Św. Benedykt
Św. Benedykt
Fresk z opactwa w amerykańskim Atchison
Randy OHC / CC 2.0

O dobrej mowie

Brak komentarzy: 0

Włodzimierz Zatorski OSB

publikacja 24.01.2015 05:00

Niewątpliwie faktem jest, że najczęściej grzeszymy językiem. Jest to najczęstszy grzech, jaki popełniamy.

Dlaczego tak jednoznaczne potępienie szemrania? Aby to zrozumieć, trzeba sobie uświadomić, na czym polega zło szemrania, niezależnie od jego „słusznych racji”. Zawsze zatruwa ono samo serce człowieka, zaszczepia w nim gnuśność, prowadzi do noszenia w sobie pretensji, a przez to otwiera Złemu, który jest oskarżycielem braci, przystęp do naszego serca. Szemranie wypowiadane do innych zatruwa ich tym samym jadem. Natomiast według Jana Kasjana cały wysiłek duchowy mnicha powinien koncentrować się na czystości serca, dzięki której może osiągnąć on cel ostateczny, kontemplację Boga:

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5, 8).

Szemranie niszczy tę czystość. Mówił o tym bardzo jasno Pan Jezus, odpowiadając na zarzut, że Jego uczniowie jedzą nieumytymi rękami. Wskazał wówczas, na czym polega prawdziwa nieczystość:

Nic z tego, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może uczynić go nieczystym; bo nie wchodzi do jego serca, lecz do żołądka i na zewnątrz się wydala. Tak uznał wszystkie potrawy za czyste. I mówił dalej: Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym (Mk 7,18–23).

Szemranie należy do zła, które wychodząc z serca, czyni nas, w szczególności samo serce, nieczystym. Niszczy ono w ten sposób cały owoc duchowego wysiłku. Jeżeli staramy się o czystość serca, musimy odrzucić wszelkie szemranie. Dlatego św. Benedykt nie akceptuje go i potępia na każdym miejscu.

Jednak nie tylko potępia, lecz znając siłę pokusy szemrania, św. Benedykt zaleca opatowi i innym przełożonym, aby zapewnili mnichom takie warunki życia i pracy, aby nie mieli słusznych powodów do niego (zob. RegBen 41,5; 53,18).

Mądrość życia polega na tym, że znając nasze słabości, potrafimy odpowiednio się z nimi obchodzić. Duchowość św. Benedykta nie jest represyjna, to znaczy nie ogranicza się do zwalczania zła, czy narzucania ograniczeń. Wysiłek duchowy ma o tyle sens, o ile prowadzi do życia. Potrzeba zatem pozytywnego działania polegającego na właściwym uporządkowaniu życia, aby wszystkie naturalne potrzeby znalazły właściwe zaspokojenie i w ten sposób nie stawały się powodem „słusznego niezadowolenia”.

W człowieku istnieje niewątpliwie ogromna potrzeba mówienia. Dietrich Bonhoeffer, siedząc w celi śmierci w hitlerowskim więzieniu, pisał: „Ludziom wydaje się tutaj, że mogą bez przerwy gadać o wszyst­kim. Zachowują się tak, jak gdyby chcieli zagadać siebie w niepohamowanej namiętności mówienia”. Istnieje w nas prawdziwie „niepohamowana namiętność mówienia”. Najłatwiej ją dostrzec w sytuacjach, gdy nie działają zwykłe hamulce samokontroli. Pod wpływem alkoholu w knajpach wszyscy starają się mówić do innych, wykrzyczeć swoje pretensje i żale. Najczęściej jednak nikt ich nie słucha, bo sam stara się powiedzieć swoje. W tej namiętności mówienia wyraźnie jest obecna potrzeba uzyskania potwierdzenia siebie i swoich racji. Zawiera się w niej ogromne wołanie: „przecież jestem, usłysz mnie!” W ogólnym amoku może się wydawać, że jest się słuchanym. Jednak w takiej atmosferze nie można spotkać się ze zrozumieniem i prawdziwą akceptacją. Aby zrozumieć drugiego, musimy prawdziwie słuchać. A tego nie da się zrobić w rozgardiaszu i w atmosferze wzajemnego przekrzykiwania.

Tutaj jednak pojawia się inne niebezpieczeństwo: Słuchacz, który, wydaje się, spokojnie słucha i nas rozumie, sprawia wrażenie, że jest z nami, potwierdza nam nasze racje, popiera nas. Wykorzystuje w ten sposób ogromną potrzebę potwierdzenia. Aby je uzyskać, jesteśmy w stanie zrobić wszystko i dlatego bardzo łatwo dajemy się wykorzystać przez sprytnych ludzi, którzy nami manipulują, dając pozorne potwierdzenie. Zazwyczaj jednak okazuje się, że dają je za coś: za podobne potwierdzenie, za poparcie, za usługi, za podporządkowanie się im itd. Taki mechanizm jest wykorzystywany na przykład w sektach.

Bardzo ważne dla każdego z nas jest uświadomienie sobie owej potrzeby mówienia, aby uzyskać wysłuchanie i potwierdzenie samego siebie. Sama ta potrzeba wyrasta z natury osobowego istnienia. Osoba bowiem jest kimś, kto się spełnia we wzajemności z inną osobą. Podstawowym wymiarem tej wzajemności jest słowo, czyli rozmowa. Człowiek jest stworzony do dialogu.

Pewien ksiądz, który trafił do szpitala, wykorzystał pozytywnie potrzebę mówienia o sobie. W pokoju, gdzie go umieszczono, panowie nieustannie oglądali telewizję. Chcąc to przerwać, zaczął pytać swoich sąsiadów o ich historie. Okazało się, że każdy z nich miał dużo do opowiedzenia o sobie, o tym, co go w życiu spotkało. Telewizor wkrótce wyłączono, bo zaczął przeszkadzać.

W sercu każdego z nas istnieje ogromna potrzeba dzielenia się sobą. Najczęściej jednak brak kogoś, kto chciałby posłuchać. Mówienie ma sens jedynie wówczas, gdy ktoś milczy i słucha. Inaczej pozostaje ono rozpaczliwym krzykiem, wołaniem o akceptację. Z kolei zakaz mówienia oznacza wyeliminowanie kogoś z życia wspólnego. Prawo głosu jest prawem podstawowym, wynika ono z miłości bliźniego. Dlatego trzeba umieć milczeć, żeby słuchać drugiego i w ten sposób okazać mu szacunek, który jest fundamentem miłości.

Milczenie otwiera nas na słuchanie, a przez to prowadzi do prawdziwego spotkania się z drugim człowiekiem. Słuchanie  w milczeniu jest warunkiem spotkania z drugim człowiekiem, szkołą spotkania się z nim.

***

Włodzimierz Zatorski OSB, Milczeć, aby usłyszeć, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC



[1] Zob. Jk 3; Mdr 1,11; Syr 5,13; 6,5; 28,13–26; 37,18.

 

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..