Nie wiem, czy w czasie Mszy ślubnej na pierwszym miejscu jest para młodych, Pan Jezus i sakrament, czy fotograf polujący na tysiące zdjęć.
Wchodzę do zakrystii. Panna młoda właśnie przegląda się w lustrze, które tam wisi. Nie zauważa mnie, nie ma czasu na rozmowę. To dopiero początek. Potem fotograf, któremu zapłacili kilka razy więcej niż księdzu (jak to brzmi). Więc się stara, szaleje. I nie wiem, czy w czasie Mszy ślubnej na pierwszym miejscu jest ślub, para młodych, być może Pan Jezus i sakrament, czy fotograf polujący na tysiące zdjęć.
I za chwilę widzę rozbiegane oczy pary młodej, która nie wie, jak się zachować w kościele. Są w nim od święta; ślub jest świętem, więc są.
W każdym razie, od pewnego czasu zastanawiam się przed ślubem, czy się starać. Bo wygląda to tak, że jestem jedyną osobą, której w czasie ślubu zależy na ślubie. Już kilka razy z trudem powstrzymałem się, by nie przerwać obrzędu. Para młodych była w centrum, pozowała do zdjęć, żartowała sobie… A tu Psalm, Ewangelia, przysięga… Ale jakie to ma znaczenie. Kiedyś pan młody „ochrzanił” mnie, że zwracam przed ślubem uwagę fotografowi.
Powiem: piszę ten tekst i nie mogę uwierzyć, że do tego doszło. Nazwałbym to ślubem bez poczucia sacrum. I pytam się sam siebie: czy ja muszę w tym uczestniczyć?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.