nie zrozumie, że ktoś taki chce dobrze. Mimo szczerych chęci głoszącego można wszystko zepsuć na samym początku. Naprawdę trzeba zrozumieć mentalność tych ludzi, ich niesamowicie silne poczucie prywatności. To, co działa u nas, nie będzie działało wszędzie.

Jak zatem ewangelizujecie?

My po prostu jesteśmy otwarci na rozmowę. Widać, że niektórym, zwłaszcza młodym, zaczyna dopiekać duchowa pustka, w której żyją. Ci ludzie zaczynają szukać sensu, szukać czegokolwiek, co byłoby duchowością, a nie ideologią nowoczesności, która jest tak bardzo narzucana przez państwo. Co jakiś czas pojawiają się więc ludzie, którzy chcą po prostu porozmawiać. Staramy się pokazać, że nie chcemy ich na siłę nawrócić, ale że jesteśmy po to, żeby oni mogli, spotykając się z nami, odkryć świat wiary. Od takiego pierwszego kontaktu bardzo dużo zależy. Dopiero po znajomości, która trochę trwa, człowiek się oswaja, mniej się boi, przekonuje się, że nikt nie chce go przerobić na kogoś innego, zaczyna się pozytywny kontakt. Patrzę z nadzieją na rozwój Kościoła w Estonii, ponieważ młode pokolenie bardziej racjonalnie niż ideologicznie ocenia ludzi wierzących. Następuje powoli proces odkłamywania obrazu Kościoła. Zapiekła wrogość do religii trochę odchodzi. Młodzi ludzie coraz częściej chcą posmakować chrześcijaństwa.

Jak to konkretnie wygląda?

Mamy na przykład adorację Najświętszego Sakramentu. Estończycy dobrze w nią wchodzą. Odbywa się przy otwartych drzwiach kościoła. Nie ma krzykliwego zapraszania, jest spokojna informacja o wydarzeniu. Ludzie się modlą, a od czasu do czasu wejdzie ktoś, kto może nie jest jeszcze wierzący. Tego typu spotkanie z wiarą i Kościołem jest odbierane pozytywnie, bo nie wyrywa z prywatności. Obok adoracji sprawdzają się u nas nieszpory, które w naszej dominikańskiej kaplicy śpiewamy codziennie wieczorem, po łacinie, na melodie gregoriańskie. Przychodzi 5 do 7 osób. Mają półgodzinny kontakt z sacrum. Czasami przychodzi ktoś mi nieznany. Jeżeli taka osoba pojawia się od czasu do czasu, to jest to sygnał, że warto zapytać o imię. Nic więcej na początek. Jeżeli przychodzi dalej, to po jakimś czasie dochodzi do bliższej relacji i czasami rodzi się coś więcej. Chwytają też propozycje wykładów czy konferencji, na które Estończycy lubią przychodzić. Ale nie może to być coś czysto religijnego. Ich interesują tematy z pogranicza teologii, socjologii, psychologii czy historii.

Kto do was trafia?

Jest parę nacji, ale najbardziej dynamiczną grupą w Kościele są sami Estończycy – ludzie, którzy odkrywają wiarę od zera. Nie ma innej możliwości, ponieważ nie ma rodzin, które żyłyby wcześniej w tradycji katolickiej i mogłyby wydać pokolenie nowych katolików. Młody Kościół estoński składa się wyłącznie z konwertytów, głównie ludzi młodych. To jest piękne, że oni decydują się na chrzest ze świadomością, że będą podlegać izolacji, także wśród najbliższych. To powoduje, że te relacje we wspólnocie Kościoła są bardziej intensywne, nie tylko formalne. Oni spotykają się po kościele, wspólnie się modlą, trzymają się razem.

oceń artykuł Pobieranie..