1 procent bólu Maryi
Aleksandra Matuszczyk-Kotulska z mężem Januszem Arch. rodzinne Aleksandry Matuszczyk-Kotulskiej

1 procent bólu Maryi

Brak komentarzy: 0

Przemysław Kucharczak; GN 12/2013 Katowice

publikacja 28.03.2013 09:30

Jaki miałem w życiu mój największy Wielki Tydzień? – zapytaliśmy o to czworo katolików z archidiecezji.

Aleksandra Matuszczyk-Kotulska historyk, autorka książek o dziejach śląskich miejscowości, dziennikarka, wice-Ślązaczka Roku 1994 w konkursie „Po naszymu, czyli po śląsku”; mieszka w Rydułtowach

– Mój największy Wielki Tydzień miał miejsce w 2008 r., ale przygotowania do niego zaczęły się już dwa lata wcześniej. W 2006 roku przyjęliśmy do rodziny zastępczej dwójkę dzieci. Chcieliśmy wspólnie z mężem i dwójką własnych dzieci stworzyć im dom. Dwa lata radości, nadziei, postępów dzieci w rozwoju, radości z przyjęcia chrztu i Komunii świętej. Odkrywania, kto to Bóg, i tego że kocha je za nic, a nie tylko wtedy, kiedy są grzeczne i nie plączą się pod plączącymi się z przepicia nogami. Ale te przygotowania do Wielkiego Tygodnia to także i Droga Krzyżowa: wyprowadzania z lęków, złych nawyków, a zwłaszcza droga od rozprawy do rozprawy. I w końcu w 2008 r. wyrok. Mimo wszelkich opinii ośrodków specjalistycznych i sądu I instancji, ten II instancji orzekł, że dzieci wracają do domu. Ktoś umył ręce. Jakieś skojarzenie? Wielki Tydzień i wielkie cierpienie, do wytrzymania tylko dlatego, że Jezus umierał na krzyżu. Jednoczyliśmy się w bólu z Jezusem. On na krzyżu, my z własnym krzyżem w domu. Mieliśmy trzy dni na spakowanie dwóch lat życia dzieci. Na kolanach, ze łzami w oczach, a każda kartka, każda książka, każde ubranie wywoływało wspomnienia. I ten strach. Co z nimi się tam stanie? Chociaż w jednym procencie rozumiałam Maryję, jak musiała bać się o Jezusa. A potem oddanie dzieci, już po Wielkim Tygodniu, i słowa najmłodszego, czterolatka: „Pa, pa, mamo, zaraz wrócę”. Mimo że w Kościele świętowano już od tygodnia Zmartwychwstanie, nasza droga krzyżowa trwała nadal. Myślałam, że jej nie wytrzymam. Gdyby poszli do rodziny adopcyjnej, gdyby poszli do rodziców, którzy się poprawili... Ale ta świadomość, że tam znów może stać im się krzywda, była największym cierpieniem, jakiego doznałam kiedykolwiek w Wielkim Tygodniu i po nim. Wytrzymaliśmy, bo nasza wiara to nadzieja. Zmartwychwstaliśmy, m.in. dla naszych dzieci biologicznych. Bo wiemy, że Bóg i ze śmierci wyprowadził dobro.

oceń artykuł Pobieranie..